fbpx
czwartek, 25 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonDeregulacja etatu może się bardzo opłacić

Deregulacja etatu może się bardzo opłacić

Pięciodniowy tydzień pracy, na razie powoli i w ramach eksperymentu, jest podważany i to przez gospodarki nie tylko dla Polaków zupełnie egzotyczne. Już zaczęliśmy o tym rozmawiać też w Polsce, choć na razie robią to eksperci, niekiedy też politycy. Taka debata powinna jednak obejmować nie tylko pracę, ale też naukę w szkole – i poza nią.

Debata o tym, ile dni w tygodniu powinniśmy pracować, już się dzieje i to jak najbardziej na serio. Niedawna konferencja Open Eyes Economy Summit, czyli jak najbardziej mainstream, pomieściła w sobie ciekawą sesję pt. Co zyskuje praca, kiedy przestaje być centrum życia? I choć oczywiście pytania na konferencjach nie znajdują jednoznacznych odpowiedzi (o czym zresztą w jednej ze swoich książek pisał Jacek Dukaj, również obecny na kongresie jako mówca, choć w innym temacie), to już samo ich postawienie pokazuje, że coś się gdzieś dzieje i że debata na wydarzeniu będzie skapywać w dół. Prędzej czy później o tym, ile dni w tygodniu powinien pracować księgowy, a ile górnik, i czy dokładnie tyle samo, będą rozmawiać nie tylko najważniejsi menedżerowie, ale też kadrowi, a także sami liniowi pracownicy.

Póki co ośmiogodzinny dzień pracy pięć dni w tygodniu jawi się jako gambit, którego lepiej nie ruszać, aby nic nie zepsuć. Spędzanie, niekiedy bezproduktywnych godzin w biurze, ma być trybutem, który płacimy w zamian za uporządkowane życie, w którym to praca od poniedziałku do piątku odpowiada za kręgosłup nadający formę całej reszcie. Owszem, godzimy się z tym, że nasza sprawność i sprawczość nie będzie najwyższa, ale dostajemy coś w zamian, a mianowicie poczucie, że tak przecież pracują jeśli nie wszyscy, to na pewno większość i że do właśnie tak uszytego tygodnia, miesiąca, roku, życia w pracy – najlepiej będzie przykleić nasze życie. Obudowując nim etat.

Rośnie jednak liczba zajęć, które wymagają bardziej elastycznego harmonogramu, tak naprawdę zresztą zawsze było ich sporo. Powszechne i nie tak zresztą odległe doświadczenia z pracą zdalną dodatkowo dynamizują postawienie sobie pytania o to, czy pięć dni po osiem godzin to naprawdę najlepsza z możliwych alternatyw. I jeżeli Belgia zupełnie niedawno mówi, że niekoniecznie, dając przy tym możliwość pracy cztery dni w tygodniu po 9.5 godziny, to i my powinniśmy przemyśleć, czy aby nie pora na korektę.

Jest i druga strona. Rozumiem rzecz jasna nie tylko niechęć do zmian, ale też jej niekiedy mądrą podbudowę i z nimi też musi się mierzyć mój liberalny, proreformatorski zapał. Nie chcemy obudzić się w świecie, w którym wielu Wielkich Bratów upostaciowionych w menadżerach, współpracownikach, odczłowieczonych w algorytmach zliczających czas i kliknięcia, będzie bardziej nieznośna niż obecne osiem godzin i w dodatku obecna także w domu, niemożliwa do wyłączenia. Wymieszanie się pracy z życiem osobistym także w zawodach, gdzie dotychczas te dwie przestrzenie były zupełnie lub prawie zupełnie rozdzielone, to niestety ryzyko, które trzeba będzie jakoś złamać, bo grozi nam to, że praca nadal będzie szkieletem życia – ale tym razem płynnie połączona z czasem po pracy, a więc tak naprawdę jeszcze ważniejsza, bo amalgamatyczna. A przecież praca powinna być celem samym w sobie tylko dla tych, którzy nie wiedzą, co ze sobą zrobić bez niej.

Na pewno potrzebna jest odwaga do eksperymentowania, bo dzisiaj nikt z nas nie wie, który system i dla kogo będzie najlepszy, będzie dawał najwięcej satysfakcji, zysku, najlepiej równoważył potrzeby różnych interesariuszy każdej firmy. Takich eksperymentów powinno być wiele, bo dzięki temu prędzej będziemy znajdować nowe optima dla różnych ról w różnych branżach. Kodeks pracy powinien umożliwiać elastyczność i łatwość do podejmowania nowych wyzwań. Jednocześnie, jeśli takie zmiany trafią akurat na ten okres koniunktury na rynku pracy, który nazywamy rynkiem pracodawcy, to zmiany mogą wcale nie być dobrze zapamiętane przez pracowników którzy w przyszłości ich nie poprą. Bo ich utrudnione przejście do innej firmy połączone z większą łatwością do eksploatowania ich wolnego czasu także po pracy nie da im ku temu argumentów.

