fbpx
piątek, 19 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonFetysz wydatków

Fetysz wydatków

Partia, która poważnie traktuje rządzenie państwem, nie wymieniałaby w debacie przedwyborczej suchych sum, wydanych na ten czy inny cel, bo pachnie to czystą gomułkowszczyzną. Pieniądze są jedynie środkiem do osiągnięcia celu – i to właśnie o tych osiągniętych celach powinniśmy usłyszeć – pisze w najnowszym felietonie Łukasz Warzecha.

Jarosław Kaczyński zagrzewa do boju swoją partię i jej aktyw w kolejnych wystąpieniach w Polsce. Cykl otworzyły dwa spotkania: w Markach, przeznaczone głównie dla członków partii, oraz w Sochaczewie, otwarte – choć wiadomo, że publiczność na takie spotkania jest dobierana spośród zainteresowanych. Komentatorzy oczekiwali jakiejś rewelacji, najpewniej znów w postaci programu socjalnego lub przynajmniej zmiany już funkcjonującego w postaci jego waloryzacji – jednak nic takiego nie nastąpiło. Być może wewnętrzne badania pokazały, że wyborcy PiS są zaniepokojeni inflacją bardziej, niż oczekują nowej formy państwowego wsparcia.

Jaki atut w takim razie prezentował prezes partii rządzącej? Oto większość obu jego wspomnianych wystąpień (szczególnie w Markach) zajęła wyliczanka wydatków poczynionych przez PiS podczas siedmiu lat rządów. Było to dość monotonne i bardzo peerelowskie w tonie, momentami nawet groteskowe, ale wiele nam jednak mówi.

Pierwsza kwestia to uznawanie za zasługę i argument dla wyborców samego faktu wydawania wielkich sum na różne cele. A przecież wydanie, powiedzmy, 40 mld zł na seniorów nic w gruncie rzeczy nie oznacza. I nic nie oznacza również dla wyborców, dla których to jakaś abstrakcyjna suma, która jednym uchem wpadnie, a drugim wypadnie.

Partia, która poważnie traktuje rządzenie państwem, nie wymieniałaby w debacie przedwyborczej suchych sum, wydanych na ten czy inny cel, bo pachnie to czystą gomułkowszczyzną. Pieniądze są jedynie środkiem do osiągnięcia celu – i to właśnie o tych osiągniętych celach powinniśmy usłyszeć. Postrzeganie wydawania pieniędzy nie jako celu samego w sobie, lecz jako narzędzia służącego osiągnięciu określonego celu sygnalizowałoby również, że rządzący mają plan i wydają pieniądze nie po to, żeby je wydać (ewentualnie dając przy okazji komuś zarobić), ale po to, aby coś konkretnego osiągnąć.

Modelowym przykładem jest służba zdrowia. O wydatkach na nią Jarosław Kaczyński zresztą też wspominał, chwaląc się, że „razem z dodatkami covidowymi” w tym roku będzie to około 160 mld zł. Powszechnie znaną na świecie prawidłowością jest tymczasem, że w służbę zdrowia można wpakować właściwie dowolne sumy, nie polepszając ani trochę losu pacjentów. Jeśli jakaś władza chciałaby się pochwalić osiągnięciami w dziedzinie ochrony zdrowia, to powinna pokazać, o ile skrócił się czas oczekiwania na zabiegi, na wizytę u specjalisty, jak polepszyła się dostępność specjalistycznych albo eksperymentalnych metod leczenia, ile i jakich oddziałów jest czynnych w relacji do tego, jak było wcześniej, oraz ilu leczy się w nich pacjentów – i tak dalej.

Jednak opowieść prezesa Kaczyńskiego jest skonstruowana całkiem inaczej. „Wydatki na oświatę wzrosły o 36 procent” – oznajmia na przykład w Markach. Tylko co z tego? Co to może interesować przeciętnego wyborcę? Rodzica interesuje, jak długo jego dziecko siedzi w szkole na przykład z powodu nauki na zmiany, jaki ma dostęp do specjalistycznych pracowni albo dlaczego nauczyciele nie prowadzą żadnych zajęć dodatkowych.

„627 nowych urzędów pocztowych, prawie dwa na powiat” – ogłasza lider partii rządzącej. I znów – i co w związku z tym? Może poczta jest bardziej dostępna, ale działa tak samo fatalnie, jak działała. I tak dalej, i tak dalej. Krótko mówiąc: fetyszem jest sam wydatek i tabelka z Excela, a nie osiągnięcie jakiegoś wymiernego, sensownego, wcześniej zaplanowanego efektu.

Druga kwestia to ewidentna fiksacja na wydatkach właśnie, co oznacza brak zainteresowania zwiększeniem dyscypliny fiskalnej. Jeśli połączyć to z chęcią wykreślenia z konstytucji reguły wielkości zadłużenia w relacji do rocznego PKB (gdyby nie tricki finansowe, i tak bylibyśmy już poza tą granicą), obraz jawi się naprawdę nieciekawy. Chyba że ktoś jest zwolennikiem „nowej ekonomii” spod znaku Piketty’ego, w której nie obowiązuje żadna ostrożność fiskalna, a dług można powiększać praktycznie w nieskończoność. A to na Piketty’ego z lubością powołuje się przecież Mateusz Morawiecki – a i Jarosławowi Kaczyńskiemu się zdarzało.

Łukasz Warzecha

Łukasz Warzecha
Łukasz Warzecha
Jeden z najpopularniejszych komentatorów sceny politycznej w Polsce. Konserwatysta i liberał gospodarczy. Publicysta „Do Rzeczy", „Forum Polskiej Gospodarki”, Onet.pl, „Rzeczpospolitej", Salon24 i kilku innych tytułów. Jak o sobie pisze na kanale YT: „Niewygodny dla każdej władzy”.

INNE Z TEJ KATEGORII

Czasami i sceptycy mają rację

Wszystkie zjawiska, jakie obserwujemy w ramach gospodarki, są ze sobą połączone. Jak w jednym miejscu coś pchniemy, to w kilku innych wyleci. Problem z tym, że w przeciwieństwie do znanej metafory „naczyń połączonych”, w gospodarce skutki nie występują w tym samym czasie co przyczyna. I dlatego często nie ufamy niepopularnym prognozom.
5 MIN CZYTANIA

Markowanie polityki

Nie jest łatwo osiągnąć sukces, nie tylko w polityce, ale nawet w życiu. Bardzo często trzeba postępować niekonwencjonalnie, co w dawnych czasach nazywało się postępowaniem wbrew sumieniu. Dzisiaj już tak nie jest, bo dzisiaj, dzięki badaniom antropologicznym, już wiemy, że jak człowiek politykuje, to jego sumienie też politykuje, więc można mówić tylko o postępowaniu niekonwencjonalnym, a nie jakichś kompromisach z sumieniami.
5 MIN CZYTANIA

Kot w wózku. Nie mam z tym problemu, chyba że chodzi o politykę

Wyścig o ważny urząd nie powinien być wyścigiem obklejonych hasłami reklamowymi promocyjnych wózków. To przystoi w sklepie – też dlatego, że konsument i wyborca to dwie różne role.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Źli flipperzy i dobra lewica

Kiedy socjaliści poszukują rozwiązania jakiegoś palącego problemu, można być pewnym dwóch rzeczy. Po pierwsze – że to, co zaproponują nie będzie rozwiązaniem najprostszym, czyli wolnorynkowym. Po drugie – że skutki realizacji ich propozycji będą kontrproduktywne, a najpewniej uderzą w najsłabszych i najbiedniejszych.
5 MIN CZYTANIA

Wyzwanie

Pojęcie straty czy kosztu zostało prawie całkowicie wyeliminowane z języka debaty publicznej. Jeśli jakiś projekt jest uznawany za słuszny i realizujący pożądaną linię, to nie niesie ze sobą kosztów – może się jedynie łączyć z „wyzwaniami”. Koszty pojawiają się dopiero tam, gdzie pomysł jest niesłuszny.
4 MIN CZYTANIA

Umowa z babcią

Jednym z najbardziej dręczących mnie pytań jest, czy politycy albo eksperci, proponujący niektóre rozwiązania o istotnych skutkach społecznych lub cywilizacyjnych, lecz pozornie mające inne cele, zdają sobie sprawę z ich ostatecznych skutków.
5 MIN CZYTANIA