fbpx
piątek, 19 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonDziadzia Wania farmę miał, czyli o rosyjskiej autarkii

Dziadzia Wania farmę miał, czyli o rosyjskiej autarkii

Rzecz w tym, co my zamierzamy dalej z Rosją zrobić? Chodzi o pewien realizm. Znowu chcemy na kilkadziesiąt lat zepchnąć ją do pozycji izolowanego kolosa na glinianych nogach, z własnym i kulawym systemem gospodarczym oraz niskim standardem ochrony praw jednostki? – pyta w swoim najnowszym felietonie Michał Góra.

Należę do tego pokolenia, dla którego dziecięcy wyjazd do popularnej amerykańskiej restauracji na początku lat 90. był jeszcze powiązany z wielkim wydarzeniem. Urodzinami albo wycieczką szkolną do innego miasta. Wbrew temu, jaki target restauracja ta zaczęła mieć w rodzimych Stanach Zjednoczonych, w postkomunistycznej Polsce wizyta w takim przybytku nadal była oznaką pewnego luksusu. Stało się tak, bo mój umęczony wojnami kraj, oszukany przez mieszankę geografii, polityki i własnego zaprzaństwa, znalazł się po niewłaściwej stronie żelaznej kurtyny. Pamiętam też często powielane w prasie obrazki z wielkiego otwarcia pierwszej restauracji tej sieci w Moskwie. Globalizacja wkroczyła poza żelazną kurtynę, wszystko szło ku dobremu. Czech, Polak, Rosjanin – wszyscy oni mieli stać się prawdziwie równi ich odpowiednikom ze Sztokholmu, Paryża i Waszyngtonu.

Aktualnie prasa podaje informacje, że objęta sankcjami Rosja próbuje skopiować znak handlowy i klimat tej amerykańskiej restauracji, tworząc własną markę pod nazwą „Dziadzia Wania”. Europejczyków to zwyczajnie śmieszy i kojarzy się ze wschodnią kiczowatością oraz brakiem poszanowania dla praw własności intelektualnej. W obliczu aktualnej wojny i zawirowań geopolitycznych mam zarazem wrażenie podróży w czasie o kilkadziesiąt lat, jak to mawiają Rosjanie, „na zad”. W mojej głowie zrodziło się jednak pytanie, na ile to ówczesna Rosja i jej satelity same chciały się odizolować od reszty świata? Z jednej bowiem strony, jak słusznie zauważa Bartosz Gołąbek w książce Lew Gumilow i Aleksander Dugin. O dwóch obliczach Eurazjatyzmu w Rosji po 1991 roku (Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2012), choćby zdaniem rosyjskiego ideologa Aleksandra Dugina „(…) archaiczna zdawałoby się autarkia jest jedynym słusznym rozwiązaniem dla ekonomicznego sukcesu rosyjskiego imperium (…)”. Z drugiej strony, na ile Rosja była i jest odizolowywana przymusowo, bo Zachód nie chce mieć z nią wiele wspólnego? Pytanie to wydaje się aktualne i dziś.

Proszę mnie źle nie zrozumieć. Ja jestem rozkapryszonym dzieckiem Zachodu. Wierzę w rządy prawa, prawo do sądu, prymat własności prywatnej nad państwową i liberalizm gospodarczy, autonomię jednostki i wszystkie te inne instytucje, które my ludzie postępu chyba zresztą trochę hipokrytycznie odrzucamy, gdy przyjdzie jakiś „kryzys” i zajdzie „wyższa konieczność”. Niemniej przestałem, zdaje się, wierzyć w radykalnie naiwne, kosmopolityczne i globalistyczne posłannictwo ludzi Zachodu, którym wydaje się, że w Brukseli będą takie same priorytety polityczne i standardy ochrony praw mniejszości, jak w Moskwie lub Kabulu.

Oczywiście, nienałożenie sankcji na Rosję i dalsze z nią handlowanie albo akceptowanie udziału w wydarzeniach sportowych byłoby niemoralne. Ukraińcy naszym „business as usual” czuliby się słusznie oszukani i oburzeni. Pewnie kilka narodów w ciągu ostatnich 30 lat czuło się tak oszukanych przez Zachód. Nie chodzi mi też nawet o to, że sankcje są niszczące dla zwykłych ludzi, zresztą po obu stronach barykady. Nie mówię też tutaj o współczuciu dla „przeciętnych Rosjan”, bo znacznie bardziej mimo wszystko współczuję umierającym ukraińskim dzieciom.

