fbpx
wtorek, 23 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonCOP – duma i megalomania

COP – duma i megalomania

Otóż – proszę się teraz trzymać – cały Zakład Południowy, nowoczesną hutę, wyposażoną w rewolucyjną technologię pieca martenowskiego opalanego gazem ziemnym – wybudowano kompletnie od zera w 775 dni. Mam wrażenie, że dłużej trwała przebudowa kilometrowego fragmentu ulicy Rzymowskiego na Służewie – pisze w najnowszym felietonie Łukasz Warzecha.

Kiedy jechałem z hotelu „Hutnik” w Stalowej Woli (nie zdążono go ukończyć przed wojną) do Muzeum Centralnego Okręgu Przemysłowego w tymże mieście, moją uwagę zwróciły w pewnym momencie eleganckie, niewielkie modernistyczne bloczki. To część przedwojennego dziedzictwa tego miasta, które w jakimś stopniu było drugą Gdynią, ale znacznie mniej znaną i rozreklamowaną. Te kameralne bloki, które były pod koniec lat 30. domami dla kadry inżynierskiej i kierowniczej Zakładu Południowego, a więc powojennej Huty Stalowa Wola, przypominały mi budynki we wspomnianej już Gdyni lub bloki – acz znacznie większe – wybudowane w Łodzi przed wojną przy ulicy Bednarskiej dla pracowników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, gdzie po wojnie zamieszkała moja babcia z dziadkiem i wychował się mój ojciec.

Opowieść o COP, którego tworzenie rozpoczęto dopiero w roku 1937, a który rozciągał się od Radomia i Lublina po Przemyśl i Rożnów, to historia o zaangażowaniu tak zwanych ludzi dobrej roboty, takich jak Eugeniusz Kwiatkowski, o zapale ówczesnych Polaków, ale też o dramacie straconej szansy oraz oderwaniu elity od rzeczywistości. Wszystko to można wyczytać z wystawy w budynku dawnych przyszkolnych warsztatów, gdzie mieści się Muzeum COP. Bardzo świeże, bo otwarte zaledwie latem tego roku, a będące kontynuacją wystawy o COP z 2011 r., która okazała się tak wielkim sukcesem, że choć miała być tymczasowa, przetrwała kilka lat.

Skąd powodzenie tamtej wystawy? Nietrudno to chyba zrozumieć: Polacy są spragnieni opowieści o polskim sukcesie – propaganda w latach budowy COP głosiła, że „polskie tempo” jest nawet lepsze niż amerykańskie – i to osiąganym poza politycznymi podziałami. Co oczywiście jest baśnią, bo czasy rządów pułkowników, w których zaczęto tworzenie COP, były okresem brutalnego cementowania przez postpiłsudczykowską sanację władzy w kraju. COP natomiast powstawał niejako mimo tego, bo wówczas istnieli i działali na ważnych stanowiskach ludzie, którzy widzieli głupotę prymatu partyjnej i politycznej lojalności nad umiejętnościami oraz wiedzą. Tak podobno zachowywał się wspomniany wicepremier Kwiatkowski.

Stalowa Wola była budowana właściwie od zera, chyba nawet bardziej niż Gdynia, w oparciu o urbanistyczne plany oparte na spójnej koncepcji w eleganckim i prostym stylu modernizmu i art-déco. Twórcą planów był mało znany dzisiaj – a wielka szkoda! – architekt Bronisław Rudziński. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że przedwojenne części Stalowej Woli to prawdziwe modernistyczne perełki, a bardziej wnikliwy znawca może się zabawić w polowanie na detale art-déco we wnętrzach i na elewacjach. Nawiasem mówiąc, były to chyba ostatnie przejawy autentycznie estetycznej i eleganckiej architektury, do których dzisiejsze szklane bryły, podobne do siebie jak krople wody, nawet się nie umywają.

To wielkie przemysłowe przedsięwzięcie zaledwie zaczęło się rozpędzać, żeby zostać brutalnie przerwane przez wojnę. Właściwie Niemcy przyszli niemal na gotowe, choć na przykład zaporę w Rożnowie musieli sobie sami wykończyć. W wielu przypadkach wszystko zostało jakby przygotowane dla naszych okupantów, którzy zadbali o to, żeby nie zbombardować Zakładu Południowego, który bardzo im się potem przydał w gospodarce wojennej (produkowano tu m.in. słynne działa przeciwlotnicze Flak) i działał jako Hermann Göring Werke.

