Na spolegliwość obłudnych, unijnych urzędników wobec wielkich i możnych tego świata zawsze można liczyć. Zorganizowana w ostatnich latach „pandemia” pokazała dobitnie, jak tańczyli w rytm muzyki zagranej przez korporacje farmaceutyczne. Tym razem unijni biurokraci aspirujący do urządzania nam życia w każdym aspekcie i w ich pojęciu „na zielono”, przychylili się interesom koncernów spożywczych. Nowa regulacja ma umożliwić – już bez żadnych oporów – sprzedaż w krajach UE żywności genetycznie zmodyfikowanej. Do tej pory (przynajmniej oficjalnie) nie było na to zgody i istniały w tym względzie znaczące i niezbędne rygory. Teraz to się zmieni. A co się zmieni?
GMO w nowym opakowaniu
Nowa propozycja Komisji Europejskiej zmierza do zniesienia etykietowania żywności zawierającej GMO. W projektowanym rozporządzeniu KE chciałaby również zredukować procedury oceny ryzyka środowiskowego, obowiązujące obecnie dla wszystkich GMO na poziomie europejskim. Stosowanie technik genomowych ma być dozwolone po przejściu przez producenta jedynie uproszczonej procedury zgłoszeniowej, za to zgodnej z dokumentem „Zrównoważone wykorzystanie zasobów naturalnych”.
Zdaniem Fransa Timmermansa liberalizacja w zakresie nowych technik genomowych jest niezbędna. Wpisuje się bowiem w postulaty Europejskiego Zielonego Ładu oraz strategię żywienia Europejczyków znaną jako „Od pola do stołu”. A wszystko to, w ostatecznym rozrachunku, jak zwykle w interesie powstrzymania katastrofalnych zmian klimatycznych.
Prawo sprzyjające korporacjom
Chcąc rozstrzygnąć, czy Komisja Europejska proponuje zmiany idące w dobrym kierunku, wystarczy zwrócić uwagę na to, kto w pierwszym rzędzie na nich skorzysta. Otóż zyskają korporacje i firmy biotechnologiczne. A jeśli ktoś skorzysta, to kto straci? Rolnicy indywidualni, będący ostoją zdrowej produkcji rolnej oraz oczywiście konsumenci, na których stoły będzie trafiać genetycznie wypreparowana strawa, której walorów zdrowotnych nie trzeba już nikomu zachwalać.
– Komisja Europejska zaufała pustym obietnicom korporacji, a jednocześnie odrzuciła wiele głosów krytycznych ze strony organizacji reprezentujących obywateli – uważa Rafał Górski, prezes Instytutu Spraw Obywatelskich, jednej z pierwszych organizacji społecznych, które w Polsce podjęły temat nowych technik modyfikacji genetycznych.
Czego chce KE, a czego nie chcą inni
Nowe techniki modyfikacji genetycznych mają być teraz sygnowane jako NGT. Zapewne po to, by nie używać okrytego złą sławą terminu GMO. Warto przy tym też zauważyć, że korporacje produkujące żywność masową mają w nosie prawa konsumenckie, których ochronę UE tak chętnie – i niemal na każdym kroku – deklaruje. Sam TSUE wyrokiem z 2018 roku uznał, że każda modyfikacja genetyczna, obojętnie przy użyciu jakich technologii dokonywana, powinna być oznakowana w produkcie żywnościowym jako GMO.
Propozycja nowego rozporządzenia Komisji Europejskiej sprzyja pomnażaniu zysków branży biotechnologicznej oraz wielkich producentów śmieciowej żywności. Propozycje można rzecz jasna wymyślać rożne – mniej czy bardziej sensowne, lecz przyjęcie konkretnych już uregulowań i w tym przypadku powinno zostać poddane szerokiej dyskusji. Nie tylko w gmachu Parlamentu Europejskiego, ale i podczas debaty publicznej w poszczególnych krajach unijnych.