fbpx
środa, 18 września, 2024
Strona głównaFelietonCzym nie jest postęp cywilizacyjny

Czym nie jest postęp cywilizacyjny

Kiedy dzisiaj politycy epatują nas wizjami „zielonej gospodarki”, w której całe branże będą się tuczyć na sutkach obowiązkowej polityki klimatycznej, tak naprawdę przedstawiają wizję pogrążenia naszego ładu gospodarczego w głębokim socjalizmie, gdzie o powodzeniu i sukcesie będzie decydowała nie potrzeba konsumentów i faktyczny sukces rynkowy danego rozwiązania, lecz umiejętność wyczuwania urzędniczych preferencji oraz pasożytowania na odgórnie narzucanych wymogach i normach – pisze w najnowszym felietonie Łukasz Warzecha.

Około tygodnia temu Parlament Europejski uzgodnił z Radą UE wprowadzenie nowego, szeroko sięgającego systemu ETS. Ten nowy system uprawnień do emisji CO2 ma objąć między innymi transport lądowy, morski i lotniczy oraz budownictwo. To część pakietu Fit For 55, na którym Polska zgodziła się dwa lata temu, w grudniu 2020 r. W komunikatach, w których oznajmiono osiągnięcie porozumienia, pojawia się słowo klucz: „ambitny”. Tym określeniem w żargonie unijnym określa się zwykle plany całkowicie oderwane od rzeczywistości, niemożliwe w praktyce do zrealizowania oraz nakładające na Europejczyków gigantyczne koszty.

Nie inaczej jest i tym razem. Już sama lektura listy obciążeń, jakie spadną w związku z ETS II w ciągu najbliższych lat na budownictwo, obejmując nie tylko budynki nowe, ale też istniejące, sprawia, że włosy stają na głowie. Wprowadzenie obowiązkowych świadectw energetycznych w przypadku sprzedaży czy wynajęcia budynku albo mieszkania, obowiązkowe stacje ładowania dla aut elektrycznych w każdym nowym budynku, obowiązkowe okablowanie na przynajmniej 50 proc. miejsc parkingowych, panele fotowoltaiczne na każdym nowym budynku i wiele innych rozwiązań.

Koszt dostosowania nieruchomości do nowych wymogów będzie gigantyczny. Wystarczy sobie wyobrazić, o ile ceny mieszkań podniosą same tylko wymogi dotyczące infrastruktury do ładowania pojazdów elektrycznych. Pomijając już pytanie, czy nie jest to odgórne tworzenie infrastruktury pod technologię, która nie przetrwa (samochody na baterię są porażająco niepraktyczne). Jednym ze skutków nieuchronnie będzie drastyczny wzrost cen nieruchomości, co w polskich warunkach będzie oznaczało, że jeszcze więcej osób zostanie pozbawionych nie tylko szansy na kupno, ale nawet na wynajęcie mieszkania.

Unijni ideolodzy nie wydają się tym przesadnie przejmować. Natomiast polski rząd poprzestaje na stwierdzeniu, że się „nie zgadza” (tak napisała pani minister Moskwa na Twitterze), ale co mianowicie ma z tej niezgody wyniknąć i jakie mamy realne możliwości przeciwstawienia się już uzgodnionemu rozwiązaniu – nikt Polakom nie mówi.

Jednym z najciekawszych wątków tej i innych podobnych zmian czy planów jest reakcja części publiczności. Są ludzie, którzy bronią takich rozwiązań, twierdząc, że to cywilizacyjny postęp, a ci, którzy go krytykują, to jacyś współcześni luddyści. Skoro o luddystach mowa – zatrzymajmy się przy tym przykładzie, bo on świetnie pokazuje, dlaczego nie mają racji. Luddyści w Anglii, na początku XIX w., pod przywództwem najpewniej fikcyjnego Nedda Ludda, zajmowali się atakami na warsztaty tkackie, w których zainstalowano krosna, czyli pierwszą prostą i jeszcze wówczas ręcznie napędzaną maszynę do produkcji tkanin. Rekrutowali się spośród przedstawicieli zawodów, którym takie proste na razie uprzemysłowienie tkactwa mogło zaszkodzić. Do dzisiaj są symbolem bezsensownej walki z postępem. Echa luddyzmu odzywały się później jeszcze nawet w latach 60. XIX w. w miastach stających się prężnymi ośrodkami przemysłu tkackiego, w tym w mojej rodzinnej Łodzi.

