Nasz Złoty Pan nie żartuje i nie będzie tolerował żadnego „polskiego warcholstwa”, od którego cała IV Rzesza mogłaby mu zacząć się rozłazić. W tej sytuacji wygląda na to, że rząd wszystko postawił na reperacje – zarówno od Niemiec, jak i od Rosji.
Hipotetyczne należności Polski z tytułu reparacji – a przypomnijmy, że pan wiceminister Mularczyk wyliczył, że tylko od Niemiec należy się Polsce ponad 6 bilionów złotych! – musiały zostać wpisane na listę aktywów państwowych, dzięki czemu uprawiający kreatywną księgowość rząd „dobrej zmiany” może być przekonany, że Polska nie tylko nie ma żadnych długów, ale znaczne nadwyżki finansowe, zwłaszcza gdy Instytut Strat Wojennych wyliczy kwotę, jaka będzie należała się nam od Rosji. Inaczej nie da się wyjaśnić finansowej beztroski, jaką od samego początku swego funkcjonowania prezentuje rząd „dobrej zmiany”. W tej sytuacji sumy, jakie miały przypaść Polsce od Unii Europejskiej, już niczym nie różnią się od należności z tytułu reparacji, więc można na nich spokojnie postawić krzyżyk.
Ma to swoje polityczne konsekwencje, bo w tej sytuacji nie ma co się przejmować klangorem, jaki owczarki niemieckie w unijnych instytucjach podniosą z powodu uchwalonej właśnie przez Sejm i podpisanej przez pana prezydenta Andrzeja Dudę ustawy o nadzwyczajnej komisji, która ma badać rosyjskie wpływy w polskiej polityce, zwanej w skrócie „lex Tusk”. Każdy bowiem, kto ogląda rządową telewizję, wie, że ruskim wpływom najbardziej ulegał Donald Tusk, więc jak komisja, w której będą zasiadali pierwszorzędni fachowcy również spoza Sejmu, go przemagluje, to nie będzie innego wyjścia, jak zadekretować mu 10-letni szlaban na piastowanie funkcji publicznych – bo taką sankcją komisja ma dysponować. Nawiasem mówiąc, komisja będzie musiała się sprężyć, bo podobno ma rozpocząć prace dopiero we wrześniu, a wybory mają się odbyć już 15 października. Do tego czasu komisja będzie musiała zaserwować Donaldu Tusku wspomniany szlaban, w związku z czym nie będzie mógł kandydować w wyborach, a jego nazwisko musiałoby być w ostatniej chwili skreślone z listy wyborczej, co mogłoby wywołać dodatkowe komplikacje dla Volkdeutsche Partei.
O ile jednak PiS nie ma w tej sprawie nic do stracenia („do stracenia nie mamy nic prócz swych kajdan i niewoli, do zdobycia świat cały” – pisał Karol Marks), o tyle mogłoby się wydawać, że w przypadku pana prezydenta Andrzeja Dudy sytuacja jest nieco inna. Zresztą w przypadku PiS te „kajdany” i „niewola”, to tylko taka metafora, bo tak naprawdę chodzi o konfitury władzy, które w przypadku zwycięstwa Volksdeutsche Partei mogłyby zostać zagrożone. To jednak nie wyjaśniałoby do końca determinacji pana prezydenta Dudy, bo on tak czy owak w 2025 roku utraci posadę tubylczego prezydenta, a do tego czasu nikt mu konfitur nie zabierze. No tak – ale co potem? Potem pan prezydent, to znaczy – już jako były prezydent – mógłby objąć jakąś prestiżową synekurę albo w ONZ, albo w NATO, albo jeszcze gdzieś indziej – a do tego potrzebna jest – jak przytomnie zauważył znający takie sprawy na wylot pan Leszek Miller – protekcja amerykańska. W takim razie musimy postawić pytanie, jaki interes w stosunku do naszego bantustanu ma Nasz Najważniejszy Sojusznik, bo dzięki temu łatwiej będzie nam zrozumieć motywy pana prezydenta.
Jak wiadomo, w 2014 roku prezydent Obama zresetował swój poprzedni reset z 17 września 2009 roku w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, wykładając 5 mld dolarów na urządzenie na Ukrainie „majdanu”. Oznaczało to, że USA wracają do aktywnej polityki w naszym zakątku Europy i że Polska, spod kurateli niemieckiej, ponownie przechodzi pod kuratelę amerykańską. Dopóki Polska była pod kuratelą niemiecką, dopóty siłą rzeczy pozycję lidera tubylczej sceny politycznej zajmowała Volksdeutsche Partei. Skoro jednak Polska w 2014 roku ponownie przeszła pod kuratelę amerykańską, to taki stan nie mógł być tolerowany ani chwili dłużej. Toteż w roku 2015 wybory prezydenckie wygrał niezbyt znany jako polityk samodzielny pan Andrzej Duda, a wybory parlamentarne wygrało PiS i wysforowało się na pozycję lidera. W ten sposób dokonała się u nas podmianka – ale Niemcy nie rezygnują z odzyskania u nas swoich wpływów i cały czas inwestują w Volksdeutsche Partei i Donalda Tuska, a PiS-owskiemu rządowi, za pośrednictwem instytucji UE, robią rozmaite psoty, przede wszystkim finansowe. Jednak Nasz Najważniejszy Sojusznik nie widzi potrzeby dokonywania kolejnej podmianki na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu, bo rząd „dobrej zmiany” nie tylko spełnia wszystkie amerykańskie życzenia, ale wręcz zawczasu je odgaduje i kupuje wszystko, co tylko Nasz Najważniejszy Sojusznik zechce nam wtrynić, podobno wcale się nie targując.
Skoro tak, to Nasz Najważniejszy Sojusznik, który poprzez ambasadorów – najpierw pani Żorżety, a obecnie – pana Marka Brzezińskiego – koryguje różne samowolne wyskoki rządu, najwyraźniej pozwolił mu na rozszerzenie historycznej rekonstrukcji przedwojennej sanacji w postaci procesu brzeskiego, a kto wie, czy nie Berezy Kartuskiej – zwłaszcza gdyby po Ukrainie trzeba było również Polskę wkręcić w maszynkę do mięsa. Donald Tusk ze swoją Volksdeutsche Partei jest mu tu potrzebny jak psu piąta noga, więc dał zielone światło do pójścia na skróty. Wprawdzie podnoszą się hałasy, że to gwałt na demokracji, ale czy dla dobra demokracji, a także – dla dobra Polski nie można dopuścić się gwałtu? Nie ma przecież takich poświęceń, jakich nie można by dokonać dla demokracji, no i również – dla Polski. Najwyraźniej zrozumiał tę nieubłaganą konieczność pan prezydent Duda i ustawę o nadzwyczajnej komisji podpisał w nadziei, że ta jego gotowość do poświęceń zostanie zauważona gdzie trzeba i odpowiednio wynagrodzona – bo cóż wynagradzać w dzisiejszych, zepsutych czasach, jeśli nie gotowość do poświęceń? Skoro my to wiemy, to wie to tym bardziej pan prezydent, więc nic dziwnego, że poparł pójście na skróty, wyjaśniając przy okazji, że to wszystko dla dobra obywateli, którzy „mają prawo wiedzieć”. Szkoda tylko, że nie wszystko, bo na przykład tego, co zapisano w „Aneksie” do raportu o rozwiązaniu WSI, wiedzieć nie mamy prawa – i tyle.
Stanisław Michalkiewicz
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie