Och – czego tu nie ma do kupienia… Środek do usuwania sierści domowych pupili z pralki. Uchwyt na papier toaletowy w kształcie uśmiechniętego welociraptora. Kubek z fikuśnym cybuchem do palenia „ziół”. Fartuch wyłapujący włoski z brody podczas golenia. Smartwatche, pomysłowe T-shirty, podróbki sportowych butów, narzędzia do grillowania, akcesoria do rowerów a nawet środki do samoobrony – to tylko nieliczne przykłady z tysięcy przedmiotów i gadżetów, których zakupem kusi coraz mocniej rozpychający się na rynku chiński portal TEMU.
Czarnopiątkowy rzeźnik cen
Przede wszystkim jest tu tanio. Tak tanio, jak nigdzie. Czasem wręcz niewiarygodnie tanio. Przy tym portal TEMU obiecuje szybszą dostawę, gwarantując prawo do bezpłatnego zwrotu wadliwego towaru.
Przeciętny Polak nabywający te towary ma czuć się jak miliarder wydając jednak bardzo niewiele. Bo nie chodzi tu o drogie luksusowe zakupy, tylko o to, by było ich w koszyku dużo. To daje chwilowy zastrzyk dopaminy coraz bardziej sfrustrowanemu rzeczywistością Europejczykowi. Chińczycy dobrze wiedzą, czego takiemu konsumentowi potrzeba.
Swoją sprzedaż TEMU urozmaica interaktywnymi „kołami nagród” i innymi zachętami, na przykład błyskawicznymi wyprzedażami. Również płatności za zakupy są błyskawiczne i maksymalnie proste. Firma szturmem podbija sieć za pomocą swojej aplikacji – trzeba przyznać, że „lekkiej” i przejrzystej.
Swoją działalność TEMU rozpoczęło w USA w 2022 roku. Potem rozszerzyło ją na Kanadę, Australię i Nową Zelandię. Bardzo szybko odbiło ponad połowę udziałów w rynku od swojego amerykańskiego rywala, potężnego hurtownika mody Shein.
Podczas zeszłorocznych wyprzedaży w Czarny Piątek, łączna wartość sprzedanych przez aplikację produktów wzrosła do 400 mln dolarów i to tylko w jednym miesiącu, w kwietniu.
W stosunku do nowej chińskiej aplikacji istnieją jednak zastrzeżenia. Nie wiadomo po prostu, czy bezpiecznie przechowuje dane swoich użytkowników. Według Politico, aplikacja została tymczasowo zawieszona w sklepach Apple po tym, jak Apple stwierdziło, że wprowadzała użytkowników w błąd co do wykorzystywania ich danych.
Ochama również atakuje
Kilka dni temu inny chiński hipermarket sieciowy Ochama ogłosił, że wchodzi na nowe rynki dziewiętnastu krajów, w tym także i Polski. W ten sposób będzie już obecny w 24 krajach naszego regionu. Ochama chce powalczyć na rynku przede wszystkim szybkością dostaw, co jest piętą achillesową takich sprzedawców, jak np. konkurencyjny Aliexpress. Towary do krajów zachodnioeuropejskich będą docierać więc nie z Chin, tylko – znacznie szybciej – z magazynu zlokalizowanego w Holandii.
„Klienci w Holandii, Niemczech i Belgii mogą korzystać z opcji odbioru następnego dnia, a z czasem zamówienia będą dostępne w ponad pięciuset punktach odbioru” – czytamy w „Wiadomościach Handlowych”. Z tego samego źródła dowiadujemy się także, że Ochama należy do JD.com, chińskiej firmy e-commerce. Spółka ta na rodzimym rynku sprzedaje wszystko: od świeżej żywności po odzież, elektronikę i kosmetyki. W Polsce JD.com ma już swoje magazyny i współpracuje m.in. z portugalską Biedronką.
Najwyższy czas działać!
Podczas gdy eurokraci próbują na siłę przekonywać niektóre kraje do niekoniecznie korzystnych dla nich rozwiązań, gdy mozolnie opracowują normy dotyczące przysłowiowej już krzywizny ogórka oraz usiłują narzucać krajom Wspólnoty absurdalne rozwiązania i modele gospodarcze, Chińczycy nie zasypiają gruszek w popiele. Robią swoje. Coraz głębiej, bez nadmiernego rozgłosu, wnikają w europejską tkankę gospodarczą. Jeśli tzw. Europa się nie ocknie i sprawnie nie wypracuje realnych oraz skutecznych rozwiązań konkurencyjnych, może już za 10-20 lat wszyscy obudzimy się z ręką w nocniku. Chińskim.