Kolejna teoria spiskowa, jakoby sprzedajni politycy, zamiast godnie reprezentować swoich wyborców, sprzyjali wpływowemu i pazernemu na zyski lobby ekologistów, zmaterializowała się niedawno na naszych oczach. Prezydent Sri Lanki musiał uciekać jak niepyszny ze swojego kraju do Singapuru, tamtejszy rząd upadł, a kraj jest bankrutem. Także po części dlatego, że lobby ekologistów wymogło drastyczne ograniczenia stosowania nawozów sztucznych. Tamtejszy (nie)rząd przyjął bowiem na wskroś „zielone” podejście do rolnictwa i będąc pod przemożnym wpływem wspomnianego lobby zakazał importu powszechnie stosowanych nawozów, stawiając w praktyce wyłącznie na rolnictwo „organiczne”. Efekt tego wszystkiego? Był dość szybko widoczny w postaci drastycznie niskich plonów, a Sri Lanka, ze znaczącego eksportera ryżu, stała się – w przeciągu zaledwie jednego roku – jego importerem.
Z kolei holenderscy rolnicy cały czas protestują przeciwko rządowym „zielonym” ograniczeniom dotyczącym pastwisk i chowu krów. Na razie pokojowo. Ale cienka jest już granica, gdy przyjdzie im już tylko „kosy na sztorc nasadzić”.
USA: brakuje jedzenia dla biednych
Dziwne rzeczy, jeśli chodzi o coraz większe „zielone” naciski, ujawniły się także w USA. Spora cześć tamtejszych polityków federalnych zachowuje się tak, jakby celowo chciała wywołać kryzys żywnościowy. W efekcie od wielu już miesięcy amerykańskie banki żywności i organizacje charytatywne stoją przed coraz większym problemem odpływu darczyńców i braku żywności, której zwyczajnie nie wystarcza dla potrzebujących. W takiej Wirginii bank żywności hrabstwa Chesterfield informuje o drastycznym załamaniu się liczby darowizn przy wzrastającej liczbie głodnych.
Oczywiście prześmiewcy zaraz powiedzą: nie, nie ma żadnego kryzysu, a ten, który jest, to tylko za sprawą wojny na Ukrainie – zmniejszonej podaży zbóż i nawozów z tego kraju. Więc to sprawa rynkowa, ale i polityczna, a jej twarzą jest oczywiście demoniczny satrapa Putin (bo któż by inny mógł być?!). Jakoś natomiast nie wspomina się w poprawnych politycznie mediach, że za sprawą wyładowań atmosferycznych, a może raczej podpaleń, czy innych niezidentyfikowanych czynników niszczących, w ciągu tylko dwóch ostatnich lat spłonęło w tym kraju ponad 100 zakładów przetwórstwa spożywczego i dużych gospodarstw rolnych. I znowu mamy te dziwne koincydencje zdarzeń, jakich nie brakowało podczas najsłynniejszej „pandemii”.
Polak jest mądry
Ekolobby jest tak potężne, że w ramach różnych – także tych źle rozwijanych inicjatyw dotyczących „zrównoważonego rozwoju” – potrafi wmówić ludziom, że jedzenie mięsa i picie mleka oraz hodowla bydła są nie tylko wyrazem okrucieństwa wobec „braci mniejszych”, ale absolutnie nie jest to już „trendy”. A w ogóle to mięso jest zawsze i bezwarunkowo szkodliwe dla zdrowia i wstrętne w smaku. Niestety popyt na produkty pseudomięsne ze strony przekabaconych systematyczną indoktrynacją medialną na wegetarianizm czy weganizm dawnych „mięsożerców” nie jest tak duży, żeby zapewnić rolnikom stabilne funkcjonowanie, a tym dziwnie „zatwardziałym” konserwatystom – wyżywienie.
Polscy producenci mięsa oraz produktów mleczarskich okazali się jednak mądrzejsi. Zarabiają zarówno na produkcji mięsa, jak i na wegańskim „trendy” i – jak pisze portal Farmer – inwestują w linie zamienników roślinnych lub rozwijają już działające.
I niech tak zostanie. Bo jak mówi Pismo słowami Pawła Apostoła: „Niechże ten, kto je, nie pogardza tym, który nie je, a kto nie je, niech nie osądza potępia tego, który je” (List do Rzymian 14:3).