W kwietniu liczba nowo udzielonych kredytów była w Chnach najmniejsza od pięciu lat, a analitycy sugerują, że dane za maj nie będą dużo lepsze. Sprzedaż domów nadal spada, ujawniając brak zainteresowania kredytami hipotecznymi. Zarówno deweloperzy, jak i podmioty powiązane z branżą nieruchomości nie zaciągają nowych zobowiązań. Innymi słowy – chińskie banki mają trudności ze znalezieniem chętnych do brania pożyczek.
Ludzie wolą oszczędzać
Chińczycy nie chcą ryzykować. Widmo kolejnych lockdownów – takich jak te, które sparaliżowały działalność gospodarczą Szanghaju – powoduje, że obywatele unikają zaciągania kredytów.
Jak wynika z danych opublikowanych przez chiński urząd statystyczny sprzedaż detaliczna spadła o 11,1 proc. w porównaniu do ubiegłego roku. Chińscy konsumenci wydają teraz najmniej od początku pandemii. Stopa bezrobocia natomiast wzrosła w kwietniu do poziomu 6.1 proc., czyli o 0.3 proc. więcej w porównaniu z marcem. Wiele lokalnych firm, które z powodu pandemii musiały wstrzymać produkcję, odnotowały znaczne straty. Ta część, która nie zbankrutowała, zdecydowała się na redukcję etatów. Powyższe sprawia, że wiele przedsiębiorstw wstrzymuje plany ekspansji.
„Mały popyt na kredyty wskazuje na pogorszenie oczekiwań podmiotów rynkowych i spowolnienie ekspansji biznesowej” – powiedział Xing Zhaopeng, starszy strateg ds. Chin w Australia & New Zealand Banking. „Sugeruje to, że ożywienie gospodarcze w Chinach może być słabe nawet w trzecim kwartale” – dodaje Xing Zhaopeng.
Pułapka płynności
Obecna sytuacja, w jakiej znajdują się Chiny, jest przez ekonomistów nazywana pułapką płynności. Zjawisko to najczęściej pojawia się po recesji, kiedy społeczeństwo wykazuje niechęć do wydawania pieniędzy w obawie przed następnym kryzysem. Innymi słowy, posiadane zasoby zamiast krążyć w gospodarce są chomikowane. Pułapce płynności towarzyszy deflacja, czyli długotrwały spadek cen. Paradoksalnie – deflacja działa demotywująco na konsumentów, którzy przesuwają zakup określonych dóbr w czasie, oczekując dalszego spadku cen.
Chcąc konkurować cenowo przedsiębiorcy zmuszeni są zmniejszać koszty produkcji, co zazwyczaj oznacza zwolnienia albo cięcia w wynagrodzeniach. W sytuacji pułapki płynności bank centralny traci możliwości zwiększenia podaży pieniądza przez co nie ma skutecznego narzędzia stymulowania gospodarki.
Tymczasem komunistyczne władze wywierają presję. Ludowy Bank Chin zwrócił się do banków komercyjnych o „zrobienie wszystkiego, co możliwe”, aby zwiększyć liczbę udzielanych kredytów. Lokalne władze zdają się nie dostrzegać, że system finansowy jest zalany gotówką, a aktualna polityka pieniężna prowadzona przez bank centralny, w coraz mniejszym stopniu stymuluje wzrost gospodarki. W Chinach już teraz stopy procentowe są na rekordowo niskim poziomie. Część międzybankowych stóp procentowych jest bliska 0 proc. Banki pożyczają pieniądze po zerowych kosztach, ponieważ nikt ich nie chce. Pieniądze przechodzą z jednej strony systemu finansowego na drugą, ale ostatecznie nie przenikają do gospodarki.
Pakiet stymulacyjny
Chiny wszelkim sposobami próbują ożywić gospodarkę, którą skutecznie zablokowały kolejne lockdowny. 31 maja ogłoszono pakiet 33 środków fiskalnych, finansowych, inwestycyjnych i przemysłowych mających na celu jej reaktywację. Rząd wzywa również regiony do promowania „zdrowego rozwoju” firm platformowych, które mają pomóc w stabilizowaniu się sytuacji na rynku pracy.
Miejmy nadzieję, że starania władz azjatyckiego giganta przyniosą skutek, inaczej chińska recesja – niczym covid – może rozsiać się po całym świecie.