Gdy nowy wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak stwierdził w wywiadzie dla RMF FM, że Ukraina powinna zostać przyjęta do Unii Europejskiej, ale w procesie długofalowym, bo jest to nie na rękę polskim rolnikom, ukraińscy politycy i media aż się zagotowały. Bo jak to? Czyżby Polska śmiała znowu utrudniać eksport ukraińskich produktów i towarów rolnych?
Ochrona rynku obowiązkiem
Rzeczą, która nie tylko nie powinna podlegać jałowym debatom, lecz być wpisana w DNA działań każdego polityka mającego wpływ na rządzenie w Polsce, jest myślenie kategoriami polskiej racji stanu. W niej mieści się zapewnienie Polsce bezpieczeństwa, w tym oczywiście bezpieczeństwa żywnościowego. Równie ważne jest zapewnienie stabilnej pozycji rodzimych przedsiębiorstw na rynku konkurencji wewnątrz Unii Europejskiej oraz bezwzględna ochrona przed dumpingowymi działaniami krajów pozaunijnych. A do takich należy między innymi Ukraina.
Nie powinno więc nikogo dziwić, że polscy producenci domagają się wprowadzenia embarga na import cukru z Ukrainy. Krajowy Związek Plantatorów Buraka Cukrowego (KZPBC) alarmuje, że nieograniczony i bezcłowy import jest poważnym zagrożeniem dla Polski. W liście do Ministerstwa Rolnictwa wykazuje, że od momentu tymczasowego zawieszenia ceł i kontyngentów na import ukraińskich produktów rolnych, import cukru z Ukrainy do UE wzrósł kilkudziesięciokrotnie. Tani cukier zalewa Polskę i europejski rynek.
Skutkiem dumpingowego eksportu towarów i produktów rolnych naszego wschodniego sąsiada są znaczne spadki cen cukru w Polsce. To stawia polski przemysł i rolnictwo w oczywistej, mniej konkurencyjnej pozycji do partnerów z Europy Zachodniej. Mówiąc wprost: niszczy polskich producentów, którym produkcja przestaje się opłacać.
W co gra Komisja Europejska?
Rzeczą skandaliczną jest, że bezcłowy i nieograniczony import produktów rolnych z Ukrainy nie tylko obowiązuje do początku czerwca 2024, ale Komisja Europejska chce jeszcze przedłużyć ukraińskim władzom pozwolenie na niszczenie europejskiego rynku. Zasadnym więc staje się w tym momencie pytanie: w czyim interesie działają obecne władze unijne? Działania KE uderzają nie tylko w polskie interesy, ale również w interesy firm z innych krajów europejskich.
Międzynarodowa Konfederacja Europejskich Plantatorów Buraka (CIBE) wykazała, że od czerwca 2022 roku, czyli po czasowym zawieszeniu cła i kontyngentów importowych ukraińskich produktów rolnych, import cukru z Ukrainy do krajów unijnych zaczął bardzo dynamicznie rosnąć. Tylko na ten rok przewidziano ponad 30-krotne przekroczenie kwoty importowej dla Ukrainy. („Portal Farmer donosi – na podstawie informacji KZPBC – że kontyngent importowy dla cukru z Ukrainy wynosił wcześniej nieco ponad 20 tysięcy ton. Po jego zawieszeniu, import cukru z Ukrainy w roku gospodarczym 2022/23, przekroczył 400 tys. ton, a szacunki samej strony ukraińskiej mówią o nawet 700 tys. ton. Natomiast w roku gospodarczym 2024/25 ten wolumen może przekroczyć milion ton cukru!”)
Europejscy plantatorzy buraka cukrowego mają więc takie same obserwacje i obawy co polscy. Irytujące jest zwłaszcza to, że oczekuje się od nich kosztownego dostosowywania się do m.in. rozwiązań wynikających z Zielonego Ładu, z czego przecież zwolnieni są ukraińscy plantatorzy.
Wychodzi więc na to, eurokraci prześcigają się, jak dogodzić Ukrainie. Robiąc to nawet kosztem rolników z rodzimego rynku unijnego, do którego godnej i skutecznej reprezentacji zostali przecież powołani.
Postawić tamę takiemu importowi
Zobaczymy, czy nawoływanie ministra Michała Kołodziejczaka do obrony przed ukraińskim zalewem towarów nie pozostanie „głosem wołającego na pustyni”? W wypowiedziach nowego wiceministra od spraw rolnych pobrzmiewa bardziej dawny lider Agrounii, która dotąd jawiła się jako obrońca spraw polskich rolników. Dziś jest tylko jedną z mniejszych partyjek wchodzących w skład obecnie rządzącej, skomplikowanej w swojej strukturze i szerokiej koalicji.
Nowy rząd oficjalnie nie wypowiedział się jeszcze w tej sprawie. Na razie walczy o odbicie mediów publicznych i spółek Skarbu Państwa z rąk poprzedników, co zdaje się go całkowicie pochłaniać.
W niedawnej rozmowie z portalem Interia Kołodziejczak zapowiedział, że „niedługo będą pierwsze decyzje”. Kolejny raz powtarzając, że „trzeba obronić nasz rynek przed cukrem z Ukrainy”. To, że „trzeba” to zrobić, nie oznacza tym samym, że tak się stanie. Polska opinia publiczna powinna wiedzieć, że na „bratniej Ukrainie” działa 95 wielkich holdingów należących do niesławnych oligarchów aktywnie wspieranych także pieniędzmi kapitału zagranicznego. Holdingi te kontrolują ponad połowę gruntów tego kraju. Trzymając w garści produkcję rolną i dyktując kierunki eksportowe.
Gdy Polska wstępowała do Unii Europejskiej Niemcy nie zawahały się zabezpieczyć interesów niemieckich rolników, którym przyszło wówczas w pełnej skali konkurować z polskimi. Nie wiadomo, kiedy Ukraina spełni wymogi przyjęcia do Wspólnoty Europejskiej. Potrwać to powinno raczej dłużej niż krócej. Tym bardziej należałoby wprowadzić natychmiastowy zakaz importu cukru z Ukrainy oraz wyznaczyć kontyngenty na inne towary i produkty rolne wzorem tego, jak to zrobiły Słowacja i Węgry.
Wojna wojną, ale interes Polski i interes rodzimych rolników powinien być na pierwszym planie. Rząd dysponuje narzędziami ochrony rynku rolnego – to przede wszystkim ustanowienie limitów (kontyngentów) na wprowadzanie na polski rynek towarów i produktów rolnych, cła zaporowe czy nawet ustanowienie na określony czas całkowitego embarga na zalewające nasz rynek produkty rolne z Ukrainy.