Tak zwane ESG zawiera zasadnicze zmiany podejścia firm do świata. Chodzi przede wszystkim o kwestie związane z ochroną środowiska naturalnego, z odpowiedzialnością społeczną i ładem korporacyjnym. Na pierwszy rzut oka wygląda to bardzo dobrze. Jednak do niedawna wdrażanie zasad ESG w firmach było tylko opcją, odbywało się poprzez zachęty. Obecnie coraz częściej usiłuje się robić to na siłę, uprawiając pedagogikę wstydu wobec tych, którzy pozostają nieufni.
– Sposób, w jaki ESG jest obecnie wdrażany, jest całkowicie antydemokratyczny. Piewcy ESG po prostu lekceważą prawo – uważa profesor Todd Zywicki z George Mason University. W jego opinii apostołowie ESG gwałcą podstawowe prawo, na którym opiera się zachodni świat – prawo do demokratycznego wyboru. I coraz częściej „przeforsowują rzeczy, które po prostu są nielegalne”.
Opresyjna filozofia?
Raport zatytułowany „Ryzyko odpowiedzialności dla agendy ESG” został przygotowany przez firmę prawniczą Boyden Gray z Waszyngtonu. Zawiera on radykalną tezę, że w myśl filozofii ESG coraz częściej firmy biorą udział w skoordynowanych działaniach przeciwko innym firmom lub nawet całym branżom, które z różnych powodów znalazły się na celowniku (np. branża rolna), co narusza amerykańskie przepisy antymonopolowe. Według autorów raportu: „prawo federalne zabrania firmom zmawiania się w ramach grupowych bojkotów lub spiskowania w celu ograniczenia handlu, a nawet osiągnięcia celów politycznych lub społecznych”.
Walka o „jutro” kosztem innych
O czym się czasem zapomina, także w samych Stanach Zjednoczonych nadal obowiązuje tzw. ustawa Shermana, jeszcze z 1890 roku. Zakazuje ona „każdej umowy, połączenia (…) lub spisku w celu ograniczenia produkcji lub handlu”. Według sentencji jednego ze stosunkowo niedawno wydanych wyroków Sądu Najwyższego „ogólnie przepisy antymonopolowe, a w szczególności właśnie ustawa Shermana, stanowią swoiste Magna Carta wolnej przedsiębiorczości.
Kto nie z nami, ten straci
Autorzy cytowanego raportu uważają, że „argument, który wysuwają zwolennicy ESG – iż firmy przestrzegające wytycznych ESG są lepszymi inwestycjami niż inne „w dużej mierze opiera się na modnym wzmacnianiu obiegowych opinii”. Działa to tak: gdy wystarczająca liczba zarządzających aktywami współpracuje, by przenieść swoje inwestycje w spółki manifestujące kierowanie się zasadami ESG, to akcje tych spółek faktycznie zaczynają wzrastać, wyróżniając się na tle benchmarku. A gdy się już korzystnie wyróżniają, to działa to zwrotnie – już jako argument na rzecz słuszności strategii ESG. Jawią się one jako coś wyjątkowo dobrego także dlatego, że rządy wspierają korporacje z komponentem ESG i to z determinacją godną lepszej sprawy. Za wszelką cenę np. dotując OZE, a jednocześnie karząc firmy związane z paliwami kopalnymi. Nawet jeśli te przestrzegają najbardziej rygorystycznych norm środowiskowych..
Globaliści prorokują i wyrokują
Wokół ESG dzieje się coraz więcej. Setki największych, światowych korporacji podpisało wspólne zobowiązania w duchu tych zasad, ale nie bezpośrednio, tylko za pośrednictwem międzynarodowych klubów, takich jak Climate Action 100+, Glasgow Financial Alliance for Net Zero (GFANZ), Net Zero Banking Alliance, Net Zero Asset Managers Alliance i innych.
Na celowniku znalazły się oczywiście przedsiębiorstwa związane z rynkiem paliw kopalnych. GFANZ tworzy 550 globalnych korporacji, które zadeklarowały osiągnięcie zerowej emisji netto do 2050 roku, zobowiązując się jednocześnie do raportowania postępów przy przeprowadzaniu zmian. Do GFANZ należą też – a jakże – globalne banki i inne instytucje finansowe, takie jak Bank of America, Citibank, JPMorgan Chase, Wells Fargo, BlackRock, Morgan Stanley i Goldman Sachs. Z kolei Climate Action 100+ to „klub” nafaszerowanych kapitałem siedmiuset firm inwestycyjnych dysponujących łącznymi aktywami rzędu 68 bln dolarów, a także 166 spółek o łącznej kapitalizacji przekraczającej 10 bln dolarów. Tę organizację współtworzą – lub co najmniej popierają – także największe i najpotężniejsze, światowe korporacje: między innymi Boeing, BP, Caterpillar, Chevron, Dow, Exxon, Ford, Honda, Lockheed Martin, Mercedes, Nestle, Nissan, PepsiCo, Proctor & Gamble, Raytheon, Siemens, Coca Cola, Toyota, United Airlines, American Airlines, Walmart, BlackRock, State Street, Goldman Sachs, Fidelity, PIMCO oraz Allianz. Aktywnymi członkami są też potężne amerykańskie fundusze emerytalne, takie jak CalPERS, CalSTRS, New York City Pension Funds oraz New York State Common Emerytur Fund.
Ogromna dysproporcja sił
Mniejsze firmy, także finansowe, nie mają żadnej szansy w konkurencyjnym starciu z globalistami przemysłu i bankowości, którzy tak chętnie wymachują sztandarami ESG oraz odpowiedzialnego biznesu i zrównoważonego rozwoju. Kto bowiem nie ulegnie ich miażdżącej sile rynkowej, to przecież ugnie się pod ciężarem jakże słusznie brzmiących argumentów!
Tymczasem rzeczywistość jest bezlitosna. Mniejsze firmy, nie będące członkami urządzających nam świat na nowo „klubów”, pozbawione są nie tylko szans na dostęp do taniego kapitału na rozwój, ale jakże często – także możliwości pozyskania lukratywnych zamówień państwowych. Jeśli już coś im spadnie z pańskich stołów, to tylko wtedy, gdy występują w charakterze mało znaczących podwykonawców tych wielkich. Zwłaszcza, jeśli nie chcą być w chórze ESG i wyśpiewywać sloganów o „poszanowanie klimatu”, „dążeniu do zeroemisyjności” oraz „unikaniu śladu węglowego”. Do tematu z pewnością wrócimy.