Za kilka lat podręczniki historii będą wspominać początek XXI wieku jako moment, w którym model rozwoju gospodarczego przestawił się z zależności od dostępności paliw kopalnych (i kaprysów kartelu OPEC) na jeszcze bardziej nieprzewidywalne ryzyko bycia na łasce podaży operacji wydobywczych.
Transformacja energetyczna, która ma na celu ograniczenie emisji gazów cieplarnianych, będzie musiała zostać przeprowadzona przy użyciu minerałów. Jednak część tych kluczowowych dla eko-transformacji elementów występuje na obszarach bardzo niestabilnych politycznie.
Australia dominuje w wydobyciu litu, Chile w miedzi, Chiny w graficie i metalach ziem rzadkich, Demokratyczna Republika Konga w kobalcie, Indonezja w niklu, RPA w platynie i irydzie. Jednak lista ta obejmuje również kraje takie jak Mozambik, Gabon, Peru, Zambia i Filipiny, z których każdy ma własne trudności w rozwoju gospodarczym, politycznym i społecznym.
Niedawne badanie IRENA (Międzynarodowej Agencji Energii Odnawialnej) zatytułowane Geopolityka transformacji energetycznej wymienia możliwe zagrożenia dla krajów o bogatych zasobach strategicznych tj. klęski żywiołowe, ponieważ są to obszary wrażliwe geologicznie (trzęsienia ziemi, wypadki górnicze); brak bezpieczeństwa prawnego (wywłaszczenia, podatki); kartele biznesowe (nieuczciwe ustalanie cen lub manipulacje na rynku); wybuchy przemocy, korupcji lub strajków oraz ograniczenia eksportu (od 2021 r. trzy z pięciu krajów w regionie Sahelu doświadczyły zamachów stanu o różnej intensywności i są obecnie rządzone przez juntę wojskową). Ponadto ponad połowa (54 proc.) minerałów niezbędnych do transformacji energetycznej znajduje się na ziemiach zamieszkiwanych przez rdzenną ludności, co zwiększa prawdopodobieństwo konfliktów społecznych.
„Zakłócenia w dostawach mogą mieć wpływ na wiele branż i rozprzestrzenić się na gospodarkę światową. Ryzyko to może być podwyższone w perspektywie krótko- i długoterminowej, ponieważ popyt rośnie, a procesy wydobywcze pozostają skoncentrowane” – czytamy w raporcie Agencji Energii Odnawialnej.
– Przez lata nie było to problemem, ale niepewność, z którą mamy do czynienia dzisiaj, może trwać jeszcze przez następne 15 lat – przyznaje Elizabeth Press, dyrektor IRENA ds. planowania i programowania.
Według szacunków Międzynarodowej Agencji Energii (IEA) zawartych w najnowszym przeglądzie Rynek minerałów krytycznych w 2023 r., rynek minerałów związanych z transformacją energetyczną w ciągu ostatnich pięciu lat podwoił się, osiągając wartość 320 mld dol. Największy wzrost popytu odnotowały: miedź, lit, nikiel, kobalt i grafit. Według tych szacunków zużycie minerałów do 2050 r. wzrośnie czterokrotnie. Samochód elektryczny potrzebuje sześć razy więcej minerałów niż samochód spalinowy. Morska platforma wiatrowa potrzebuje trzynaście razy więcej metali krytycznych niż konwencjonalna elektrownia gazowa.
W rezultacie ceny tych minerałów są już powyżej ich historycznych średnich, więc waga tych elementów w ostatecznym koszcie zrównoważonych technologii energetycznych również rośnie: w baterii wzrosły one z 5 proc. do 20 proc. – szacuje IEA.
Problemem nie jest niedobór tych zasobów naturalnych, ale zdolność ich eksploatacji. W tym względzie należy odróżnić rezerwy od produkcji: Boliwia posiada 21 mln ton litu na swoim terytorium, ale przyczynia się tylko do 1 proc. światowej podaży litu. Potrzebne są zatem inwestycje. Te stale rosną: według IEA tylko w 2022 r. wzrosły o 30 proc. Potrzeba jednak znacznie więcej, aby zaspokoić rosnący apetyt. Jednak to wymaga czasu. Na przykład uruchomienie kopalni miedzi może zająć pięć lat, a sektor wydobywczy w krajach rozwijających się cierpi z powodu wieloletniego niedofinansowania i słabego zarządzania. Nawet w przypadku braku rewolucji lub przewrotów wojskowych branża minerałów krytycznych jest strukturalnie słaba. Jej rynek ma cechy oligopolu, z kilkoma firmami przejmującymi ten „tort” i dominującymi na rynku (pięć firm produkuje 61 proc. litu i 56 proc. kobaltu); opiera się na nieprzejrzystym systemie handlowym, niejasnych umowach dwustronnych między państwami, które umożliwiają ograniczenie handlu strategicznymi materiałami w dowolnym momencie.
Chiny, wiodący światowy dostawca galu i germanu, metali wykorzystywanych do produkcji półprzewodników, ogłosiły niedawno ograniczenia eksportowe, powołując się na obawy związane z bezpieczeństwem narodowym. Indonezja również zawetowała sprzedaż niklu i rozważa zrobienie tego samego w przypadku boksytu. Peru chce podnieść opłaty licencyjne za wydobycie miedzi, Kongo planuje renegocjować dostęp zagranicznych firm do zasobów kobaltu. A Meksyk właśnie znacjonalizował lit.
To, co obserwujemy, to najnowszy trend: wykorzystywanie minerałów jako broni politycznej, która ma zagrozić bezpieczeństwu gospodarczemu. Według US Geological Survey ograniczenie dostaw galu do amerykańskich firm o 30 proc. może kosztować dwa punkty procentowe wzrostu PKB. Jak wynika z dokumentu Surowce krytyczne dla zielonej transformacji, ograniczenia handlowe dotyczące krytycznych minerałów wzrosły pięciokrotnie od 2009 r. W raporcie oszacowano, że w ostatnich latach 10 proc. globalnej wartości eksportu krytycznych materiałów podlegało ograniczeniom handlowym (cła, kontyngenty itp.). Chiny, Indie, Argentyna, Rosja, Wietnam i Kazachstan to kraje, które wprowadziły najwięcej przeszkód w tym zakresie.
Ale jak uważa Elizabeth Press z IRENA, jeszcze nie wszystko stracone. Jej zdaniem istnieje kilka czynników, które mogą przeciwdziałać temu pesymistycznemu obrazowi. Po pierwsze, innowacje są stałe. Minerały są potrzebne w coraz mniejszym stopniu, ponieważ poprawia się ich wydajność lub można je zastąpić mniej problematycznymi surowcami. Recykling i gospodarka o obiegu zamkniętym stają się coraz bardziej powszechne, zmniejszając potrzebę natychmiastowej dostępności materiałów poprzez wykorzystanie tych, które są już w obiegu.
Zarówno Unia Europejska, jak i USA wdrożyły dyrektywy i przepisy mające na celu dywersyfikację materiałów i krajów dostawców tak aby zabezpieczyć swoje gospodarki przed ewentualnym problemów i nie dopuścić do sytuacji jaka miała miejsce z rosyjska ropą.
Źródło: La vanguardia