Wakacyjny czas sprzyja odkrywaniu nieznanych zakątków i niezwykłych historii. Najlepiej, gdy jedno łączy się z drugim. Bez wątpienia tak jest w przypadku pałacu w Morawie na Dolnym Śląsku, nieopodal Strzegomia. Usłyszawszy niezwykłą historię o polskich dziełach sztuki, które były tam „składowane” podczas II wojny światowej postanowiłem się tam wybrać razem z osobą, od której o tej sprawie się dowiedziałem – Katarzyną Bik, autorką niezwykłej, poczytnej i wciągającej książki.

Piękny pałac w Morawie (niem. Muhrau) zbudowany został w 1864 r. przez rodzinę von Kramsta. Spadkobierczyni majątku, a zarazem ostatnia z rodu, Maria von Kramsta, znana była z działalności społecznej i dobroczynnej. Pracownikom swych rozległych dóbr, gdzie znajdowały się zakłady przetwórcze i rzemieślnicze, zapewniła system nowoczesnych świadczeń socjalnych. Założyła też wiele instytucji pomocy i opieki społecznej w okolicach Strzegomia i Świebodzic.
Po bezpotomnej śmierci Marii w 1923 r. część majątku, wraz z pałacem w Morawie, odziedziczył dalszy krewny Hans-Christoph von Wietersheim, który na znak wdzięczności dołączył jej nazwisko do swojego. Rodzina von Wietersheim-Kramsta, z siedmiorgiem dzieci, mieszkała tu do stycznia 1945 r. W czasach PRL jej grunty przejęło państwowe gospodarstwo rolne. W pałacu mieściły się biura gospodarstwa, szkoła podstawowa, a latem półkolonie dla dzieci robotników pracujących przy żniwach. Co jakiś czas w pałacu i parku odbywały się ćwiczenia lokalnej jednostki obrony cywilnej. Niestety po przełomie politycznym roku 1989, który był czasem potężnego kryzysu gospodarczego – zwłaszcza dla PGR-ów, pałac stał się dla dotychczasowych użytkowników bezużyteczny. Wtedy to pojawiły się dwie siostry z rodu von Wietersheim-Kramsta, które… mieszkały w pałacu do stycznia 1945 r. Rodzina dawnych właścicieli majątku, pragnąc wnieść wkład w dzieło pojednania polsko-niemieckiego, wystąpiła z inicjatywą ufundowania w Morawie charytatywnego przedszkola. Zawiązano w tym celu Stowarzyszenie Przedszkolne św. Jadwigi z siedzibą w Baden-Baden i w krótkim czasie pozyskano liczne grono prywatnych darczyńców. Po przeprowadzeniu niezbędnych prac remontowych przedszkole zostało otwarte w maju 1993 r. Zrodził się też pomysł przeznaczenia mieszkalnej części pałacu na ośrodek edukacyjny i dom spotkań polsko-niemieckich, który rozpoczął działalność we wrześniu 1994 r. Jesienią 1995 r. została zarejestrowana Fundacja św. Jadwigi, której statut objął obie instytucje: przedszkole i dom spotkań. Imię znanej z dobroczynności św. Jadwigi (przybyłej na Śląsk z Andechs w Bawarii), żony księcia Henryka Brodatego i matki Henryka Pobożnego, przypomina jeden z wielu wątków wspólnej, pozytywnej historii sąsiedztwa Polaków i Niemców.

Dzisiaj pałac w Morawie funkcjonuje też jako hotel, oferując swoim gościom nie tylko bardzo dobrą kuchnię, ale też możliwość „przeniesienia się” w inne czasy i poznania jednej z tajemnic historii. To tam składowane były bowiem polskie dzieła sztuki wywiezione przez Niemców z Generalnego Gubernatorstwa. I tutaj dochodzimy do opowieści niezwykłej i tajemniczej. Zimą 1944/1945 roku 17-letnia wówczas Melitta von Wietersheim-Kramsta widziała jak pod pałac podjeżdżają wojskowe ciężarówki, z których żołnierze Wehrmachtu z trudem wnoszą do salonu bardzo ciężkie skrzynie. Pewnej styczniowej nocy 1945 r. mama Melitty obudziła swoje dzieci i zaprowadziła do salonu, gdzie były porozkładane cenne obrazy z kolekcji Muzeum Czartoryskich z Krakowie. „Mama powiedziała, żebyśmy poszli zobaczyć coś pięknego, czego zapewne w życiu już więcej nie zobaczymy. Zapamiętałam dobrze obraz „Dama z łasiczką” dlatego, że u nas w majątku były hodowane łasiczki na polowania” – wspomina 96-letnia dzisiaj Melitta Sallai.
Niebawem cała rodzina uciekła przed Armią Czerwoną do Austrii. Co stało się ze zrabowanymi dziełami sztuki? Zostały wywiezione w głąb Niemiec, choć pojawiają się też tropy, iż cenna kolekcja trafiła do Austrii. Tylko niewielka część – z portretem „Damy z gronostajem” (powszechnie nazywanym „Damą z łasiczką”) Leonarda da Vinci – wróciła do Polski.
Melitta Sallai mieszka dziś w swoim pokoju w pałacu Morawa. Na pytanie, jak zapatruje się na fakt, że Polska straciła około 500 tysięcy dzieł sztuki, które nadal nie wróciły do kraju, energiczna starsza pani odpowiada: „Każdy kto wie, że dzieło sztuki pochodzi, czy też może pochodzić, z kradzieży powinien je natychmiast zwrócić”.
Te słowa przywołują mi na myśl słowa kolegi od lat współpracującego z niemieckimi firmami. Na żarty o Niemcach i ich skradzionych samochodach, które czekają już na nich w Polsce, kolega odpowiadał innym (swoim autorskim) hasłem: „Polscy historycy sztuki, przyjeżdżajcie do Niemiec – nasze dzieła sztuki już tam są”.
Do Pałacu Morawa najlepiej wpaść na kilka dni. Tak, aby w spokoju przeczytać książkę Katarzyny Bik „Najdroższa. Podwójne życie damy z gronostajem”. Losy obrazu Leonarda da Vinci to jedna historia, ale losy jego modelki – to historia nie mniej ciekawa i wręcz sensacyjna. Kim była prawdziwa „Dama z gronostajem”? Jestem w trakcie lektury i zaczęło się niezwykle interesująco.