fbpx
sobota, 30 września, 2023
Strona głównaFelietonCyfrowa algorytmizacja umysłu Romana Rybarskiego

Cyfrowa algorytmizacja umysłu Romana Rybarskiego

Roman Rybarski to nie Milton Friedman ani Ludwig von Mises. To nie jest postać z mojej drużyny. Ale był to też ktoś, z kim na pewno mógłbym sensownie rozmawiać o tym, co nas dzieli. Ale i łączy.

Staram się pisać felietony jako coś osobistego. Pewnie nawet czasami mi się to udaje. Nie jest to ekstrawersja, to tylko mieszczenie się w definicji tego, czym jest felieton. Krótki utwór dziennikarski, subiektywny i będący punktem widzenia na jakąś sprawę, będący opinią – pewnym głosem w dyskusji o czymś. Skoro głosem, to wolę mówić swoim, a nie czyimś, albo bezosobowym, rodem z syntezatora.

To powoduje, że jakoś około terminu, do którego mam przesłać kolejny tekst, zaczynam się zastanawiać nad tym, co takiego wydarzyło się w mijającym tygodniu, a więc od czasu rozliczenia się z poprzedniego felietonu. Subiektywizm powoduje, że te ważne rzeczy i ważne sprawy są ważne przede wszystkim dla mnie i dopiero po przetworzeniu, nadaniu im jakiegoś swojego kolorytu, puszczeniu ich przez moją soczewkę, mogą stać się ciekawe dla kogoś innego. Dla innych oczywiście, mogą więc być co najwyżej „ważne” – na szczęście nie ma przymusu czytania moich tekstów, byłaby to moja osobista porażka jako libertarianina.

Dla mnie najważniejszym wydarzeniem mijającego tygodnia była premiera filmu „Roman Rybarski. Recepta na rozwój” i była ważna dlatego, że jestem jego scenarzystą i reżyserem. Nie jest to oczywiście wydarzenie, którym żyła w mijającym tygodniu cała Polska, naprawdę trudno byłoby zresztą przebić filmem dokumentalnym (kolejny) kryzys na granicy z Białorusią, a to tylko sama czołówka peletonu.

Film o Rybarskim oczywiście polecam obejrzeć i choć oczywiście nie jestem obiektywny, nawet nie próbuję, to myślę, że może on być przydatnym narzędziem do myślenia o sprawach publicznych. Nie tylko zresztą dla admiratorów spuścizny Rybarskiego, nielicznych, ale obecnych, skoro za produkcję dokumentu odpowiada instytut jego imienia. Mnie samemu zresztą dużo bliżej do innych ekonomistów. Jeśli miałbym ograniczać się do polskiej myśli przedwojennej, byłby to Adam Heydel. Metodologiczny austriak, seminarzysta Ludwiga von Misesa, dzielący co prawda z Rybarskim niektóre z poglądów, ale inaczej rozkładający akcenty. Niestety, dzielący też z nim tragiczny finał ziemskiej podróży.
To „bliżej” jeszcze nie oznacza, że mam zamiar całe życie czytać tylko te książki, które już znam. Reżyserska wycieczka w kierunku ekonomisty z innego kręgu była ożywcza.

Bo i Roman Rybarski czegoś nas dzisiaj może jeszcze nauczyć, jeśli zrozumiemy samych siebie jako uczniów w relacji do mistrzów. O tym także jest film, o niewykorzystanych receptach na rozwój, które nawet w dzisiejszych realiach wciąż są warte rozważenia, ale też przetworzenia. Wokół jednej z nich, tutaj spoiler, jest to ograniczenie biurokracji, na dobrą sprawę można budować koalicję tak szeroką, jak cały Sejm. Ostatecznie, tania i zarazem sprawna administracja mieści się w katalogu pożądanych przymiotów państwa, o jakie mogą zabiegać zarówno socjaliści, konserwatyści, a nawet tych może trzech czy tam czterech posłów – liberałów, choć oczywiście, w każdym z przypadków argumentacja za taką reformą byłaby inna.

