Wśród tegorocznych faworytów na polskich kandydatów do Oscara 2024 wymieniane były trzy filmy: „Zielona granica” Agnieszki Holland, „Chłopi” DK Welchman i Hugh Welchmana oraz „Kobieta z…” Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta. W skład oscarowej komisji selekcyjnej Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej oprócz przewodniczącej Ewy Puszczyńskiej – producentki oscarowej „Idy” i nominowanej w trzech kategoriach „Zimnej wojny” oraz dyrektora PISF Radosława Śmigulskiego zasiedli: Aneta Hickinbotham – producentka nominowanego do Oscara „Bożego Ciała”; Ewa Piaskowska – producentka i współscenarzystka nominowanego do Oscara „IO”; Allan Starski – laureat Oscara za scenografię do „Listy Schindlera” oraz Maciej Ślesicki – reżyser i scenarzysta, producent nominowanych do Oscara filmów krótkometrażowych „Nasza klątwa” i „Sukienka”. Głosowanie zakończyło się wynikiem 4:2 dla „Chłopów”. Wybór wywołał morze kontrowersji, bo wielu to „Zielonej granicy” oczekiwało na czerwonym dywanie w Hollywood. Przewodnicząca Ewa Puszczyńska w specjalnym oświadczeniu wyjaśniła, że wybór ten nie był w żaden sposób związany z nagonką na film Agnieszki Holland (wobec której to nagonki wyraziła głęboki sprzeciw).
„Chłopi” – rywal godny gali oscarowej
„Chłopi” od samego początku byli groźnym rywalem „Zielonej granicy”. Koniec końców to ta animowana opowieść przeszła dalej i powalczy o nominację do Oscara 2024 w kategorii najlepszy pełnometrażowy film międzynarodowy (lista ostatecznych nominacji Amerykańskiej Akademii Filmowej zostanie ogłoszona po koniec stycznia). Swoją światową premierę film miał na początku września na festiwalu filmowym w Toronto, gdzie dostał kilkuminutową owację na stojąco, a zaledwie parę dni później był nagradzany gromkimi brawami na festiwalu filmowym w Gdyni. Bo „Chłopi” to obraz niezwykły. Film nawiązuje oczywiście do „Chłopów” – noblowskiej powieści Władysława Reymonta i zachował jej wspaniały klimat Polski sprzed ponad stu lat. Welchmanowie na oscarowej scenie zaistnieli już 6 lat temu jako twórcy zrealizowanego tą samą techniką „Twojego Vincenta”. W „Chłopach” występują jednak prawdziwi aktorzy – Kamila Urzędowska, Małgorzata Kożuchowska, Mirosław Baka, Robert Gulaczyk, Maciek Musiał, Sonia Bohosiewicz i in. – i na tę obsadę nikt narzekać nie może. Co do procesu twórczego, to była to żmudna i długa praca. Pierwsze sceny zaczęto kręcić trzy lata temu, a potem przystąpiono do ręcznego „przemalowywania” – klatka po klatce – nagranych scen, a film składa się z 40 tysięcy klatek. Każdy kadr stał się obrazem. Pracę tę wykonało ponad 100 malarzy (zużyli 1350 litrów farby), a wszystkie obrazy zostały stworzone w duchu reymontowskiej Młodej Polski. Niektóre ze scen w filmie nawiązują w bezpośredni sposób do dzieł Józefa Chełmońskiego, Ferdynanda Ruszczyca czy Leona Wyczółkowskiego.
Choć obraz zachował reymontowskiego ducha, to twórcy wyakcentowali niektóre wątki, np. kobiece. – Film porusza ważne i wciąż aktualne tematy społeczne: opresję kobiet, ich zależność, a nawet przynależność do mężczyzny, przemoc seksualną, mobbing. To historia, która będzie zrozumiała na całym świecie, ponad granicami i podziałami politycznymi – napisano w werdykcie polskiej komisji oscarowej.
Na produkcję filmu wydano 30 mln zł, a 300 tys. zł z tej kwoty pochodziło z Mazowieckiego i Warszawskiego Funduszu Filmowego. Hugh Welchman zapowiedział, że twórcy filmu będą też starali się o nominację do Oscara w kategorii film animowany i muzyka.
Polska premiera „Chłopów” już 13 października.