Mógłby jednak ktoś uważniejszy spytać: jak to możliwe, że Niemcy przyszli na gotowe i przejęli Zakład Południowy, skoro dopiero co była mowa o tym, iż budowę COP rozpoczęto dopiero w 1937 r.? Otóż – proszę się teraz trzymać – cały Zakład Południowy, nowoczesną hutę, wyposażoną w rewolucyjną technologię pieca martenowskiego opalanego gazem ziemnym – wybudowano kompletnie od zera w 775 dni. Słownie: siedemset siedemdziesiąt pięć. Mam wrażenie, że dłużej trwała przebudowa kilometrowego fragmentu ulicy Rzymowskiego w Warszawie na Służewie.

Zapewne część tego tempa można przypisać autorytarnemu systemowi zarządzania państwem, nie był to jednak przecież system dyktatorski, a też nie wyjaśnia to wszystkiego. Wytłumaczenia trzeba szukać w zapale poszczególnych osób, nawet zwykłych robotników, zaangażowaniu i uczciwości wielu członków elity – nie tej politycznej, ale tej inżynierskiej czy kierowniczej – oraz w, mimo i wtedy panującej biurokracji, jednak większej przejrzystości i elastyczności procedur.

Jakąś rolę w budowie wspomnianego zapału odgrywała na pewno propaganda – w przypadku COP do jej robienia zaangażowano najzdolniejszego dziennikarza: Melchiora Wańkowicza, który stworzył wyjątkowy reportaż zatytułowany „Sztafeta”, bogato ilustrowany zdjęciami Mieczysława Bermana. W Muzeum COP możemy tej propagandy posmakować w różnych wydaniach – także w urywkach kronik Polskiej Agencji Telegraficznej. Nic nie poradzę, ale egzaltowany, podniosły ton ówczesnych komentarzy odrzuca mnie tak jak dzisiejsza propaganda części mediów. A podobieństwa są doprawdy uderzające.

W Muzeum COP możemy znaleźć fragment tekstu Edmunda Osmańczyka z 1939 r., po 1945 r. zresztą dość gorliwie współpracującego z komunistami (choć, jak to często bywa, jego postawa nie była całkowicie jednoznaczna). Pozwolę go sobie zacytować (zachowałem oryginalną pisownię):

„Sezonowe państwo”… śmieją się obcy.
15 sierpnia 1920 r. Armia Polska gromi bolszewików.
Nawet Anglicy się dziwią, ale nie wierzą jeszcze…
W r. 1926 buduje Polska Gdynię.
Uśmiechają się obcy, ale dziwnie niepewnie.
W r. 1929 P. W. K. [Powszechna Wystawa Krajowa] w Poznaniu i Gdynia, rosnące ponoć w „amerykańskim” tempie…
W r. 1932 Sowiety wolą zawrzeć z Polską pakt o nieagresji.
W r. 1934 porozumienie polsko-niemieckie.
W tymże roku, z okazji wielkiej rewii wojskowej w Warszawie, cudzoziemcy stwierdzają, iż Armia Polska należy do najsilniejszych w Europie.
Już nie śmieją się obcy.
W r. 1937 twórca Gdyni inż. Kwiatkowski ogłasza rozpoczęcie budowy Centralnego Okręgu Przemysłowego.
W r. 1938 Litwa przyjmuje warunki porozumienia z Polską. Zaolzie wraca do Polski-Państwa. W trójkącie Wisły i Sanu rośnie C. O. P.
W 20 lat z niczego stać się mocarstwem to – mówią papugi – „amerykańskie” tempo.
Nie – to polskie tempo! – odpowiada człowiek, który wierzy w Polaków.
Kto nie wierzy, niech jedzie do C. O. P.’u.

Z jednej strony – można powiedzieć – zasadna duma z polskich osiągnięć. Z drugiej jednak niebywała tromtadracja, całkowicie ignorująca realną sytuację międzynarodową. To polski paradoks czasów tuż przed klęską wrześniową: niektórzy twierdzą, że ta pycha i nadmierna wiara we własne siły wynikała z baku kompleksów; ja powiedziałbym, że było dokładnie odwrotnie: były to obsesyjne i chorobliwe próby zaspokojenia ogromnych polskich kompleksów. Tu pod względem diagnozy jestem zdecydowanie bliski Gombrowiczowi.

