Daria Dugina w pełni popierała wizję swojego ojca, człowieka, który podważał i podważa suwerenność i rację istnienia nie tylko Ukrainy, ale też Polski. Była zaangażowana na froncie ideologicznym tej wojny, choć rzecz jasna z racji wykształcenia, wpływów i znaczenia w kremlowskiej układance w stopniu dużo mniejszym niż Aleksander Dugin. Regularnie jednak występowała w rosyjskich mediach, gdzie prezentowała wykładnię Ruskiego Mira, w drodze była też jej książka, która miała ukazać się jesienią. Była też na liście osób objętych sankcjami przez kraje demokratyczne. Należy ją zakwalifikować jako intelektualistkę w znaczeniu, jakie temu słowu nadawał Fryderyk August von Hayek – Daria Dugina była sprzedawczynią używanych idei, w tym przypadku wymyślanych przez Aleksandra Dugina. Bomba umieszczona w luksusowym samochodzie wyprodukowanym, a jakże, poza Rosją, mogła nie być przeznaczona dla niej. Jej śmierć bezpośrednio dotyka jej ojca, który do końca swoich dni będzie musiał mierzyć się ze świadomością straty i być może jest to jakaś forma wywarcia na niego wpływu. Może też Daria Dugina zginęła niejako w jego zastępstwie, tego jednak – być może – nigdy się nie dowiemy.
Nie znamy też afiliacji zamachowców. Mogli to być Ukraińcy lub działający na ich zlecenie najemnicy, ale mogli to być również bardziej realistycznie nastawieni do wojny przedstawiciele kręgów kremlowskich, którzy usuwając Dugina albo pokazując mu, że mogą z łatwością zabić jego córkę, wyraźnie wybierają jachty ponad Wszechrosję. Ta wersja jest całkiem prawdopodobna. Możemy jednak, póki co, obracać się jedynie w kręgu hipotez.
Teraz szersza perspektywa. Podobno słaby, podzielony, głupi i zdegenerowany Zachód znajduje się w moralnym kryzysie, ale to nas, na naszych uniwersytetach, uczy się tego, że zabijamy idee po to, aby nie musieli ginąć ludzie. To politologów i filozofów na Zachodzie kształci się tak, aby używali auli uniwersyteckiej jako swoistego poligonu, na którym mają się ścierać różne poglądy w nadziei na to, że zwyciężą te najlepsze dla wspólnoty. Jasne, my też mamy przeciwników takiego podejścia, są nimi wszyscy ci, którzy chcą ograniczać uniwersytecką wolność słowa. Wierzę jednak w to, że Zachód sobie z nimi poradzi.
Stosunek Aleksandra Dugina i jego córki do idei był inny. Ojciec wykuwał ją jako narzędzie krwawej dominacji nad słabszymi, a jego córka uczestniczyła w promocji tego filozoficznego, jadowitego kindżału. Idea Dugina nie służy temu, aby ścierać się z innymi ideami i dzięki temu tworzyć jeśli nie najlepsze, to przynajmniej najmniej złe propozycje możliwe do wprowadzenia. Ta idea, panująca i oficjalna, ma zagwarantowany swoisty monopol i przez to brak konkurencji, która mogłaby ją zabić. Jest werbalizacją nastrojów panujących na Kremlu, przynajmniej jednej z ważniejszej frakcji, zwolenników wojny za wszelką cenę, filozoficzną podbudową i jednocześnie napędem dla agresji na kraje ościenne. Nie ma umrzeć, ma sprawić, że umrą głosiciele innych idei. Na przykład prący na Zachód Ukraińcy.
A na tym Zachodzie, a więc i u nas, jest inaczej. Oczywiście żaden libertarianin nie napisze, że w naszym przypadku swoboda myśli jest pełna i nie jestem żadnym wyjątkiem. Zachodnie idee nie grają na w pełni wolnym rynku. Woke culture, postępująca oligopolizacja mediów elektronicznych, problemy z krążeniem elit, także intelektualnych, uniwersyteckie komory echa, nierzadko dobrze podlane pieniędzmi podatników i inne zjawiska okaleczają ten rynek. Ale on cały czas istnieje, nawet jeśli w słabszej, mniej wydajnej wersji. Nasze idee muszą się ścierać. Cały czas trwa u nas debata i dopiero z niej coś powstaje. Nie widać tego od razu, bo ten proces trwa latami, ale nasze idee walczą, zabijają i umierają po to, abyśmy my nie musieli tego robić. Dzięki temu nasi filozofowie nie muszą być żołnierzami. To ich myśli walczą w ich zastępstwie.
Co się dzieje, kiedy ten proces zostanie powstrzymany – to widać na podmoskiewskim parkingu. I nie doszło tam do zamachu na osobę niewinną. Daria Dugina miała swój udział w tej wojnie. Łatwowiernością byłoby sądzić, że zabicie jej zakończy ekspansję Rosjan i powstrzyma ich atak na Ukrainę – to jednak nie ta skala. Nie można jednak nie zauważyć i tego, że istnieje jakaś odpowiedzialność za słowo – nawet, jeśli wymierzana toporem.
Daria Dugina umarła w mundurze – nawet jeśli go na sobie fizycznie nie miała. Co gorsza – umarła za straszną, antyludzką i po prostu głupią sprawę, którą jednak ona i jej ojciec uważali za coś wartościowego.
Marcin Chmielowski
*autor jest wiceprezesem Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości