Co znaczy pojęcie „zrównoważonej konsumpcji”? Kompletnie nic. To taki sam bełkot jak „sprawiedliwość społeczna” czy „społeczna odpowiedzialność biznesu” – ma pięknie i mądrze brzmieć, maluczcy mają rozdziawić gęby w podziwie, natomiast każdy będzie sobie mógł pod to podstawić, co mu pasuje w danym momencie – pisze w najnowszym felietonie Łukasz Warzecha.

Fot. PAP/Artur Reszko

Czy zauważyli państwo, że polski rząd nie wypowiedział się dotychczas w sprawie budzącego już teraz wielkie napięcia zakazu rejestracji nowych aut spalinowych w UE od 2035 r.? Podczas gdy zwolennicy ostrego zielonego kursu – tacy jak Frans Timmermans, promotor Fit For 55 – opowiadają, że przemysł oraz konsumenci są szczęśliwi i gotowi na zmiany, reakcje całkowicie temu zaprzeczają. Gdy porozumienie nadchodziło, Hildegard Müller, przewodnicząca niemieckiego stowarzyszenia przemysłu samochodowego VDA, pisała w czerwcu w oświadczeniu: „Parlament UE podjął dziś decyzję przeciwko obywatelom, rynkowi, innowacjom i nowoczesnym technologiom”. Oliver Zipse, prezes Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów i dyrektor generalny BMW, wtórował: „Biorąc pod uwagę zmienność i niepewność, których doświadczamy na całym świecie dzień po dniu, jakiekolwiek długoterminowe regulacje wykraczające poza obecną dekadę są przedwczesne na tym wczesnym etapie”. Przeciwko zakazowi od 2035 r. wypowiedział się w wywiadzie dla Politico unijny komisarz ds. rynku wewnętrznego Thierry Breton, apelując, żeby do przewidzianej rewizji decyzji w 2026 r. podejść „bez uprzedzeń”. Trudno to zrozumieć inaczej niż jako zachętę, żeby była to rewizja bardzo głęboka, może nawet wybijająca tej decyzji całkowicie zęby. Z kolei sami konsumenci dali wyraz swojemu stosunkowi do wspomnianego planu na twitterowym koncie pana Timmermansa – i nie był to stosunek entuzjastyczny, mówiąc najdelikatniej.

Tymczasem polski premier, pani minister klimatu, wicepremier i minister aktywów państwowych, minister ds. europejskich – wszyscy oni w tej kwestii milczą i nawet nie zakomunikowali obywatelom, że postanowienie zapadło ani co ono oznacza. Może dlatego, że jest ono konsekwencją ich własnych działań i generalnej zgody na FF55. Wypowiadają się za to osoby reprezentujące szeroko pojęte kręgi rządowe.

Podczas jednej z publicznych debat głos w tej sprawie zabrał główny ekonomista PKN Orlen, pan Adam Czyżewski. Oznajmił, że „w zrównoważonej przyszłości nie ma miejsca na prywatne samochody”. Kiedy zwróciłem na tę wypowiedź uwagę na Twitterze, najpierw odezwał się ze swojego oficjalnego konta sam koncern naftowy. „To skrót myślowy. W dyskusji o przyszłości, szczególnie długoterminowej, pojawia się wiele głosów o przewagach transportu współdzielonego nad indywidualnym. Są one uwzględniane w strategiach największych firm motoryzacyjnych i nie możemy być wobec nich obojętni” – napisali przedstawiciele Orlenu. Potem odezwał się sam pan Czyżewski: „To nie jest stanowisko, lecz konkluzja. Prywatne samochody, użytkowane maksymalnie dwie godziny dziennie stoją w sprzeczności ze zrównoważoną konsumpcją. Społeczeństwo oczywiście ma wybór, dokąd zmierzać, a od tego zależy powodzenie transformacji”.

Przyjmijmy optymistycznie, że główny ekonomista Orlenu nie wyraża tutaj swojego zdania ani zdania koncernu. Że po prostu opisuje sytuację. Ale nawet nad tym nie sposób przejść obojętnie, bo sam ten opis budzi sprzeciw. Pan Czyżewski powtarza bowiem całkowicie bezrefleksyjnie jedno z zaklęć dzisiejszych elit – „zrównoważona konsumpcja” – nie próbując poddać go choćby najpobieżniejszej krytycznej analizie. Od osoby reprezentującej wielką państwową firmę, a więc wyznaczającą w dużym stopniu strategię gospodarczą i społeczną państwa, oczekiwałbym jednak znacznie więcej.