Rzecz w tym, co my zamierzamy dalej z Rosją zrobić? Chodzi o pewien realizm. Znowu chcemy na kilkadziesiąt lat zepchnąć ją do pozycji izolowanego kolosa na glinianych nogach, z własnym i kulawym systemem gospodarczym oraz niskim standardem ochrony praw jednostki? Chcemy z Rosjan zrobić pariasów, prześladować, a może nie daj Boże eksterminować? Może naiwnie wierzymy, że nasze globalistyczne macki sięgną do Moskwy i jakiś postępowy dysydent zostanie tam prezydentem, zaprowadzi wieczny pokój i liberalną demokrację, a od Lizbony po Nowosybirsk będziemy mieli Unię Europejską z tęczową flagą powiewającą na szczycie Soboru Chrystusa Zbawiciela w Moskwie? Planujemy otwartą wojnę z Rosją i utworzenie Republiki Federalnej Rosji na zachodzie, z podzieloną na pół Moskwą i Rosyjską Republiką Demokratyczną o wpływach chińskich na wschodzie?

Myślę, że pytanie o długoterminowy cel nie jest nie na miejscu, skoro znaczna część ze 144 milionów ludzi świata, zamieszkujących przeszło 17 milionów kilometrów Eurazji, po prostu się z nami nie zgadza. Myśli i czuje inaczej niż my. Widzi ten świat w innych barwach. Zauważmy, że rosyjskości raczej nie da się eradykować. Na rosyjskość nie ma też prostej szczepionki, a nawet jakby istniała, to przypominam, że nie każdy może chcieć ją przyjąć w zgodzie ze standardami, w które sami wierzymy.

Michał Góra

Michał Góra
Michał Góra
Zawodowo prawnik i urzędnik, ale hobbystycznie gitarzysta i felietonista. Zwolennik deregulacji, ale nie bezprawia. Relatywista i anarchista metodologiczny, ale propagator umiarkowanie konserwatywnej polityki społecznej.

INNE Z TEJ KATEGORII

Czasami i sceptycy mają rację

Wszystkie zjawiska, jakie obserwujemy w ramach gospodarki, są ze sobą połączone. Jak w jednym miejscu coś pchniemy, to w kilku innych wyleci. Problem z tym, że w przeciwieństwie do znanej metafory „naczyń połączonych”, w gospodarce skutki nie występują w tym samym czasie co przyczyna. I dlatego często nie ufamy niepopularnym prognozom.
5 MIN CZYTANIA

Markowanie polityki

Nie jest łatwo osiągnąć sukces, nie tylko w polityce, ale nawet w życiu. Bardzo często trzeba postępować niekonwencjonalnie, co w dawnych czasach nazywało się postępowaniem wbrew sumieniu. Dzisiaj już tak nie jest, bo dzisiaj, dzięki badaniom antropologicznym, już wiemy, że jak człowiek politykuje, to jego sumienie też politykuje, więc można mówić tylko o postępowaniu niekonwencjonalnym, a nie jakichś kompromisach z sumieniami.
5 MIN CZYTANIA

Kot w wózku. Nie mam z tym problemu, chyba że chodzi o politykę

Wyścig o ważny urząd nie powinien być wyścigiem obklejonych hasłami reklamowymi promocyjnych wózków. To przystoi w sklepie – też dlatego, że konsument i wyborca to dwie różne role.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Kiedy jeden minister powie tak, a drugi powie nie

Ucznia p. minister Barbary Nowackiej od studenta medycyny p. ministra Dariusza Wieczorka dzieli zaledwie kilka miesięcy, a więc wakacje pomiędzy egzaminem maturalnym a pierwszym semestrem studiów. Co z tego wynika nie tylko dla koalicji rządzącej?
3 MIN CZYTANIA

O pewności prawa i praworządności słów kilka

Ostatnio publicystyka krajowa koncentruje się na problemach jakości i pewności prawa. Wiąże się to z wszechobecnym w naszym kraju bałaganem, który wygląda tak, jakby Polacy posiadali własne państwo nie od ponad tysiąca lat, ze znanymi przerwami, ale od kilku miesięcy. I podobnie jak właściciel dopiero co kupionego samochodu, ale wykonanego w nowej technologii, kompletnie nie mają pojęcia, jak go obsługiwać.
4 MIN CZYTANIA

Czyżby obrońcy praworządności uważali, że pierwsza Rzeczniczka nie była prawdziwym RPO?

Przez kilka ostatnich lat gremia oficjalne, w tym ponadnarodowe, i media prowadzą ożywioną dyskusję na temat stanu praworządności w Polsce. Jest to trochę zabawne z dwóch powodów. O obu poniżej.
4 MIN CZYTANIA