Jest jednak zasadnicza różnica między tym, z czym walczyli luddyści, a krytyką przyjmowanych obecnie w UE rozwiązań. To, że w warsztatach tkackich pojawiały się na początku XIX w. krosna, dając początek późniejszym większym manufakturom, a na koniec fabrykom, nie było spowodowane żadnym odgórnym zarządzeniem. Nie było żadnego urzędnika, który siedząc za biurkiem, uznał, że słuszne i postępowe będzie zastąpienie najprostszych metod wytwarzania tkanin automatyzującym ten proces w dużej mierze krosnem, wydał odpowiednie regulacje, ustalił kary za ich nieprzestrzeganie i narzucił właścicielom warsztatów tkackich konieczność wypełnienia zaleceń w ciągu trzech lat, tym samym nakładając na nich rujnujące koszty. Nie – krosna i następujące po nich metody automatyzacji produkcji tkanin zostały przyjęte przez rzemieślników dlatego, że okazały się efektywniejsze, akceptowalne cenowo oraz pozwoliły na takie zwiększenie wydajności, które dało szansę na większy zarobek. Krosno i jego kolejne ulepszenia wygrały na wolnym rynku i może się o tym przekonać każdy, kto odwiedzi muzeum pokazujące rozwój tej gałęzi przemysłu – w Łodzi, Bielsku-Białej czy Manchesterze.

Na tym właśnie polega właściwy i prawdziwy postęp cywilizacyjny i technologiczny: powstaje rozwiązanie, które musi konkurować na rynku z już istniejącymi i jeżeli jest wystarczająco dopracowane, konkurencyjne cenowo, przemyślane – wygrywa w wolnorynkowej konkurencji, z czasem wypierając rozwiązania dotychczasowe. W przeszłości dopiero na tym etapie mogło się pojawiać jakieś wsparcie w postaci instytucjonalnej – jako konsekwencja wolnorynkowej wygranej określonej technologii. Tak zawojowały ludzkość wszystkie wielkie wynalazki i technologie: silnik parowy, kolej, elektryczność, silnik spalinowy, samochód, komputer, telefonia komórkowa.

W przypadku zielonej komuny, którą tworzy dzisiaj UE, jest dokładnie odwrotnie. Najpierw zostały przyjęte założenia ideologiczne, na podstawie tych założeń urzędnicy zaczęli wymyślać obowiązkowe rozwiązania, sięgając po technologie, które nie są ani konkurencyjne, ani dopracowane i na wolnym rynku by się nie obroniły jako oferta uniwersalna, przydatna dla każdego. Urzędnicy odbierają ludziom wybór i nakazują te technologię przyjmować, niezależnie od tego, czy ma to w danym miejscu sens i uzasadnienie. Tym samym – tu kłaniają się klasycy liberalizmu, w tym Frédéric Bastiat – obywatele muszą przymusowo przekierowywać znaczną część swoich pieniędzy na coś, czego nie chcą i nie potrzebują, a więc te pieniądze nie trafią do miejsc, producentów, usługodawców, którzy są faktycznie konkurencyjni, których produkcja jest potrzebniejsza i ma większe znaczenie. Mówiąc obrazowo: jeżeli urzędnik zmusi Kowalskiego, żeby ten wydał ogromne pieniądze na nieruchomość, w której zainstalowany będzie system ładowania samochodów elektrycznych, ale Kowalski ani samochodu elektrycznego nie ma, ani nie chce go mieć – to Kowalski nie wyda już tych pieniędzy nawet na dobrze upieczony chleb albo na podróż, w którą chciał wyjechać. Zarobi producent okablowania, ale tylko dlatego, że pracuje w dziedzinie, która jest preferowana przez urzędników. Nie muszę chyba tłumaczyć, do jakiego stopnia wykoślawia to rynek, ale też jakie tworzy możliwości korupcyjne.

Kiedy dzisiaj politycy epatują nas wizjami „zielonej gospodarki”, w której całe branże będą się tuczyć na sutkach obowiązkowej polityki klimatycznej, tak naprawdę przedstawiają wizję pogrążenia naszego ładu gospodarczego w głębokim socjalizmie, gdzie o powodzeniu i sukcesie będzie decydowała nie potrzeba konsumentów i faktyczny sukces rynkowy danego rozwiązania, lecz umiejętność wyczuwania urzędniczych preferencji oraz pasożytowania na odgórnie narzucanych wymogach i normach. Mimo pozorów, nie ma to już nic wspólnego z wolnym rynkiem.