Filmy wywołują jednak we mnie przemyślenia i dotyczy to także tych, które sam zrobiłem. Nie inaczej jest tym razem. Uderza przede wszystkim niesamowita przepaść, jaka dzieli merytoryczne przygotowanie przedwojennego ruchu narodowego do tego, co reprezentuje on sobą dzisiaj. Przeszli liderzy, tacy jak Roman Rybarski, byli ludźmi, z którymi można się było nie zgadzać, ale którzy swoje argumenty spisywali w książkach (i to takich z przypisami), powszechnie zresztą uznawanych za ważne i niekiedy wznawianych nawet w czasach nam współczesnych. Rybarski był nie tylko politykiem, przez dłuższy czas był też posłem, był również reformatorem i uczonym. Edward Taylor, Stanisław Głąbiński, Stanisław Grabski – to kolejne profesorskie nazwiska, a narodowa lista wcale nie jest jeszcze wyczerpana. Co mamy dzisiaj po tamtej stronie ideowej barykady? Pomijając wcale ciekawe i nierzadko rozsądne trzeciosektorowe inicjatywy: to widać w Sejmie, co mamy. I nawet nie mogę napisać, że „na szczęście to nie moje poglądy”, bo słabej jakości kadry, nawet wtedy, kiedy nie są mi tożsame ideowo, to jednak głosują, a ich decyzje dotyczą wszystkich.

Roman Rybarski, gdyby jakimś cudem przenieść go dzisiaj, w nasze czasy i nasze realia, byłby zresztą wielkim wzmocnieniem dla liberałów i libertarian. Nie dlatego, że sam był liberałem lub libertarianinem, bo liberałem był jedynie gospodarczym, ale właśnie dlatego, że częściowo moglibyśmy się z nim zgadzać, a częściowo nie, a już to inicjowałoby impuls dla poprawy merytorycznej w tych środowiskach, które się z Rybarskim nie zgadzają w pełni i mogłyby z nim polemizować. Byłaby to bowiem, w wielu aspektach, nie wszystkich – Rybarski również cierpiał na to, co Maciej Górny opisuje w „Historii głupich idei” – polemika z zawodnikiem z pierwszej ligi.

Co prowadzi mnie do jeszcze innego wniosku, bo niby dlaczego felieton miałby nie być pomysłem także na opowiadanie science-fiction? Narzędzia algorytmicznej inteligencji stają się coraz lepsze. Co by było, gdyby naładować jakieś narzędzie AI wszystkimi zachowanymi wypowiedziami Romana Rybarskiego, jednocześnie jednak dodać do tego te informacje o historii, ekonomii, rozwoju społecznym, które wydarzyły się od śmierci Romana Rybarskiego – cielesnego, do powstania informatycznej symulakry jego umysłu? Czy nie byłoby dobrze, aby taki „Rybarski Generative Pre-trained Transformer”, RybarskiGPT, ale odwzorowujący tylko jeden umysł, stał się ponownie uczestnikiem naszej debaty publicznej? Czy polscy zwolennicy szkoły austriackiej, zamiast wchodzić z nim w dyskusje o rozwoju gospodarczym Polski nie powinni aby wtedy zaproponować, analogicznie, symulakry umysłu Adama Heydla?