Co znaczy pojęcie „zrównoważonej konsumpcji”? Kompletnie nic. To taki sam bełkot jak „sprawiedliwość społeczna” czy „społeczna odpowiedzialność biznesu” – ma pięknie i mądrze brzmieć, maluczcy mają rozdziawić gęby w podziwie, natomiast każdy będzie sobie mógł pod to podstawić, co mu pasuje w danym momencie. Klimatystyczni radykałowie podstawią sobie przymusową rezygnację przez ludzi z tego, co jest dla nich przyjemne i wygodne. A na dodatek – o czym wspomina pan Czyżewski – rezygnację z własności prywatnej. I nie chodzi tylko o samochody.

O konsekwencjach rezygnacji z własności prywatnej pisałem już w wielu miejscach, a temat jest zbyt obszerny, żeby zajmować się nim tutaj teraz szerzej. Dość stwierdzić, że taka zmiana, gdyby doszła do skutku, będzie oznaczała coś w rodzaju systemu neokomunistycznego, w którym o tym, co będzie mógł zdziałać obywatel, nie będzie bezpośrednio decydować partia, ale kilka koncernów, trzymających w ręku prawo własności do przedmiotów używanych przez ludzi. Ludzka świadomość pod wpływem tego doświadczenia będzie się natomiast zmieniać, tak jak zmieniała się świadomość ludzi w bloku sowieckim w czasie zimnej wojny. Odejście od prywatnej własności oznacza zanik wielu instynktów po prostu niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania społeczeństwa, a także – co ma znaczenie wprost kapitalne – skasowanie mechanizmu przekazywania następnym pokoleniom materialnego dziedzictwa.

Trzeba tu przede wszystkim zwrócić uwagę na kuriozalny argument, po jaki sięgnął główny ekonomista PKN Orlen: samochód używany jest przez maksymalnie „dwie godziny dziennie”, a więc nie musi być prywatną własnością w warunkach „zrównoważonej konsumpcji”. Jeśli uznać, że o tym, czy coś jest nam potrzebne jako prywatna własność czy też nie ma decydować to, jak często tego czegoś używamy, konkluzje są naprawdę przerażające. W takiej optyce nie musiałbym posiadać broni (jestem strzelcem sportowym), bo używam jej znacznie rzadziej niż przed dwie godziny dziennie. Nie byłaby mi potrzebna walizka podróżna, rower, laptop (używam tylko podczas wyjazdów), więcej niż dwie lub trzy pary butów, własny aparat fotograficzny, moja kolekcja fajek i biblioteka licząca zapewne kilka tysięcy woluminów oraz tysiąc innych rzeczy, których jestem właścicielem, a których używam okazjonalnie. Nie wiem, co ze szczoteczką do zębów – tu muszę poprosić pana Czyżewskiego o jasne stanowisko. Nie mówię już nawet o przedmiotach, które nie służą niczemu praktycznemu, a mają jedynie dawać przyjemność. Dla ich posiadania nie ma już z tego punktu widzenia patrząc żadnego uzasadnienia.

Jest w tym coś ogromnie niepokojącego, gdy wobec bezprecedensowego zamachu na wolność obywateli i faktycznie prywatną własność, jakim jest planowany zakaz rejestracji nowych aut spalinowych w UE, polski rząd nabiera wody w usta, za to przedstawiciel jednego z głównych koncernów, będących w posiadaniu państwa, powtarza bezkrytycznie modne frazesy wzięte wprost z najbardziej radykalnych wypowiedzi globalistów spod znaku Klausa Schwaba.

Łukasz Warzecha

Poprzedni artykułPrzedsiębiorco, czy myślałeś o sukcesji firmy?
Następny artykułNie tylko kaucje sprzyjają zwrotowi opakowań [NASZ WYWIAD Z ANDRZEJEM BARTOSZKIEWICZEM]