Spójrzmy jednak jeszcze dalej. Czy do rozmowy o tym, ile dni w tygodniu to już etat, nie powinna być zaproszona szkoła? Przychodzenie na ósmą, zupełnie jak rodzice do pracy, to w dzisiejszych czasach już tylko znamię przechowalni, którą szkoła być nie powinna. Harmonogram lekcji też można ułożyć inaczej, przeplatać zajęcia zdalne z tymi w salach, budować nowe konfiguracje i odchodzić od klas zbudowanych niczym oddział, gdzie sierżant – nauczyciel stoi na czele uczniów. To wszystko jest możliwe, choć nie od razu i nie wszędzie, ale mam nadzieję, że kiedy debata o tygodniu pracy wejdzie na swoje wysokie obroty – dowodem na to będą taksówkarze, którzy sami będą o to zagadywać – porozmawiamy też o szkole. Ostatecznie przyszli pracownicy mogliby uczyć się lepiej wykorzystywać czas już właśnie tam.

Marcin Chmielowski
* autor jest wiceprezesem Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości

Marcin Chmielowski
Marcin Chmielowski
Politolog, doktor filozofii, autor książek, scenarzysta filmów dokumentalnych.

INNE Z TEJ KATEGORII

Sztuczna inteligencja w działaniu

Ostatnio coraz częściej mówi się o sztucznej inteligencji i to przeważnie w tonie nader optymistycznym – że rozwiąże ona, jeśli nawet nie wszystkie, to w każdym razie większość problemów, z którymi się borykamy. Tylko niektórzy zaczynają się martwić, co wtedy stanie się z ludźmi, bo skoro sztuczna inteligencja wszystko zrobi, to czy przypadkiem ludzie nie staną się zbędni?
5 MIN CZYTANIA

Można rywalizować z populistami w polityce, ale najlepiej po prostu ograniczyć rolę państwa

Możemy już przeczytać tegoroczny Indeks Autorytarnego Populizmu. Jest to dobrze napisany, pełen informacji raport. Umiejętnie identyfikuje problem, jaki mamy. Ale tu potrzeba więcej. Przede wszystkim takiego działania, które naprawdę rozwiązuje problemy, jakie dostrzegają wyborcy populistycznych partii.
4 MIN CZYTANIA

Urojony klimatyzm

Bardziej od ekologizmu preferuję słowo „klimatyzm”, bo lepiej oddaje sedno sprawy. No bo w końcu cały świat Zachodu, a w szczególności Unia Europejska, oficjalnie walczy o to, by klimat się nie zmieniał. Nie ma to nic wspólnego z ekologią czy tym bardziej ochroną środowiska. Chodzi o zwalczanie emisji dwutlenku węgla, gazu, dzięki któremu mamy zielono i dzięki któremu w ogóle możliwe jest życie na Ziemi w znanej nam formie.
6 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Można rywalizować z populistami w polityce, ale najlepiej po prostu ograniczyć rolę państwa

Możemy już przeczytać tegoroczny Indeks Autorytarnego Populizmu. Jest to dobrze napisany, pełen informacji raport. Umiejętnie identyfikuje problem, jaki mamy. Ale tu potrzeba więcej. Przede wszystkim takiego działania, które naprawdę rozwiązuje problemy, jakie dostrzegają wyborcy populistycznych partii.
4 MIN CZYTANIA

Kot w wózku. Nie mam z tym problemu, chyba że chodzi o politykę

Wyścig o ważny urząd nie powinien być wyścigiem obklejonych hasłami reklamowymi promocyjnych wózków. To przystoi w sklepie – też dlatego, że konsument i wyborca to dwie różne role.
5 MIN CZYTANIA

Oceniaj pracę, nie ludzi za to, że są starzy

We salute the rank, not the man! To znany cytat ze świetnego serialu, jakim jest „Kompania Braci”. Dotyczy oczywiście sytuacji wyjętej spod praw wolnego rynku, bo dowodzenie na wojnie to nie zarządzanie w firmie. Żołnierze, niejako z automatu, muszą okazać szacunek przełożonym. Nawet wtedy, kiedy ich nie lubią. Salutowanie stopniowi, nie człowiekowi, to jakiś pomysł na to, jak oddzielić czyjąś pracę od niego samego.
4 MIN CZYTANIA