Może tak. Ale jak na moje wyczucie, sami Roman Rybarski i Adam Heydel mogliby nie chcieć takiej przyszłości dla swoich rodaków, dla nas. A razem z nimi dużo bardziej politycznie i społecznie liberalny Ferdynand Zweig, albo choćby i wolnorynkowy społeczny konserwatysta Adam Krzyżanowski. Dlaczego? Im wszystkim zależało na tym, abyśmy się doskonalili. Jako jednostki i jako społeczeństwo. Rozmowa przy pomocy tylko nich samych, choćby i technologicznie przetworzonych myśli, odcinałaby nam motywację do tego, aby być po prostu lepszymi. Lepszymi ekonomistami, działaczami społecznymi, publicystami, politykami, uczonymi i tutaj możemy dopisać jeszcze więcej ról, jakie pełnili przedstawiciele szacownego, przedwojennego profesorskiego grona. Nie można się doskonalić, będąc zaślepionym autorytetem, autorytet to drogowskaz, ale drogę trzeba przejść samemu. Jeżeli szacowne życiorysy odczytać faktycznie jako testamenty, które my mamy wykonać, to musimy się tylko inspirować. A nie powtarzać dosłownie to, co powiedzieli lub napisali ludzie uzbrojeni w maszyny do pisania zamiast komputerów i Internetu – którzy mimo skromnego w porównaniu do naszego instrumentarium do dziś potrafią zaskoczyć swoją myślą. I właśnie dlatego „recepty na rozwój” są możliwe tylko w tym znaczeniu, że przeszłość traktujemy jako rozmowę z bardzo starym człowiekiem, którego słowa trzeba dostosować do współczesności. Bo inaczej przegramy przeszłość.

Marcin Chmielowski

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Marcin Chmielowski
Marcin Chmielowski
Politolog, doktor filozofii, autor książek, scenarzysta filmów dokumentalnych.

INNE Z TEJ KATEGORII

Ceny paliwa i zbita szyba

Państwo nie jest firmą, która ma na podatnikach zarabiać, a pieniądze zatrzymane przez obywateli w kieszeniach nie są żadnym kosztem, ale przeciwnie – to korzyść. Obywatele wydadzą je bowiem na rzeczy bardziej im potrzebne. To sytuacja pokazana przez Frédérika Bastiata w przypowieści o zbitej szybie z „Co widać i czego nie widać”.
5 MIN CZYTANIA

Reklama, a może kryptoreklama

Dużo wody upłynęło od mojego ostatniego narzekania na rodzime przepisy dotyczące ochrony konkurencji i konsumentów, a w zasadzie na politykę organu odpowiedzialnego za te dwa zagadnienia. Temat ten tylko z pozoru wydaje się poboczny, niezwiązany z najważniejszym pod względem prawnym i ekonomicznym wydarzeniem nadchodzących tygodni, czyli wyborami.
6 MIN CZYTANIA

Początek końca, czy początku?

Wiadomo, że jak jest rozkaz, żeby chwalić, to trzeba chwalić – ale trzeba uważać, żeby nie przechwalić – bo jak się przechwali, to pochwała zaczyna przypominać swoje przeciwieństwo. Wiedzą coś o tym nie tylko w Rumunii.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Ministerstwa Marzeń, Ministerstwa Narzędzia

Pomijając już pytanie o realizm liberalnych roszczeń ministerialnych, to czego tak naprawdę powinniśmy chcieć? Prowadzona właśnie kampania wyborcza i wielowektorowy proces dzielenia skóry na niedźwiedziu jak najbardziej zachęca do zastanowienia się nad tym, co jest łupem politycznie atrakcyjnym dla liberałów.
5 MIN CZYTANIA

Głośne decyzje cichych nazwisk. Co powinniśmy robić, aby mieć coś do powiedzenia w Brukseli

Każda polityka ma swoją scenę i kuluary. Europejska też. I podobnie jak w jej krajowych odpowiednikach, kuluary są bardzo często niedoceniane przez tzw. zwykłych ludzi, czyli po prostu wyborców.
4 MIN CZYTANIA

Poznaj Polskę za moje pieniądze

Tak naprawdę dofinansowanie do szkolnych wycieczek nie jest największym problemem Polski. Niestety mamy większe. To dofinansowanie jest za to symptomatyczne, bo pokazuje logikę rozdawnictwa. I topi alternatywne rozwiązania.
4 MIN CZYTANIA