Obraz w Polsce wszedł do kin 20 października. Powstał na podstawie książki non-fiction z 2017 r. pod tym samym tytułem, autorstwa Davida Granna. Film od początku miał być wielki – tak ze względu na obsadę, jak i reżyserię. Martin Scorsese to w końcu jeden z najbardziej znaczących i wpływowych reżyserów w historii. Pomimo sędziwego już wieku (80 lat) wciąż kręci filmy i wciąż robi to świetnie. Główną nagrodę filmową – Oscara za reżyserię – otrzymał raz, w 2006 r. za film „Infiltracja”, choć jego inne obrazy również na nią zasługują. „Wilk z Wall Street”, „Taksówkarz” czy „,Chłopcy z ferajny” to tylko niektóre z nich.
Scorsese słynie z niezwykle selektywnego wyboru aktorów. Do jego ulubionych i najczęściej wybieranych należą właśnie Leonardo DiCaprio i Robert De Niro. Z tym pierwszym reżyser współpracował w siedmiu filmach, z drugim aż w 11. Gdy okazało się, że w „Czasie krwawego księżyca” gra ich Wielkie Trio, widzowie – chociażby z tego powodu – musieli wybrać się do kina.
Film opowiada niezwykłą i mało znaną polskiej publiczności historię plemienia Osagów – indiańskich milionerów. Akcja dzieje się w latach 20. ubiegłego wieku w Oklahomie, na południu Stanów Zjednoczonych. Osagowie zamieszkiwali tam liczne tereny, na których pod koniec XIX w. odkryto bogate złoża ropy naftowej. To zmieniło historię Osagów na zawsze, bowiem regulacje między rządem Stanów Zjednoczonych a mieszkańcami rezerwatu pozwalały im na czerpanie zysków z wydobycia ropy. Historycy szacują, że pracujące w tej branży na obszarze Oklahomy firmy wypłaciły wówczas rdzennym mieszkańcom ok. 240 mln dolarów (uwzględniając inflację, we współczesnych realiach byłoby to niemal 8 mld dolarów!). Powoli więc Osagowie się bogacili i w końcu mogli sobie pozwolić na okazałe domy, luksusowe samochody, a nawet na białą służbę. Prędko zdobyli sławę w całych Stanach Zjednoczonych. Ich bogactwo zadziwiało i nierzadko wywoływało zazdrość. W końcu stało się przyczyną ich tragedii: zaczęli znikać i umierać w niewyjaśnionych okolicznościach.
Według Davida Granna to właśnie oni należeli do najczęściej mordowanych wówczas ludzi na świecie. Kula w tył głowy, dwie w klatkę piersiową, nóż pod żebra. Ktoś dogorywa w rowie z cementem, kto inny umiera na własnym ganku… Oczywiście ludzie zainteresowali się sprawą. Wielokrotnie próbowano pomóc Osagom rozwiązać te niewyjaśnione morderstwa. Niestety groziło to śmiercią. W końcu w sprawę zaangażowało się niewiele wcześniej powołane Federalne Biuro Śledcze. Udało się. W wyniku śledztwa odkryto, że to (najczęściej) biali mężowie bogatych Indianek z zimną krwią dokonywali mordów, by dostać ich majątki. Lekarze również byli w to uwikłani – zamiast leczyć, powoli, stopniowo zabijali.
Historia Indian i chciwych ich bogactwa białych mężczyzn (w dużym uproszczeniu) bezsprzecznie jest niezwykle ciekawa. Pytanie, czy potrzeba aż 3 godzin i 26 minut, by dobrze ją pokazać? Martin Scorsese lubi długie filmy, to fakt, po obejrzeniu tego obrazu zastanawiam się jednak, czy tym razem nie przedobrzył. To oczywiście subiektywne odczucie.
Nie zmienia to faktu, że film jest dopracowany pod każdym względem. Widać to chociażby w scenie, w której strumień ropy naftowej przebija spękaną ziemię i zalewa tańczących wokół czarnego gejzeru Osagów. Od strony kreacji show niewątpliwie skradła Lili Gladstone, aktorka indiańskiego pochodzenia, która bez żadnego skrępowania asystuje takim gwiazdom jak DiCaprio i De Niro. Również dla niej warto obejrzeć ten film.