Czarny Piątek narodził się w konsumpcyjnej, dalekiej Ameryce i przypada w pierwszy piątek po amerykańskim Święcie Dziękczynienia, czyli w ostatni piątek listopada. Dzisiaj obchody zakupowego rozpasania obchodzone są już w większości rozwiniętych państw europejskich, azjatyckich czy afrykańskich. Co prawda obroty w tym dniu są w Stanach Zjednoczonych bez porównania wyższe niż gdzie indziej, jednak powoli zbliżamy się do wyrównania wyników.
Początki zakupowej gorączki
Historycy łączą powstanie Black Friday z amerykańskimi paradami, które organizowano z okazji Święta Dziękczynienia. Były one sponsorowane i cierpliwie wykorzystywane przez domy handlowe, które reklamowały swe produkty na, teoretycznie niewinnych w swym przekazie, zgromadzeniach. Podświadomie wpływało to na partycypujących w obchodach ludzi, którzy z czasem wybierali dzień po święcie za początek zakupowej manii. Gdy właściciele sklepów zauważyli ten jakże dochodowy dla nich trend, postanowili złamać tradycyjne zasady. Po efektywnym napieraniu pracowników ówczesnych sieciówek (w 1939 r.) prezydent Franklin Roosevelt podpisał dokument, który uchwalił, że Święto Dziękczynienia ma być obchodzone w czwarty czwartek listopada (do tej pory wypadał w ostatni). A więc oficjalnie zakupoholizm świąteczny mógł zacząć się już tydzień wcześniej. Jakże to smutne myśleć, że jedno z ważniejszych amerykańskich świąt, leżące u podstaw jego państwowości, poniosło sromotną porażkę z błahym konsumpcjonizmem.
Dlaczego czarny?
Pochodzenie nazwy zakupowej uczty – Black Friday – ma kilka translacji. Media użyły tej nazwy po raz pierwszy w 1981 roku. Czarny jest kolorem atramentu, którym księgowi oraz sprzedawcy zaznaczali w swoich księgach zysk, czerwony oznaczał stratę. Jednak szerzej znaną eksplikacją owego terminu jest jego inicjalne użycie już 20 lat wcześniej przez funkcjonariuszy policji pracujących w drogówce w Filadelfii. Czarny Piątek kojarzył się służbom z fatalną sytuacją na zakorkowanych drogach, ulicach, a nawet zatłoczonych chodnikach. Policjanci musieli wtedy pracować w 12-godzinnych zmianach, by zapanować nad ruchem. Filadelfijscy kupcy oczywiście nie przepadali za tym terminem. W końcu kolor czarny kojarzy się raczej pejoratywnie (np. wcześniej najbardziej znany Black Friday miał miejsce w 1869 roku, gdy doszło do krachu na rynku złota). Próbowali więc zastąpić ten budzący złe przeczucia epitet czymś bardziej radosnym jak np. Big Friday czyli Duży Piątek. Bezskutecznie. Czarny Piątek zaakomodował się na zawsze.
Czarny czwartek, weekend, tydzień…
Tradycja Czarnego Piątku rozwinęła się także na inne dni. Dzisiaj możemy spotkać się z określeniem Czarny Czwartek, Czarny Weekend, czy nawet Czarny Tydzień. Chociaż początkowo spotkało się to z aprobatą, później jednak także z krytyką, jako symbol postępującego konsumpcjonizmu i dowód na to, że społeczeństwo zapomina, o co chodzi w Święcie Dziękczynienia.
Podczas Czarnego Piątku okazyjnie można kupić właściwie wszystko. Od elektroniki i sprzętu AGD po kosmetyki, meble czy książki. Dzień ten rozpoczyna liczne wyprzedaże, korzystne promocje, podczas których produkty można nabyć nawet po bardzo dużej obniżce: 50-, czy nawet 70-proc. Dla klientów jest to więc czas polowań, wyszukiwania upragnionych przedmiotów, sprzętów, odzieży itd.
Oczywistym liderem są tutaj Stany Zjednoczone, gdzie konsumenci potrafią ustawiać się w kolejkach już kilka dni przed wyznaczoną datą, kiedy promocje są najwyższe. Przy narastającej sile internetu, to jednak zakupy online stają się coraz bardziej popularne, szczególnie w erze (powoli gasnącej już) pandemii. Aż 77 proc. (Deloitte, 2020) ankietowanych w Stanach Zjednoczonych stwierdziło, że w ten wyjątkowy dzień zakupy woli robić w zaciszu domowym. Wiąże się to z możliwością uniknięcia uciążliwych tłumów w sklepach i oczywiście z obawami o własne zdrowie. COVID-19 ostudził szaleństwo Czarnego Piątku na całym świecie. W Stanach Zjednoczonych najbardziej dochodowym rokiem okazał się rok 2020 – Black Friday przyniósł wtedy 9 miliardów dolarów zysku. Rok później, wbrew wszelkim przewidywaniom, obroty były już mniejsze. Teraz możemy tylko oczekiwać Czarnych Dni, aby doświadczyć na własnej skórze dzikich tłumów spieszących w parnych korytarzach wszystkich centrów handlowych…