Powyższa tendencja wydaje mi się domeną czasów współczesnych. Z reguły związana jest z popularnymi ideologiami dodatkowo uświęconymi przez opinię publiczną, jeżeli mają doczepianą łatkę postępu. Jak pisał swego czasu Nicolás Gómez Dávila: Jeśli spośród opinii panujących w danej epoce wykluczymy opinie inteligentne, to pozostanie „opinia publiczna”. Przy czym, jeżeli postęp czyni z opinii publicznej nieinteligentną ideologię, ta z kolei wprowadzana jest nam pod przymusem, bo jej realizacja w konkretnych życiowych sytuacjach bywa zawsze czystą aberracją.
By daleko nie szukać, idealnym przykładem działania tego mechanizmu jest ostatnie ustawodawstwo organów Unii Europejskiej. Na początku roku tzw. dyrektywa termomodernizacyjna została przyjęta przez Parlament Europejski. Jest ona wyrazem pewnej postępowej ideologii. Jednak jeżeli średniorozgarnięty człowiek przyjrzy się merytorycznej stronie tych przepisów – owej realizacji ideologicznej – to dojdzie do wniosku, że cały temat trąci kretynizmem. Naturalną konsekwencją musi być zatem zastosowanie przymusu instytucjonalnego, gdyż ów średniorozgarnięty człowiek, nawet z daleko posuniętej ostrożności w dbaniu o swój interes, nie będzie chciał tego stosować. Stąd ostateczne brzmienie dyrektywy termomodernizacyjnej zawiera daleko posunięty przymus w postaci ograniczenia indywidualnej wolności, czyli możliwości swobodnego decydowania o swoich sprawach. Jest nim oczywiście uczynienie sprzedaży i wynajmu domów lub mieszkań, które nie spełniają wymogów dyrektywy termomodernizacyjnej, sprzecznym z prawem. Koń by się uśmiał. Innymi słowy, chcesz swobodnie rozporządzić prawem własności budynku, musisz go wyremontować.
W tym miejscu warto jeszcze zwrócić uwagę szermierzom rodzimej suwerenności, że w naszym konstytucyjnym porządku społecznej (czyt. socjalistycznej) gospodarki rynkowej pozwalają na to przepisy krajowe. Definicja prawa własności wyrażona w art. 140 kodeksu cywilnego przecież wyraźnie stanowi: W granicach określonych przez ustawy i zasady współżycia społecznego właściciel może, z wyłączeniem innych osób, korzystać z rzeczy zgodnie ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem swego prawa, w szczególności może pobierać pożytki i inne dochody z rzeczy. W tych samych granicach może rozporządzać rzeczą. Granicą korzystania z prawa własności, którą może postawić ci aparat przymusu, jest ustawa, czyli przepisy, np. dyrektywa, bądź zasady współżycia społecznego – np. ogólnie przyjęta w opinii publicznej ideologia, w tym wypadku klimatyczna.
Pozostaje jeszcze odpowiedź na jedno pytanie. Skoro opinia publiczna kreuje pewne postępowe ideologie, całkiem skutecznie zresztą, patrząc przez pryzmat ogromu rzesz ludzkich popierających co do zasady ideologię klimatyczną i wierzących w konieczność szybkiego ratowania umierającej planety, dlaczego nadal trzeba korzystać z instrumentów prawnych i egzekwować stosowanie prawa aparatem przymusu? Trudno na to pytanie odpowiedzieć. Pierwszą konstatacją, jaka naturalnie się nasuwa, jest oczywiście zdrowy rozsądek. Jeżeli popatrzymy na fakty, to w zasadzie w całej Unii Europejskiej, w szczególności we Włoszech, w Polsce, ale o czym niewielu zdaje sobie sprawę, w Niemczech też, większość mieszkań czy budynków nie spełnia wyśrubowanych wytycznych płynących z dyrektywy. Szacowany zaś koszt „małego” remonciku to, w zależności od miejsca, gdzie znajduje się budynek, 30–60 tys. euro. W tym momencie zwykł włączać się zdrowy rozsądek, który przywraca trzeźwość umysłu, nawet upojonego najbardziej pobudzającą ideologią. Wszak jesteśmy w trakcie wychodzenia z dwóch kryzysów – zarazy i wojny, których skutki skutecznie wydrenowały, nie tylko pod względem makroekonomicznym, gospodarki krajowe, zmusiły rządy, ba samą Unię do gigantycznego zadłużania, ale przede wszystkim wydrenowały kieszenie obywateli. W tym kontekście niejeden właściciel nieruchomości rozważa ich sprzedaż, niezależnie czy dotychczasowe posiadanie było formą zabezpieczenia kapitału, czy po prostu nie stać go na jej utrzymanie.
W tym miejscu pojawia się kolejny problem – jak to wskazywał kiedyś Frédéric Bastiat w swojej broszurze – ten, którego na pierwszy rzut oka nie widać. Według ekspertów od kredytów hipotecznych wyśrubowane normy doprowadzą do kryzysu na rynku nieruchomości. Właściciele, którzy poniosą nakłady na dostosowanie budynku lub mieszkania do nowych wymogów, zaczną podnosić ceny. Potencjalni nabywcy zrujnowani kryzysami i inflacją prawdopodobnie nie będą mieli zdolności kredytowej dla tak wyśrubowanych cen.
Tylko czy zdrowy rozsądek to jedyna odpowiedź na pytanie o stosowanie przymusu prawnego? I tutaj po głębszym zastanowieniu można podać bardziej adekwatną odpowiedź – czas. Ideologie mają to do siebie, że potrafią tłamsić nawet zdrowy rozsądek. Jak wskazuje wielki Alexis de Tocqueville w swoim nieśmiertelnym dziele „Dawny ustrój i Rewolucja”, rewolucja francuska nie miałaby najmniejszych szans powodzenia, gdyby ideologicznie umysły Francuzów nie zostały zmienione przez filozofów oświecenia. Proszę zwrócić uwagę, o czym można przeczytać na łamach FPG24.pl, że zdaniem ekonomistów Niemcy niebawem staną w obliczu niedoboru energii elektrycznej, a niestabilność energetyczna oraz wysokie ceny energii mogą spowodować, że tzw. branże krytyczne opuszczą kraj. A wszystko to przez „rządowy ekofanatyzm”.
Niedobór energii już powoduje wzrost cen. Pojawiają się też oznaki deindustrializacji, w tym ucieczka wielkiego kapitału razem ze swoimi firmami i technologią. Jednak społeczeństwo niemieckie nie podejmuje stosownej refleksji. Wręcz przeciwnie – trwa w podjętych decyzjach – m.in. nie chce wrócić do atomu – a przyszłość upatruje w ogromnych i kosztownych inwestycjach w zieloną energię i przebudowę sieci energetycznych. Koszty takiej polityki można analogicznie oceniać z wielkimi planami industrializacji znanymi z państw komunistycznych. Zatrważające jest jednak to, że wojnę w umysłach społeczeństwa wydaną zdrowemu rozsądkowi wygrała ideologia. Tak jak w przypadku rewolucji francuskiej kluczowy jest czas…
Jacek Janas
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie