W debacie publicznej wiele miejsca poświęca się korzyściom wynikającym z OZE pomijając niewygodny dla eurokratów fakt, że szybka i nieprzemyślana transformacja może spowodować kolejny globalny kryzys zasobów – z tą różnicą, że zamiast od Rosji będziemy uzależnieni od Chin.
Jeśli chcemy rzeczywiście przewodzić transformacji energetycznej musimy zdawać sobie sprawę z konieczności inwestowania we wszystkie technologie energetyczne, tak aby posiadać bufor bezpieczeństwa w okresach niedoboru słońca czy też wiatru. Europa musi zrozumieć, że nie ma transformacji energetycznej bez konkurencyjności, dywersyfikacji i gwarancji dostaw. Niestety, narzucany przez Unię Europejską model nie spełnia tych przesłanek i prowadzi nas – bez eliminacji zależności od Rosji – do prawie całkowitej zależności od Chin.
Szkodliwa biurokracja
W energetyce, jak i w każdej innej dziedzinie, biurokracja nie tylko nie gwarantuje rozwoju, ale wręcz go utrudnia. Ostatnie debaty na temat ograniczenia ceny za rosyjską ropę do 60 dolarów za baryłkę są tego najlepszym przykładem. Wprowadzenie limitu cenowego, który jest wyższy niż średnia cena, po jakiej Rosja sprzedawała ropę w ciągu ostatnich pięciu lat wskazuje na oderwanie eurokratów od rzeczywistości i podważa sens wprowadzania tego typu sankcji. Zresztą podobna sytuacja miała miejsce w przypadku limitu na ceny gazu. Gdyby nie presja ze strony opinii publicznej najprawdopodobniej zaproponowany przez Komisję Europejską fikcyjny limit cenowy na poziomie 275 euro zostałby przyjęty.
Zwiększone wydobycie
Jeśli chcemy obniżyć ceny i być mniej uzależnieni od innych dostawców, musimy zwiększyć wydobycie oraz rezerwy posiadanych surowców. Nikt nigdy nie zmniejszał zależności od dostawcy stawiając bariery dla dostaw i ograniczając własną produkcję, czyli w sposób jaki aktualnie stosuje Unia Europejska. Aby osiągnąć cele w zakresie przejścia na odnawialne źródła energii i pojazdy elektryczne będziemy musieli zużyć osiem razy więcej miedzi, sześć razy więcej kobaltu i dziesięć razy więcej pierwiastków ziem rzadkich przy jednoczesnym zachowaniu poziomu zużycia gazu ziemnego, energii jądrowej i wodnej. W szczegółach – do wdrożenia elektromobilności i OZE będziemy potrzebowali: 4 mln ton litu w 2035 r. – to oznacza 74 nowe kopalnie; 5 tys. ton więcej kobaltu – czyli 61 nowe kopalnie; 42 tys. ton niklu – 72 dodatkowe kopalnie i 56 tys. ton grafitu naturalnego – 80 kolejnych kopalń. Potrzebnych też będzie 57 tys. ton grafitu syntetycznego.
Nawet więc przy najbardziej optymistycznych szacunkach niezbędne będą milionowe inwestycje w sektor wydobywczy. Pytanie tylko, gdzie są zachęty do inwestowania górnictwo? Odpowiedź brzmi: wszędzie, tylko nie w Europie. Dopóki nie zrozumiemy, jak ważne jest, aby łańcuch dóbr od wydobycia do produkcji był dobrze zdywersyfikowany, dopóty będziemy pogłębiać swoją zależność od innych krajów. Środowisko polityczne zdominowane przez aktywistów zdaje się ignorować lub chce ukryć wąskie gardło w przemyśle wydobywczym oraz zależność od Chin, jaką pociąga za sobą zbyt szybki proces transformacji energetycznej.
Chińska dominacja
Jak podaje Międzynarodowa Agencja Energetyczna, udział Chin w etapach produkcji paneli fotowoltaicznych – od produkcji polikrzemu po same panele – przekracza 80 proc., a na niektórych etapach może osiągnąć nawet 95 proc. do 2025 r. W energetyce wiatrowej Chiny produkują 50 proc. światowych turbin, a także kontrolują do 65 proc. światowej produkcji komponentów. Jeśli będziemy kontynuować dotychczasową politykę przejdziemy spod zależności rosyjskiej pod chińską, a za krótkowzroczność Unii jak zwykle zapłacą obywatele.
Aby przeprowadzić transformację energetyczną bez popadania w poważny problem zależności musimy przygotować najlepsze od strony podatkowej i regulacyjnej środowisko do inwestowania. Tylko przewaga konkurencyjna wobec tanich kosztów produkcji w Chinach może zapewnić Europie spokój energetyczny na długie lata.