19 grudnia jedzie Pan z paczkami dla Polaków mieszkających na dawnych Kresach II RP. Był Pan tam już wcześniej…
Byliśmy tam, czyli na Wołyniu, już kilka miesięcy temu z darami dla rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi. Jako samorządowcy z Krakowa. Przyszły wtedy do nas 382 rodziny z dziećmi, którym przekazaliśmy (głównie od ludzi z Zachodu – Szkocja, Stany Zjednoczone) trochę jedzenia, słodycze, z których dzieci były – wiadomo – najbardziej ucieszone. Ale daliśmy też rodzinom środki czystości, przybory szkolne (zeszyty, pisaki) i… sól z Wieliczki, gdyż Rosjanie rozwalili warzelnie soli i jej cena skoczyła na 10 zł za kilo. To było w lipcu, czyli chwilę przed sezonem kiszenia, które jest na Wschodzie bardzo popularne, no i zdrowe, a sól do tego jest niezbędna. Pani burmistrz z Łucka zorganizowała swoich pracowników i wszystko poszło w mig, czyli bardzo sprawnie. Przypominało mi to czasy gdy w stanie wojennym (1982-1983) to my otrzymywaliśmy dary, bo jak wiadomo prawie niczego wtedy w sklepach nie było. Pamiętam pomarańczowy holenderski ser w blokach – do dziś mam do niego słabość.
Który raz będzie Pan przekraczał polsko-ukraińską granicę jadąc z pomocą i do jakich rejonów Ukrainy trafiły już dary?
Spiritus movens pomocy jest Łukasz Wantuch, który rozkręcił akcję pomocy właściwie od samego początku. Stworzył ekipę, która jeździ do Bachmutu, Izumia, Chersonia, za Charków – praktycznie bardzo blisko linii frontu. Ja jadę z przyjaciółmi po raz trzeci.
Jaką Ukrainę czasów wojny z Rosją Pan zobaczył?
Na zachodzie Ukrainy, czyli przy granicy z Polską, jest w miarę spokojnie – prócz postów, czyli posterunków, godziny policyjnej i sporadycznych alarmów bombowych, kiedy trzeba się schować w schronach lub być bardziej uważnym. Polaków przyjmują tam z niezwykłą życzliwością.
Powiem tak: pierwszy raz od rzezi wołyńskiej Ukraińcy posprzątali nieliczne cmentarze, na których leżą ofiary tych nieludzkich i bratobójczych rzezi (według różnych danych zginęło do 100 tys. ludzi). Atmosfera jest inna. Byłem na Ukrainie, w Mariupolu, na przełomie 2014/2015 roku i był tam wtedy większy chaos (poza tym wtedy Ukraińcy tę wojnę przegrywali).
Gdzie konkretnie trafią paczki, które Państwo właśnie przygotowujecie?
Paczki trafią głównie do mieszkających tam Polaków. W lipcu poznaliśmy tamtejszego szefa miejscowej Polonii i wydawcę „Monitora Wołyńskiego”, pana Walentego Wakuloka – architekta i dziennikarza. W siedzibie redakcji, przy wejściu, leżały koktajle Mołotowa. „Do obrony!” – powiedział pan Walenty. To mnie strasznie ujęło, ta determinacja. On zna tamtejszych Polaków i to on przekazał, co trzeba przywieźć: kawę, herbatę, polską czekoladę, szynkę, kabanosy i świeczki, a także popularną tam bardzo kaszę gryczaną i kartki z życzeniami. Rodzin i samotnych jest tam około 90 osób, część z problemami onkologicznymi i to do nich trafią nasze paczki.
W jaki sposób można przyczynić się do tego, by paczek z darami było więcej? Kto jest organizatorem zbiórki?
Zbieramy przez wpłatę na konto NZS 1980 (37 1240 4722 1111 0010 2115 5551) z dopiskiem: Pomoc dla Wołynia i powiem – każde sto złotych się liczy. Mam tylko nadzieję, że mróz zelżeje, przestanie padać śnieg i przebrniemy przez ukraińskie drogi.
Na koniec nie mogę nie zapytać o nastroje, jakie panują wśród Polaków mieszkających na Ukrainie i wśród samych Ukraińców. Jest duża wiara w zwycięstwo nad Rosją?
Na to pytanie odpowiem po powrocie.
Życzę zatem szczęśliwej drogi i proszę przekazać pozdrowienia od czytelników Forum Polskiej Gospodarki, których zapraszamy do wsparcia tej akcji.
Jarosław Mańka