Jak podaje serwis bankier.pl – „odpowiada to odpowiednio 740 i 960 mln ton ekwiwalentu ropy naftowej (Mtoe) w przypadku końcowego i pierwotnego zużycia energii. Państwa członkowskie powinny ustalić wiążące wkłady krajowe, aby osiągnąć te cele”.
Serwis kotly.pl wyjaśnia, że energia końcowa to energia np. w postaci ilości zużywanego gazu ziemnego czy energii elektrycznej w ciągu roku. Z kolei energia pierwotna uwzględnia zapotrzebowanie na energię końcową i dodatkowe nakłady energii potrzebne na produkcję paliwa, jego transport, magazynowanie itp.
GUS informował, że w Polsce „całkowite zużycie energii pierwotnej wzrosło w latach 2010-2020 z 100,5 Mtoe do 101,8 Mtoe (0,1 proc./rok). Finalne zużycie energii wzrosło w analizowanym okresie z 65,6 do 70,5 Mtoe, co oznacza średnie roczne tempo wzrostu 0,7 proc.”.
„Łapią Państwo? Przez dekadę ROSŁO 0,1 i 0,7 proc. rocznie. A teraz mamy w osiem lat zbić o 40 i 42,5 proc.!” – skomentował w mediach społecznościowych dziennikarz i samorządowiec Konrad Rękas.
Czy rezultatem tej obłąkańczej polityki Unii Europejskiej będzie totalna zapaść gospodarki? Czy Bruksela rzeczywiście chce, by PKB bloku spadł o te 40 proc.?
Ponadto w ramach rewizji dyrektywy w sprawie odnawialnych źródeł energii europosłowie głosowali za zwiększeniem udziału energii odnawialnej w końcowym zużyciu energii w Unii Europejskiej z 40 proc. do 45 proc. do 2030 r. Cel ten jest również wspierany przez Komisję Europejską w ramach pakietu RepowerEU. Dla Zielonych i Lewicy nawet to było mało. Proponowali cel na poziomie 55-56 proc. do 2030 r., tak aby do 2040 r. 100 proc. energii było wytwarzanej ze źródeł odnawialnych.