Imbramowice to miejscowość malowniczo położona na skraju dużych lasów, gdzie pośród pól i wapiennych skałek wije się rzeka Dłubnia. Ta – można by rzec – oaza spokoju, ma w swojej historii także dramatyczne chwile. 15 sierpnia 1863 r. doszło tutaj do niezwykle zaciętej bitwy powstańczego oddziału braci Habichów z trzykrotnie liczniejszymi carskimi sołdatami. Powstańcy, w sile około 400 żołnierzy, wyruszyli 14 sierpnia z Krakowa, przekraczając granicę zaboru austriackiego i rosyjskiego. Po potyczce z Rosjanami pod Pieskową Skałą postanowili wypocząć w Imbramowicach. Jednak ich tropem, z kilku stron, podążali Rosjanie. Polacy osaczeni przez przeważające siły rosyjskie musieli przyjąć krwawą bitwę w Imbramowicach. Jej epizodem była bohaterska obrona dworu w sąsiedniej wsi Glanów, gdzie 19 obrońców przez kilka godzin wiązało rosyjskie siły zadając atakującym poważne straty.
Dowodzący powstańcami bracia Habichowie, wiedząc o nadchodzących od strony Olkusza (przez sąsiednią wieś Glanów) kolejnych oddziałach rosyjskich, zlecili hrabiemu Aleksandrowi Krukowieckiemu obsadzenie wąwozu małym, 20-osobowym oddziałem saperów. Tam – w wyniku strzelaniny – ranny w łydkę został rosyjski dowódca książę Aleksy Iwanowicz Szachowski (który od tej pory dowodził bitwą z karczmy).
Polak umiera, ale się nie poddaje
Powstańcy Krukowieckiego, odcięci przez Kozaków od głównych sił, szukali miejsca do obrony – znaleźli je w glanowskim dworze. Carscy żołnierze natychmiast przypuścili atak na dwór, skutecznie jednak odparty przez obrońców, m.in. dzierżawcę Leona Rutkowskiego i jego syna (Rutkowski, wprawny strzelec, był weteranem Powstania Listopadowego).
Wtedy Rosjanie podpalili zabudowania gospodarcze i dach dworu. Gdy jeden z obrońców przyznał, iż woli samobójczą śmierć, niż oddanie się w ręce Rosjan, Krukowiecki zbeształ go mówiąc: „Dziś święto Matki Boskiej! Ufam, że wyjdziemy zwycięsko! Ufność w pomoc Matki Boskiej nie zawiodła mnie nigdy w życiu”. Obrońców chroniła przed ogniem solidna gliniana powała, a przed Rosjanami niezwykłe celne oko Krukowieckiego, Rutkowskiego i ppor. Staszewskiego.
Doszło do rozejmu. Obrońcy pozwolili zabrać Rosjanom rannych, ci zaś zaproponowali nietykalność kobiet i dzieci znajdujących się we dworze. Dzięki temu ocaleli żona i syn Rutkowskiego, jednak Kozacy (łamiąc słowo) ciężko postrzelili służącą. Takie zachowanie wzmogło opór obrońców, którzy zaplanowali (po skończeniu amunicji) atak na bagnety, szykując się na pewną śmierć. Gdy rosyjski oficer zaproponował honorową kapitulację, dowodzący obroną hrabia Krukowiecki (nawiązując do słynnej odpowiedzi spod Waterloo „Gwardia umiera, ale się nie poddaje”) odparł: „Polak umiera, ale się nie poddaje”.
Wobec takiej postawy obrońców Rosjanie próbowali podejść powstańców coraz to z innej strony, jednak niezwykle celny ogień niwelował ich plany. Po kilku godzinach walki Rosjanie, tracąc kilkudziesięciu zabitych, odpuścili sobie zdobywanie dworu i skierowali się w stronę Imbramowic. Wtedy przed dwór przedwcześnie wyszedł jego dzierżawca Rutkowski i dosięgła go kula rosyjskiego marudera.
Była to ostatnia ofiara kilkugodzinnej bitwy, która przeszła do legendy. Dla dziewiątki powstańców, którzy ją przeżyli, był to prawdziwy cud. Dzięki ich relacjom wiemy dzisiaj dokładnie, jak wyglądała obrona dworu w Glanowie.
Cudowne ocalenie klasztoru w Imbramowicach
Następnego dnia, 16 sierpnia 1863 r. Kozacy, chcąc się zemścić za duże straty w walkach z powstańcami, postanowili zdobyć klasztor norbertanek, w którym mieścił się powstańczy szpital polowy. Kozacy byli wściekli na mniszki za to, że niosły pomoc polskim insurgentom. Ciężko ranni powstańcy nie byli w stanie podjąć jakiejkolwiek obrony, choć klasztor obwarowany był solidnym murem. Zdobycie klasztoru przez rozjuszonych Kozaków było jedynie kwestią czasu, o czym zakonnice doskonale wiedziały. Jedynym ratunkiem była modlitwa, toteż w momencie ataku wszystkie mniszki rzuciły się na kolana żarliwie prosząc Opatrzność o ratunek. I ten przyszedł w ostatniej chwili ze strony… księcia Szachowskiego, który przybywszy pod klasztor w momencie, gdy napastnicy włamywali się na jego teren, rozkazał natychmiast przerwać atak. Tym sposobem norbertanki w Imbramowicach zostały cudownie uratowane.
Klasztor norbertanek za pomoc powstańcom został ukarany przez carskie władze konfiskatą dóbr, ale udało mu się przetrwać do czasów nam współczesnych. Dzisiaj pięknie odrestaurowany nazywany jest „perłą nad Dłubnią”. W przyklasztornym domu pielgrzyma zatrzymują się turyści spragnieni ciszy, spokoju, kontemplacji i pięknych krajobrazów. Klasztor stanowi rzadki i wyjątkowo cenny skarbiec wielowiekowego dziedzictwa zakonu premonstrateńskiego (norbertanów) funkcjonującego od roku 1229 do dnia dzisiejszego. To kawał historii. Dość wspomnieć, że ze zgliszcz odbudowany został po spaleniu przez Mongołów w 1260 r. Imbramowickie norbertanki są przekonane, iż to, że klasztor nie został zniszczony w roku 1863 zawdzięczają jedynie wysłuchanym modlitwom, gdyż po rannym od powstańczej kuli księciu Szachowskim Kozacy spodziewali się zgoła innego rozkazu…
Wszelkie zawieruchy przetrwał też dwór w Glanowie. O jego heroicznej obronie rozpisywała się prasa polska w Galicji oraz prasa zagraniczna (szczególnie we Francji), a ryciną „Obrona dworu” uwiecznił go zaś Artur Grottger. Dwór w Glanowie, przechodząc w ręce krewnych jego dzierżawcy, został odbudowany. W czasie II wojny światowej był miejscem, w którym ukrywali się Żydzi i żołnierze Armii Krajowej. Po wojnie fakt, iż uratowany we dworze Żyd zajął wysokie stanowisko w PRL uchronił to miejsce przed nacjonalizacją i zamienieniem w przedszkole czy ośrodek zdrowia. Kolejny cud.