Wszystko to oczywiście nie znaczy, że zeroemisyjne budynki, wyposażone w parkingi dla rowerów i stacje do ładowania, w ogóle by nie istniały, gdyby nie było unijnych norm. Ale byłaby to wolna decyzja dewelopera, który swoją ofertę dostosowywałby do preferencji klientów. Kto miałby kaprys zapłacić więcej za mieszkanie w takim budynku – płaciłby, o ile byłoby go na to stać.

Postępu cywilizacyjnego i technologicznego się nie zarządza i nie wprowadza ustawami czy dyrektywami. On jest procesem naturalnym. Jeśli dany proces naturalny nie jest, to nie jest postępem cywilizacyjnym, ale urzędniczą sklerozą, budowaną na ideologicznych podstawach.

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
Jeden z najpopularniejszych komentatorów sceny politycznej w Polsce. Konserwatysta i liberał gospodarczy. Publicysta „Do Rzeczy", „Forum Polskiej Gospodarki”, Onet.pl, „Rzeczpospolitej", Salon24 i kilku innych tytułów. Jak o sobie pisze na kanale YT: „Niewygodny dla każdej władzy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal

Z pewnością zgodzimy się wszyscy, że najbardziej nieakceptowalną i wywołującą oburzenie formą działania każdej władzy, niezależnie od ustroju, jest działanie w tajemnicy przed własnym obywatelem. Nawet jeżeli nosi cechy legalności. A jednak decydentom i tak udaje się ukryć przed społeczeństwem zdecydowaną większość trudnych i nieakceptowanych działań, dzięki wypracowanemu przez wieki mechanizmowi.
5 MIN CZYTANIA

Legia jest dobra na wszystko!

No to mamy chyba „początek początku”. Dotychczas tylko się mówiło o wysłaniu wojsk NATO na Ukrainę, ale teraz Francja uderzyła – jak mówi poeta – „w czynów stal”, to znaczy wysłała do Doniecka 100 żołnierzy Legii Cudzoziemskiej. Muszę się pochwalić, że najwyraźniej prezydent Macron jakimści sposobem słucha moich życzliwych rad, bo nie dalej, jak kilka miesięcy temu, w nagraniu dla portalu „Niezależny Lublin”, dokładnie to mu doradzałem – żeby mianowicie, skoro nie może już wytrzymać, wysłał na Ukrainę kontyngent Legii Cudzoziemskiej.
5 MIN CZYTANIA

Rozzłościć się na śmierć

Nie spędziłem majówki przed komputerem i w Internecie. Ale po powrocie do codzienności tym bardziej widzę, że Internet stał się miejscem, gdzie po prostu nie można odpocząć.
6 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Genius loci

Poprzednio byłem w Budapeszcie w marcu 2020 r. Już nadciągały czarne pandemiczne chmury, ale wciąż jeszcze wydawało się, że to będzie kolejna burza w szklance wody. Jak się stało – wiadomo. Wcześniej w drugiej stolicy Cesarstwa Austro-Węgierskiego bywałem wielokrotnie. Wyrobiłem sobie zatem jakiś jej własny obraz, a nawet coś więcej: trudne do dokładnego opisania i sprecyzowania wrażenie, które mamy, gdy trochę lepiej zapoznamy się z jakimś obcym miejscem.
5 MIN CZYTANIA

Znów nas okradną

Jeżeli za jakiś czas wszyscy pracujący na umowach cywilnoprawnych dostaną do ręki wynagrodzenia niższe o ponad 25 proc., to będą mogli podziękować w takim samym stopniu poprzedniej i obecnej władzy.
5 MIN CZYTANIA

Policja dla Polaków

Jednym z największych problemów polskiej policji – choć niejedynym, bo ta formacja ma ich multum – jest ogromny poziom wakatów: ponad 9,7 proc. Okazuje się, że jednym ze sposobów na ich zapełnienie ma być – na razie pozostające w sferze analiz – zatrudnianie w policji obcokrajowców. Czyli osób nieposiadających polskiego obywatelstwa. W tym kontekście mowa jest przede wszystkim o Ukraińcach, Białorusinach i Gruzinach.
3 MIN CZYTANIA