Niedawno tytuł człowieka roku od Judenratu „Gazety Wyborczej” dostała pani Anna Machińska. Wcześniej piastowała jeszcze bardziej operetkowe stanowisko od stanowiska Rzecznika Praw Obywatelskich – mianowicie stanowisko zastępcy tego Rzecznika. Żeby nie być gołosłownym, co do operetkowego charakteru jednego i drugiego stanowiska, warto zaprezentować kompetencje owego Rzecznika. Otóż może on podejmować interwencje w rozmaitych instytucjach państwowych, to znaczy – pisać tam podania, na które z reguły dostaje odpowiedzi wymijające, bo każdy rozumie, że tu nie chodzi o sprawę, tylko o jej urzędowe „odfajkowanie”. A poza tym to takie „interwencje” może pisać każdy obywatel na własną rękę – z identycznym skutkiem. Wynika z tego, że w Biurze Rzecznika Prawa Obywatelskich – bo Rzecznik ma Biuro – prawdziwe są tylko pieniądze – a wiadomo, że taki Rzecznik, czy choćby jego zastępca, byle czego nie zje.
Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku Instytutu Strat Wojennych, na które premier Morawiecki sypnął złotem i w rezultacie Instytut preparuje „ekspertyzy” dotyczące kwot reparacji należnych Polsce z tytułu wojny. Na przykład wyliczył, że od Niemiec należy się Polsce ponad 6 bilionów złotych, a obecnie wylicza, ile Polsce należy się od Rosji. Myślę, że wyjdzie mu podobna, a może nawet jeszcze większa kwota, więc ekipa „dobrej zmiany”, która najwyraźniej te sumy musi wpisywać po stronie aktywów finansowych państwa, będzie mogła nie tylko wziąć na utrzymanie rządu każdego obywatela, ale również – wszystkich obywateli Ukrainy, którym się zamani wybrać dobrobyt w Polsce – no i kupować od Naszego Najważniejszego Sojusznika wszystko, co tylko zechce on nam wtrynić.
To zaczyna być niebezpieczne nie tylko dlatego, że jak tak dalej pójdzie, to wierzyciele będą mogli przejąć bez walki terytorium Polski lub przynajmniej jego część, tym bardziej że tylko patrzeć, jak Polska może zostać wkręcona w maszynkę do mięsa. Właśnie media podały, że „Ochotniczy Legion Polski” atakuje rosyjskie terytorium od strony granicy z Ukrainą. Ten „Legion” utworzony w lutym bieżącego roku składa się z obywateli polskich i podlega Ministerstwu Obrony Ukrainy, ale nie jest pewne, od kogo ci ochotnicy dostają forsę – czy od Ukraińców, czy od rządu w Warszawie. Zgodnie z polskim prawem podejmowanie przez obywatela polskiego służby w obcej armii stanowi przestępstwo, ale od tej zasady są wyjątki – jeśli taki obywatel dostał zgodę od MSW albo MON, wtedy wszystko jest gites tenteges. Inna rzecz, że jeśli Rosja uzna, iż „Ochotniczy Legion Polski” stwarza casus belli w stosunkach polsko-rosyjskich, to zaczniemy być wciągani w maszynkę do mięsa.
Wróćmy jednak do pani Anny Machińskiej, której Judenrat przyznał ten tytuł gwoli pocieszenia po męczeństwie związanym z utratą alimentów przysługujących zastępcy Rzecznika Praw Obywatelskich. Dzięki temu oficjalnie powiększyła ona grono autorytetów moralnych, którzy ze swoich wież z kości słoniowej czują się w prawie, a właściwie – w obowiązku udzielania gawiedzi zbawiennych pouczeń w najróżniejszych sprawach. Tedy i pani Machińska postanowiła wesprzeć „aktywistów”, którzy angażują się po stronie migrantów, próbujących sforsować nie tylko granicę polsko-białoruską, ale również – granicę polsko-ukraińską.
Na przykład nie podobało się jej, że wśród ukraińskich obywateli, którzy „uchodzili” do Polski przed wojną, studiujący na Ukrainie obywatele państw afrykańskich, czy azjatyckich byli traktowani przez polska Straż Graniczną surowiej, to znaczy – stosowano wobec nich procedury przewidziane wobec cudzoziemców – bo Ukraińców nikt nie ośmielił się tak traktować. Ale przecież jeśli ci studenci bali się zostać na Ukrainie z powodu wojny, to mogli wrócić do swoich krajów. Tymczasem w ogóle nie przyszło im to do głowy. Woleli przyjechać do Polski, albo by tu skorzystać z socjalu, albo żeby dostać się do jeszcze lepszych krajów Unii Europejskiej i tam już używać życia całą paszczą.
Podobnie migranci, którzy próbują forsować granicę polską z terytorium Białorusi. Oficjalna legenda głosi, że zostali on tam podstępnie zwabieni pod pretekstem, że z Białorusi już tylko rzut beretem do Ziemi Obiecanej, czyli Unii Europejskiej, gdzie na socjalu można żyć aż do śmierci, a nawet dłużej, bo zjawisko dziedziczenia pozycji społecznej nie ogranicza się bynajmniej do Polski, tylko ma charakter powszechny. Na tej właśnie zasadzie dzieci klientów socjalu zostają klientami socjalu. Zwracał na to już dawno uwagę przywódca murzyńskiego Narodu Islamu Ludwik Farrakhan, który jako bodaj jedyny spośród przywódców murzyńskich domagał się od rządu amerykańskiego zlikwidowania wszystkich programów pomocowych dla ludności murzyńskiej, bo w rezultacie utrzymywani są oni w kolejnych pokoleniach w stanie wyuczonej bezradności. Ale to jest postawa wyjątkowa, bo zdecydowania większość dobroczyńców ludzkości żąda czegoś odwrotnego, to znaczy – narzucenia obywatelom mieszkającym w Ziemi Obiecanej obowiązku utrzymywania przybyszów pragnących życia na cudzy koszt. To jest postawa znacznie wygodniejsza niż postawa zajmowana przez Farrakhana, bo pozwala na cudzy koszt pławić się we własnej doskonałości. Jest to postawa bardzo podobna do postawy rewolucjonistów, którzy muszą mieć jakiś proletariat, który mogliby „wyzwolić”, no bo bez tego cała rewolucja jest bez sensu. Problem sprowadza się do tego, że dobroczyńcy ludzkości uprawiają swoją dobroczynność na cudzy koszt, bez pytania o zdanie tych, którzy potem będą ponosili finansowe konsekwencje ich wielkoduszności. Któż by nie chciał być cudownym we własnych oczach, jeśli taki błogostan można uzyskać na cudzy koszt? Każdy by tak chciał.
Stanisław Michalkiewicz
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie