fbpx
sobota, 9 grudnia, 2023
Strona głównaFelietonIgra nasza Hrvatska z ekonomią

Igra nasza Hrvatska z ekonomią

Decyzja o dołączeniu Chorwacji do strefy euro poprzedzona była kilkoma dyskusjami i… dwiema ekspertyzami. Może i Chorwaci dobrze grają w piłkę, ale igra nasza Hrvatska z ekonomią – pisze w najnowszym felietonie Piotr Palutkiewicz.

Wraz z Nowym Rokiem mieszkańcy Chorwacji przywitali w swoich portfelach nową walutę – euro. W krajach, które pozostają przy swoich narodowych nominałach, przy każdym rozszerzeniu Eurostrefy na nowo rozgrzewa dyskusja o potencjalnych korzyściach i kosztach dołączenia do Eurolandu. Tak też działo się w Polsce. W minionych miesiącach ponownie debatowano, pisano i analizowano bilans zysków i strat z posiadania euro. Nie debatowano tylko w Chorwacji. Tam decyzja o dołączeniu była poprzedzona kilkoma dyskusjami i… dwiema ekspertyzami. Kraj dołączył do Eurozony w zasadzie bez krytycznej analizy korzyści i kosztów. Może i Chorwaci dobrze grają w piłkę (gratulujemy kolejnego medalu MŚ), ale igra nasza Hrvatska z ekonomią.

Igra, bo nowe badania ex post eksperymentu wspólnowalutowego pojawiają się w innych krajach na bieżąco. W połowie 2022 r. Peter Dreuw z niemieckiego Instytutu Badań Struktur Gospodarczych opublikował badanie na powyższy temat. Wyniki są, delikatnie mówiąc, szorstkie. Strefa euro nie ma prawdziwych zwycięzców. Nawet jeżeli któreś państwo gospodarczo zyskało w początkowej fazie uczestnictwa w Eurozonie, następnie traciło za sprawą kryzysów. Głównymi przegranymi wspólnej waluty są Francja i Włochy. Wzrost PKB per capita tych krajów po pewnym czasie zupełnie oddziela się od trendu wzrostu w gospodarkach z własną walutą. Austria czy Belgia nic nie straciły, nic nie zyskały. Hiszpania i Grecja zyskały znacząco zaraz po przyjęciu euro, by w kolejnych latach na skutek kryzysu stracić więcej, niż wyniosły wcześniejsze korzyści. Każdy powie, że na pewno zyskały Niemcy. Okazuje się, że i tamtejsza gospodarka silnie spowolniła tuż po wprowadzeniu euro w 1999 r. Dopiero kryzys finansowy spowodował, że powróciła na ścieżkę wzrostu.

Wnioski z badania są jednoznaczne. Kraje z euro średnio osiągają zdecydowanie gorsze wyniki gospodarcze niż państwa będące poza wspólnym obszarem walutowym. Uczciwie muszę dodać, że są oczywiście pozytywne aspekty posiadania nominałów z 12 gwiazdkami w kieszeni. Euro oddziałuje pozytywnie na saldo migracji, otwartość na wymianę handlową oraz realną konwergencje gospodarek. Podwyższa poziom bezpieczeństwa finansowego i finalnie fizycznego państw, co jest istotne w obliczu realnego zagrożenia militarnego. No ale nie podwyższa wzrostu gospodarczego.

Czy da się jednak skorzystać jednoznacznie z przyjęcia euro? Jak wynika z opisywanego badania, aby kraj nie odczuł następstw poważnych strat ekonomicznych, musi charakteryzować się: zdrowymi finansami publicznymi, wysoką konkurencyjnością gospodarki oraz elastycznym rynkiem pracy. Brak tylko jednego (!) z tych trzech warunków może spowodować niechciane koszty. Więc jak to by było z Polską? Cechuje nas niska konkurencyjność gospodarki – Polak musi pracować trzy razy dłużej, by stworzyć PKB na poziomie pracownika zatrudnionego w Niemczech. Mamy rosnące zadłużenie publiczne i deficyt. Choć i tak jesteśmy w lepszej kondycji niż większość państw Wspólnoty. Z kolei w rankingu elastyczności zatrudnienia zajmujemy dopiero 27. miejsce na 41 państw UE i OECD. Zero spełnionych warunków na trzy konieczne!

Tyle dobrego, że u nas decyzje o przyjęciu euro poprzedza wieloletnia debata.

Piotr Palutkiewicz

Piotr Palutkiewicz
Piotr Palutkiewicz
Ekonomista. Wiceprezes Warsaw Enterprise Institute. Absolwent Grand Valley State University (dyplom MPA), Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz Newcastle Business School. Członek Rady Działalności Pożytku Publicznego. Współzałożyciel i były Prezes Zarządu Instytutu Gospodarczego i Konsumenckiego Instigos. Ekspert i menadżer w wielu organizacjach pozarządowych. Posiada szerokie doświadczenie biznesowe m.in. w bankowości, energetyce i mediach oraz jako konsultant w licznych branżach. Publicysta i komentator gospodarczy.

INNE Z TEJ KATEGORII

Jak bardzo kochamy wolność gospodarczą?

Niekiedy wydarzenia, których jesteśmy świadkami, nagle przypominają nam o kwestiach poważnych – takich, które dotyczą podstawy naszego poglądu na funkcjonowanie państwa, organizację społeczeństwa oraz naszego komfortowego w tym państwie i społeczeństwie funkcjonowania.
5 MIN CZYTANIA

Teologia ekologiczna, czyli nieuchronny recykling

Wygląda na to, że mamy przynajmniej dwa nowe grzechy: jeden „osobisty”, drugi „strukturalny”. Mniejsza już o ten „strukturalny”, bo znacznie ciekawszy wydaje się ten pierwszy. Myślę, że powinniśmy podążyć tropem „śladu węglowego”, który może być duży albo mały, co pozwala nam na rozróżnienie między grzechami ciężkimi i lekkimi.
6 MIN CZYTANIA

Publiczne obietnice i prywatne prezenty. Św. Mikołaj (na razie) nie jest patronem libertarian

Skoro felieton został opublikowany szóstego grudnia, to oczywiście musi być o prezentach. Tych, które dostaliśmy, i tych, których miejmy nadzieję: nie dostaniemy. Bo czasami prawdziwym prezentem jest brak kolejnego utrudnienia.
4 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Czas na chwilę spokoju, czyli felieton optymistyczny

Czas na chwilę spokoju. Kampania wyborcza czasowo zawieszona. Cieszmy się tą chwilą, bo nim śnieg stopnieje, zostaniemy znów wprowadzeni w stan histerycznej polaryzacji. Korzystając z tego momentu, warto dokonać kilku trzeźwych ocen. Szczególnie stanu gospodarki.
3 MIN CZYTANIA

Zobacz, jaka piękna tęcza! A jaki piękny orzeł! I nie przeszkadzaj

Wszystko wygląda na to, że polski sektor publiczny czeka w najbliższych miesiącach wiele zmian. Zmienią się przede wszystkim ludzie, zmieni się narracja polityczna i hasła na sztandarach. Być może będzie bardziej tęczowo niż biało-czerwono. Jedno natomiast na pewno się nie zmieni. Apetyt rządu na więcej pieniędzy w budżecie państwa.
3 MIN CZYTANIA

Gdzie szukać prawdziwego wolnego rynku? W polityce

Nastały tygodnie trudne. Brudne, agresywne, przytłaczające, doprowadzające ludzi do białej gorączki. Tygodnie kampanii wyborczej. A ona rządzi się swoimi prawami. A raczej bezprawiem. Wszystkie chwyty dozwolone. Liczy się tylko i wyłącznie skuteczność. Przy okazji wychodzi na wierzch hipokryzja kandydatów.
3 MIN CZYTANIA