Przed zbliżającym się armagedonem ostrzegają brytyjscy szefowie browarów i pubów. Wydaje się to być niemożliwe, by angielskie puby upadały, bo niektóre istnieją nieprzerwanie – i często w tych samych miejscach – nawet od VIII wieku naszej ery; serwowały piwo podczas najazdów Wikingów, epidemii Czarnej Śmierci i w czasie II wojny światowej. Teraz ich dalszy los jest bardzo niepewny.
Borisie Johnsonie, pomóż!
Liderzy sześciu największych browarów i pubów w kraju, zrzeszonych w British Beer and Pub Association (BBPA), w liście otwartym zaapelowali do rządu, aby podjął natychmiastowe działania w związku z gwałtownie rosnącymi cenami. Browarnicy narzekają zwłaszcza na podwojenie się kosztów słodu oraz CO2 potrzebnych przy produkcji piwa, a wszyscy – na podwyżki cen gazu i energii elektrycznej, które od 2019 roku wzrosły w Wielkiej Brytanii już ponadtrzykrotnie.
Paul Davies, dyrektor generalny Carlsberg Marston’s, wydał z tej okazji nawet oświadczenie do mediów, w którym ocenia obecny kryzys jako „nawet znacznie poważniejszy niż ten, z którym mieliśmy do czynienia podczas lockdownów związanych z COVID-19”.
Potwierdza to Emma McClarkin, dyrektorka BBPA: „Ten wzrost kosztów energii spowoduje więcej szkód w naszym przemyśle niż pandemia” – oświadczyła.
Z kolei Nick Mackenzie, szef Greene King, jednej z największych sieci pubów w Wielkiej Brytanii (prowadzącej 3100 restauracji) oświadczył, że puby stają w obliczu „niemożności opłacenia rachunków, utraty miejsc pracy i będą zmuszone zamknąć swoje drzwi na zawsze przed mieszkańcami, a cała dobra praca, która została wykonana w celu utrzymania otwartych lokali podczas pandemii, może teraz zostać zmarnowana”.
Przedsiębiorcy mają przy tym związane ręce, bo nie są już w stanie dłużej przerzucać swoich kosztów na klientów. Oczekują więc od premiera i rządu pilnego przyjęcia pakietu wsparcia, który powinien przede wszystkim ograniczyć ceny energii dla przedsiębiorstw.
Od rządu te podwyżki nie zależą
Problem w tym, że Boris Johnson jest już „na wylocie” i nie bardzo zależy mu na dobrym publicity. Ustami swojego rzecznika broni się twierdząc, że „żaden rząd nie może kontrolować globalnych czynników podnoszących ceny energii i inne koszty prowadzenia działalności gospodarczej”. Niemniej obiecuje, że rząd nadal będzie wspierać sektor hotelarski i restauracyjny poprzez znaczące ulgi w podatku dochodowym oraz zamrażanie stawek celnych na alkohol – na piwo, cydr, wino i napoje spirytusowe.
Czy to wystarczy, czas pokaże. Czas pokaże też, jak z podobnym problemem będą radzić sobie polscy przedsiębiorcy.