Czarne chmury zbierają się nad odbudową Ukrainy przez polskie firmy. Strzeliliśmy sobie (firmom i naszej gospodarce) w kolano zanim jakakolwiek realna odbudowa naszego wschodniego sąsiada w ogóle się zaczęła. Przegraliśmy już walkę w najprostszym sektorze – rolnictwie.
Zanim zaczniemy zgłębiać problem, musimy odrobić podstawową lekcję z ekonomiki rolnictwa. Jest ona taka: im wcześniej w łańcuchu wartości produktu spożywczego jesteśmy, tym niższą marżę zgarniamy. Innymi słowy, rolnicy mają najniższe marże, skup wyższą, a przetwórcy sprzedający nam gotowy, zapakowany w sklepie towar zarabiają najwięcej. Im bardziej przetworzony jest produkt, tym więcej na nim zarabiamy. Per analogia, lepiej produkować gotowe układy scalone niż „suche” płytki kwarcowe czy cynę potrzebną do ich produkcji. Tak jest w każdym sektorze. Wracamy do rolnictwa.
W minionych miesiącach przez nasz kraj przejeżdżały miliony ton zboża z Ukrainy. Nasze porty, tranzyt kolejowy oraz rodzimi pośrednicy już zaczęli zarabiać w tym interesie. Ale prawdziwe miliony były gdzieś indziej. Znaczna część zboża była także kupowana przez polskie firmy przetwórcze, które uzyskały dostęp do niezwykle taniego surowca. Po raz pierwszy od lat firmy produkujące przetworzoną żywność ponownie stały się konkurencyjne na rynkach zagranicznych. Symboliczna tona zboża z Ukrainy czyniła świetne możliwości eksportowe dla producentów ciastek, mięsa, jogurtów, a nawet sera. Miliardy złotych czekały na nasze firmy.
I się nie doczekały. Bo konkurencją taniego surowca poczuli się dotknięci inni uczestnicy rynku – rolnicy. Nie ma w nich winy, że oferują droższy surowiec. Mamy gospodarkę bardziej wysokokosztową i racja – wysokie rygory administracyjne i sanitarne, które podbijają ceny. Ale niestety, jeśli państwo ingeruje w rynek i dokonuje wyboru, powinno dokonać arbitrażu służącemu dobrobytowi nas wszystkich. A silniejsza gospodarka to postawienie na produkty przetworzone i sektory oferujące produkty wysokomarżowe. Ale nie. My dalej będziemy cieszyć się, że jesteśmy królem produkcji jabłka, zamiast produkcji samochodów. Królem produkcji mleka, zamiast ekskluzywnych serów i wędlin.
Importu do polski zboża zakazujemy. Rolnicy się cieszą. Podobnie jak firmy niderlandzkie, które już zacierają ręce na tani surowiec. Szczodrzy dla narodu ukraińskiego Holendrzy już przekazali 100 mln euro na zakupy materiału siewnego dla ukraińskich rolników. I to jest pomoc dla przyjaciela w potrzebie!
A my dalej będziemy marzyć, jak to odbudujemy Ukrainę i stworzymy na tym gruncie siłę naszej gospodarki. Wystarczy żyć z wyobrażeń, nie realnego działania. A potem będziemy płakać, że znów tyle zrobiliśmy dla sąsiada w potrzebie, a nic z tego nie ugraliśmy. Ale wiadomo, nasza słabość narodowa do rolnika to nic nowego. Jak zresztą napisał w „Weselu” Stanisław Wyspiański: „My jesteśmy jak przeklęci, że nas mara, dziwo nęci, wytwór tęsknej wyobraźni serce bierze, zmysły drażni; że nam oczy zaszły mgłami; pieścimy się jeno snami, a to, co tu nas otacza, zdolność nasza przeinacza: w oczach naszych chłop urasta do potęgi króla Piasta!”.
Piotr Palutkiewicz