W roku 1938, a więc niedługo przed tym, jak Osmańczyk napisał swój artykuł, ambasador Rzeczypospolitej we Francji Juliusz Łukasiewicz wydał czasem dziś przywoływaną broszurkę „Polska jest mocarstwem”. Nie trzeba było długo czekać, żeby iluzje obu panów zweryfikowała koszmarna rzeczywistość: polska mocarstwowość złożyła się w ciągu miesiąca, „jedna z najsilniejszy w Europie” armii okazała się fatalnie dowodzona i źle zorganizowana, a wszelkie trudności w jej szybkim pokonaniu miały źródło w heroizmie i przemyślności poszczególnych dowódców na różnych szczeblach, nie zaś w jej faktycznej sile czy dobrym systemie dowodzenia. Jak ponury dowcip w kontekście naszego błyskawicznego upadku w 1939 r. brzmią propagandowe uzasadnienia sprzed wojny, dlaczego trzeba było budować huty właśnie w COP (w muzeum pokazywany jest fragment filmu, gdzie taki właśnie komentarz się pojawia): bo niebezpiecznie jest polegać tylko na hutach leżących tuż przy granicy, czyli na Śląsku. Rychło się okazało, że różnicy nie ma praktycznie żadnej (choć z Górnego Śląska polskie wojsko wycofało się już po trzech dniach, oddając go Niemcom).

Z jednej więc strony będąc w sercu dawnego COP i zwiedzając muzeum tego ogromnego projektu, można jednak poczuć dumę – a drugiej jest to porażające memento chorobliwej megalomanii, która nie pozwalała dostrzec nadciągających niebezpieczeństw. Miejmy nadzieję, że nie jesteśmy w tej kwestii świadkami powtórki z historii.

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
Jeden z najpopularniejszych komentatorów sceny politycznej w Polsce. Konserwatysta i liberał gospodarczy. Publicysta „Do Rzeczy", „Forum Polskiej Gospodarki”, Onet.pl, „Rzeczpospolitej", Salon24 i kilku innych tytułów. Jak o sobie pisze na kanale YT: „Niewygodny dla każdej władzy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Urojony klimatyzm

Bardziej od ekologizmu preferuję słowo „klimatyzm”, bo lepiej oddaje sedno sprawy. No bo w końcu cały świat Zachodu, a w szczególności Unia Europejska, oficjalnie walczy o to, by klimat się nie zmieniał. Nie ma to nic wspólnego z ekologią czy tym bardziej ochroną środowiska. Chodzi o zwalczanie emisji dwutlenku węgla, gazu, dzięki któremu mamy zielono i dzięki któremu w ogóle możliwe jest życie na Ziemi w znanej nam formie.
6 MIN CZYTANIA

Policja dla Polaków

Jednym z największych problemów polskiej policji – choć niejedynym, bo ta formacja ma ich multum – jest ogromny poziom wakatów: ponad 9,7 proc. Okazuje się, że jednym ze sposobów na ich zapełnienie ma być – na razie pozostające w sferze analiz – zatrudnianie w policji obcokrajowców. Czyli osób nieposiadających polskiego obywatelstwa. W tym kontekście mowa jest przede wszystkim o Ukraińcach, Białorusinach i Gruzinach.
3 MIN CZYTANIA

Czasami i sceptycy mają rację

Wszystkie zjawiska, jakie obserwujemy w ramach gospodarki, są ze sobą połączone. Jak w jednym miejscu coś pchniemy, to w kilku innych wyleci. Problem z tym, że w przeciwieństwie do znanej metafory „naczyń połączonych”, w gospodarce skutki nie występują w tym samym czasie co przyczyna. I dlatego często nie ufamy niepopularnym prognozom.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Policja dla Polaków

Jednym z największych problemów polskiej policji – choć niejedynym, bo ta formacja ma ich multum – jest ogromny poziom wakatów: ponad 9,7 proc. Okazuje się, że jednym ze sposobów na ich zapełnienie ma być – na razie pozostające w sferze analiz – zatrudnianie w policji obcokrajowców. Czyli osób nieposiadających polskiego obywatelstwa. W tym kontekście mowa jest przede wszystkim o Ukraińcach, Białorusinach i Gruzinach.
3 MIN CZYTANIA

Źli flipperzy i dobra lewica

Kiedy socjaliści poszukują rozwiązania jakiegoś palącego problemu, można być pewnym dwóch rzeczy. Po pierwsze – że to, co zaproponują nie będzie rozwiązaniem najprostszym, czyli wolnorynkowym. Po drugie – że skutki realizacji ich propozycji będą kontrproduktywne, a najpewniej uderzą w najsłabszych i najbiedniejszych.
5 MIN CZYTANIA

Wyzwanie

Pojęcie straty czy kosztu zostało prawie całkowicie wyeliminowane z języka debaty publicznej. Jeśli jakiś projekt jest uznawany za słuszny i realizujący pożądaną linię, to nie niesie ze sobą kosztów – może się jedynie łączyć z „wyzwaniami”. Koszty pojawiają się dopiero tam, gdzie pomysł jest niesłuszny.
4 MIN CZYTANIA