Informacja „Gazety Prawnej” o tym, że UE zamierza „twórczo” i niekoniecznie korzystnie dla pracowników i przedsiębiorców zinterpretować znaczenie wdrażanej przez siebie dyrektywy w sprawie poprawy warunków pracy, zelektryzowała wielu i to pomimo pełni sezonu wakacyjnego. Jak szybko obliczono, obowiązek przekształcania umów zleceń w umowy o pracę dotyczyłby 1 mln zleceniobiorców oraz 1,5 mln osób prowadzących działalność gospodarczą.
Tylko platformy internetowe?
Problem wykonywania pracy na – jak to się to czasem określa – umowy śmieciowe, w miejsce etatu dającego prawo do urlopu, dodatków, premii i chorobowego (oraz emeryturę) nie jest nowy. Przynajmniej w Polsce. Jeszcze przed „pierwszym” objęciem władzy przez PIS w 2015 roku przez Polskę przetoczyła się dyskusja na ten temat. W trakcie tej debaty słusznie zauważono, że niektórzy przedsiębiorcy, w tym niestety także instytucje publiczne, przy zatrudnianiu pracowników nadużywają formy umów cywilnoprawnych zamiast podpisywać dające pełnię praw pracowniczych umowy o pracę etatową.
Problem nie jest wydumany. Każdy zapewne znajdzie co najmniej jeden przykład na to, że ktoś znajomy pracuje „w trybie” etatu. Tego etatu jednak nie otrzymuje. Ani po okresie próbnym, ani nigdy. Tym samym będąc pozbawionym niewątpliwych benefitów płynących z tej formy zatrudnienia. Tłumaczone to jest zazwyczaj (nieraz słusznie) zbyt wysokimi obciążeniami pracodawcy. Zwłaszcza składką emerytalną, a także zdrowotną.
Unijny obowiązek podpisywania przez pracodawców umów o pracę na etat miałby dotyczyć nie tylko pracowników platform internetowych takich jak Uber, Wolt czy Glovo, ale także kurierów, kierowców czy dostawców jedzenia. Ten katalog zapewne można rozciągnąć na wiele innych sektorów gospodarki, obejmując takie zawody jak informatyk, tłumacz czy prawnik itd. Niektórzy sądzą wręcz, że „sprawiedliwie” byłoby rozciągnąć go na wszystkie zawody, sektory i branże.
Nakaz czy wolność?
W sytuacji, gdy część rządów krajów europejskich nie radzi sobie samodzielnie z problemem nieoskładkowanych umów, a jedyną propozycję stanowią tu ułatwienia i preferencje w zakładaniu działalności gospodarczej, być może jakieś uregulowanie na poziomie paneueropejskim byłoby potrzebne. Nie powinno być tu jednak żadnego automatyzmu polegającego na masowym przekształcaniu umów cywilnoprawnych w etatowe. Nadrzędną zasadą musi pozostać zasada swobody kształtowania umów w gospodarce. Wszak nie każdy pracownik chce pracować w trybie etatu (z różnych powodów). Zamiast nakazowego uszczęśliwiania na siłę, o wiele lepszą sytuacją jest, gdy pozwalamy działać siłom rynkowym (rynek europejski jest i będzie w coraz większym stopniu rynkiem pracownika), a ostateczny kształt umowy jest wynikiem negocjacji i kompromisu pomiędzy pracownikiem a pracodawcą.