Niekwestionowanym liderem w produkcji miodu na świecie od lat pozostają Chiny, które – według najnowszych danych FAO – w 2021 r. dostarczyły na rynek aż 486 tys. ton miodu. To niemal pięciokrotnie więcej niż druga na tej liście Turcja (96,2 tys. ton) i sześciokrotnie więcej niż trzeci Iran (77,2 tys. ton). Wśród liczących się dostawców czołówka w ostatnich sezonach pozostaje względnie stabilna. Poza wymienionymi producentami warte odnotowania są pozycje: Ukrainy (68,6 tys. ton), Indii (66,3 tys. ton), Rosji (64,5 tys. ton), Meksyku (62,1 tys. ton) i Stanów Zjednoczonych (57,4 tys. ton). Niewiadomą stanowi utrzymanie pozycji przez Ukrainę – w tym przypadku poczekać należy na dane uwzględniające wpływ rosyjskiej agresji militarnej na terytorium tego państwa na podaż miodu.
Polskie pszczelarstwo w liczbach
Polska jest dziś jednym z czołowych producentów miodu w Europie, choć do światowej czołówki wciąż nam daleko. Rocznie rodzimi pszczelarze dostarczają około 20 tys. ton miodu, który w znakomitej większości (88 proc.) trafia do odbiorców poprzez sprzedaż bezpośrednią lub detaliczną. Pozostałe ilości trafiają na rynki hurtowe, jednak w ostatnim czasie oferowane dostawcom ceny skutecznie zniechęcają producentów. Za miód, w zależności od gatunku, płaci się dziś średnio kilkanaście złotych – to kwoty, które często nie pokrywają nawet kosztów produkcji. Dlatego zdecydowana większość pszczelarzy wybiera udział w rynku detalicznym, gdzie ceny pozwalają na relatywnie godny zarobek.
Branża jest zdania, że niskie ceny to efekt intensyfikacji importu miodu, która nastąpiła w ostatnich latach. Trudno nie zgodzić się z tą tezą, ponieważ unijny rynek zalewany jest produktem z Chin, który często – jak wskazują producenci z Polski – reprezentuje wątpliwą jakość. Jeśli sytuacja będzie się przeciągać, dla wielu krajowych dostawców ta specjalna gałąź produkcji rolnej może okazać się najzwyczajniej nieopłacalna. Byłaby to niemała strata, ponieważ dziś nasz kraj należy do grona sześciu największych dostawców miodu w UE (liderami są Hiszpania i Rumunia), dysponując unikatowymi odmianami i wysoką jakością oferowanych produktów, a sama branża wciąż się rozwija.
Instytut Ogrodnictwa podaje, że w 2021 r. przybyło w Polsce rok do roku około 5 tys. podmiotów trudniących się pszczelarstwem, a łączna liczba pszczelarzy wynosiła przeszło 87 tys. O 14 proc. rok do roku wzrosła także liczba rodzin pszczelich, których w 2021 r. było w Polsce ponad 2 mln (głównie w średnich pasiekach po 21-50 pni).
Od lat najważniejszymi dla branży obszarami kraju są Warmia i Mazury oraz Lubelszczyzna. Województwo warmińsko-mazurskie charakteryzuje się największym odsetkiem uzawodowienia w branży – aż 15 proc. rodzin znajduje się tam w pasiekach profesjonalnych. Lubelszczyzna to z kolei obszar największej skali produkcji, ale także wciąż największego potencjału do rozwoju. Średnia wielkość pasieki w tym regionie to 385 rodzin pszczelich.
Przedstawiciele branży szacują, że godne życie w sektorze rozpoczyna się od 150-200 pasiek, przy założeniu, że w otoczeniu znajduje się odpowiednia ilość roślin miododajnych i nie występuje nadmierne napszczelenie. Wówczas zysk netto gospodarstwa wynieść może około 80 tys. złotych w skali roku.
Kłopotów jak w ulu
Cenowa zapaść na rynku dotyczy dziś głównie największych krajowych producentów, którzy dysponują ponad tysiącem rodzin pszczelich. Wciąż, licząc na wyższe ceny i borykając się z konsumenckimi skutkami inflacji, pszczelarze z tych gospodarstw wstrzymują się ze sprzedażą miodu z ubiegłych sezonów, co skutecznie utrudnia im spłatę zobowiązań kredytowych zaciągniętych na rozwój pasiek.
Problemy biorą się z nieproporcjonalnej skali importu. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi wskazuje, że tylko w ubiegłym roku do Polski przyjechało ponad 16 tys. ton miodu z Chin, 11 tys. ton z Ukrainy i około 5 tys. ton z innych kierunków. To łącznie 38 tys. ton importu, przy eksporcie na poziomie 15 tys. ton.
Branży nie sprzyja utrzymująca się od dłuższego czasu wspomniana wysoka inflacja, ograniczająca popyt na surowiec. Wysokie pozostają także koszty produkcji. Największym problemem, z którym zresztą branża próbuje walczyć na poziomie regulacji unijnych, jest skala fałszowania miodu napływającego głównie z Chin.
Problemy pszczelarzy przełożyć mogą się na poważne kłopoty producentów jabłek, gryki, słonecznika czy rzepaku, dla których pszczoły są istotne w kontekście skali i jakości plonowania.