Według ostatnich danych w skrajnym ubóstwie żyje 1,6 mln Polaków. Jest to jednak o około 700 tys. osób mniej niż w 2015 r., więc można zapewne mówić o sukcesie wydobywania ludzi z nędzy. Tylko po części jest to zasługa polityków. Polacy ten sukces wypracowali własną, ciężką pracą i zawsze należy o tym pamiętać. W tak zwanym ubóstwie relatywnym, gdy ludzi stać tylko na podstawowe świadczenia i usługi oraz „przyjemności” znajduje się około 4,6 mln osób. Eksperci Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu przewidują, że jeśli sytuacja gospodarcza się jeszcze pogorszy, liczba osób w skrajnej biedzie może drastycznie wzrosnąć, znowu osiągając poziom „wyjściowy” z 2015 r. Ta symboliczna granica oznacza czas, gdy poprzednie rządy zostawiły polską gospodarkę w stanie naprawdę opłakanym i bez umiaru drenowaną przez obcy kapitał, a ludzi praktycznie bez żadnej pomocy, zdanych na łaskę części przedsiębiorców myślących tylko o maksymalizacji zysków („taki mieliśmy klimat”). O tym także warto pamiętać.
Polski „socjal” – niby duży, a mały
Zasiłki stałe i okresowe szybko tracą na wartości – taka jest prawda, której nic nie przesłoni. Zdaniem Natalii Jungrav-Gieorgica, ekspertki Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu (EAPN Polska), wydatki na świadczenia socjalne w Polsce są w relacji do PKB i w porównaniu do innych krajów unijnych po prostu niskie. Osławione 500 plus, uwzględniając tylko oficjalną gusowską inflację, powinno zostać zrewaloryzowane do co najmniej 680 zł. Z roku na rok to świadczenie jest warte coraz mniej, podobnie jak pieniądze na wyprawkę do szkoły. Dziś wartość 500 plus stanowi jedną trzecią mniej niż w 2016 r., gdy je wprowadzono (nota bene głównie pod hasłem wsparcia demografii, co się kompletnie nie udało).
Weźmy też inny przykład – zasiłku rodzinnego, czyli świadczenia dla rodzin z dziećmi. Wynosi ono – w zależności od wieku dziecka – 95, 124 lub 135 zł miesięcznie. Do tego można dostać dodatek m.in. za samotne rodzicielstwo – 193 zł, na początek roku szkolnego – 100 zł, z tytułu niepełnosprawności dziecka – 90 albo 110 zł. Również te pieniądze od lat nie są waloryzowane. Tymczasem koszty życia wzrosły i dalej rosną, więc zasiłki państwowe szybko tracą na znaczeniu w rodzinnych budżetach.
Mit Rodzinnego Kapitału Opiekuńczego
Program ten, swego czasu mocno promowany, zakłada otrzymanie pieniędzy na dziecko w wieku od 12. do 35. miesiąca życia. Świadczenie nie zależy od dochodu rodziny wynosząc w sumie do 12 tys. zł na drugie i każde kolejne dziecko. Teoretycznie są to więc dodatkowe pieniądze na wydatki na dzieci. I byłoby naprawdę wspaniałe, gdyby nie fakt, że w 2022 r. świadczenie to obejmowało… 9 proc. wszystkich dzieci.
Brakuje pieniędzy na wszystkie potrzeby
Jak wynika z badania „Wydatki rodziców” przeprowadzonego w listopadzie br. na zlecenie Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej (KRD), zaledwie 37,5 proc. polskich rodziców stać na sfinansowanie wszystkich potrzeb dziecka (poniżej 18. roku życia). Natomiast aż co czwarta osoba jest w stanie zaspokoić tylko podstawowe potrzeby dziecka. Niestety, 37 proc. przyznaje, że stan ich finansów nie pozwala na to, żeby zapłacić za wszystko, czego potrzebują ich dzieci. Ponad 40 proc. rodziców sygnalizuje, że zdarzyło im się pożyczyć pieniądze, żeby zaspokoić potrzeby lub pragnienia dziecka. Przy tym co dziesiąty rodzic twierdzi, że musi to robić regularnie. Najczęściej pieniądze pożyczane są na odzież i obuwie zimowe (32 proc.) oraz na wyjazdy (27 proc.). Co czwarty ankietowany z tej grupy przyznał, że musiał pożyczać na wydatki związane ze zdrowiem dzieci (leki, terapie, porady lekarskie itp.), a 22 proc. pożyczało na kupno potrzebnego sprzętu, np. komputera do nauki lub telefonu komórkowego.
Pieniądze były pożyczane najczęściej od rodziny (66 proc.), od znajomych (30 proc.) lub w banku (25 proc.). Tylko 16 proc. rodziców skorzystało z usług firm pożyczkowych, a co dziesiąty odwiedził lombard.
Na co wydają, gdy już oszczędzą
Ponad połowa rodziców (54 proc.) spośród tych, którzy muszą liczyć każdą złotówkę wskazała, że gdy już zaoszczędzą, wydają pieniądze na nowości technologiczne, takie jak elektryczne hulajnogi lub drukarki 3D. Wysoko na liście dziecięcych potrzeb, których rodzice nie są w stanie sfinansować z bieżących dochodów, znalazły się także: markowa odzież i buty (50 proc.), sprzęt elektroniczny w postaci nowego telefonu lub komputera (48 proc.) oraz wyjazdy wakacyjne, kolonie lub wycieczki szkolne (46 proc.).
– Dodatkowym problemem może być to, że w jednym na siedem przypadków mama lub tata zmuszeni są samotnie wychowywać i utrzymywać dzieci, a nierzadko także swoich rodziców. Najczęściej w takiej sytuacji postawione są kobiety – panie stanowią 84 proc. wszystkich samotnie wychowujących. Nic dziwnego, że w takim momencie zaczyna brakować środków finansowych na coś więcej niż tylko podstawowe potrzeby – zauważa Adam Łącki, prezes KRD.
Pieniądze na lepszy start
Tu sytuacja nie jest najgorsza. Ponad połowa rodziców (53 proc.) deklaruje, że oszczędza pieniądze z myślą o przyszłości swoich dzieci, a 47 proc. odkłada na ich utrzymanie w czasie studiów. Pozostali chcą, żeby ich pociechy miały do wykorzystania środki na wyjazdy i zwiedzanie świata (28 proc.), zakup mieszkania (28 proc.) i samochodu (20 proc.). Co piąty rodzic zbiera pieniądze z myślą o zakupie sprzętu, który pomoże dziecku w karierze zawodowej lub tylko wesprze rozwijanie pasji. Również te informacje mogą stanowić wskazówkę dla przedsiębiorców i instytucji przygotowujących ofertę produktów i usług dla młodzieży wkraczającej w dorosłość.
Niestety nie wszyscy mogą sobie pozwolić na oszczędzanie. Trzy czwarte rodziców, którzy nie odkładają pieniędzy na dzieci, nie robi tego z powodu braku możliwości finansowych.
Warto o tym pamiętać, że wydobywanie ludzi z ubóstwa, mieszcząc się w zakresie odpowiedzialności władz centralnych i samorządowych ma znaczenie nie tylko etyczne. Działa także prorozwojowo dla gospodarki, zapewniając przedsiębiorcom rzesze nowych klientów. To także jest bardzo istotny aspekt przeciwdziałania ubóstwu.