Odbija się w tym cały absurd obdarzenia młodej Szwedki statusem celebrytki i uczynienia jej klimatycznym sumieniem świata: przywódców, całe państwa i narody pouczała przez kilka lat panna, która nie skończyła nawet szkoły średniej, ale była świetnie pomyślanym produktem marketingowym. Przygotowanym zresztą w dużej mierze przez własnych rodziców. Po raz pierwszy mała Grecia zasiadła przed szwedzkim Riksdagiem dziwnym zbiegiem okoliczności tuż przed premierą książki jej matki, Maleny Ernman, o zmianie klimatu w 2018 r. Inny niezwykły zbieg okoliczności chciał, że przechodził tamtędy akurat profesjonalny fotograf, a zdjęcia z protestu małej dziewczynki z warkoczykami znalazły się następnie w mediach społecznościowych piarowca promującego książkę pani Ernman, Ingmara Rentzhoga. Ale to wszystko na pewno najczystsze przypadki.
W karierze Greci niemałą rolę odegrał również były polski polityk, Michał Kurtyka, najpierw pełnomocnik rządu do spraw przygotowania szczytu klimatycznego COP24 w Katowicach, a potem minister klimatu. Pan Kurtyka wypromował małą histeryczkę, zapraszając ją na COP24, czym się jeszcze później chętnie chwalił.
Thunberg zaś w pełni świadomie i celowo szerzyła właśnie histerię, przyznając otwarcie: „Chcę, żebyście się bali”. Jej wypowiedzi były przeładowane emocjami, nie było w nich natomiast za grosz substancji ani sensu. Tym bardziej żenujące było przyglądanie się, jakie hołdy (oczywiście z najczyściej piarowych względów) składają jej najważniejsi ludzie na świecie. Z wyjątkiem Donalda Trumpa, którego jako jedynego stać było na ostentacyjne zignorowanie Szwedki podczas jej wizyty na szczycie ONZ w Nowym Jorku. No, ale Trump to Trump.
Były jednak mniej znane obszary działalności lub wypowiedzi panny Thunberżanki.
W 2020 r., przed rozpoczęciem szczytu COP25 w Madrycie Grecia opublikowała swój manifest, w którym czytaliśmy:
Strajkowanie nie jest czymś, na co zdecydowaliśmy się z przyjemnością; robimy to, bo nie widzimy innych opcji. Patrzyliśmy, jak zwoływane były kolejne konferencje klimatyczne ONZ. Niezliczone negocjacje przynosiły wiele szumnych, ale ostatecznie pustych zobowiązań ze strony rządów wielu krajów – tych samych rządów, które zezwalają przedsiębiorstwom wydobywczym pozyskiwać coraz większe ilości ropy i gazu i tym samym puszczać z dymem naszą przyszłość dla zysku.
Politycy i firmy pozyskujące paliwa kopalne wiedziały o zmianie klimatu już od dziesięcioleci. A jednak rządy nadal pozwalają spekulantom wykorzystywać zasoby naszej planety i niszczyć ekosystemy. Szybkie zyski okazują się ważniejsze od naszej egzystencji.
To postawa typowa dla klimatystycznych radykałów: oni nigdy nie przyznają, że zrobiono dość, bo taka jest natura rewolucji – w tym wypadku klimatystycznej. Twierdzenie, nawet w 2020 r., że „nic się nie dzieje”, było zwykłym kłamstwem. Już wtedy – choć było to przed nieszczęsnym przyjęciem kierunkowej decyzji w sprawie Fit For 55 – dokręcano śrubę w UE.
Grecia pokazywała się też w koszulce z logo skrajnie lewackiej bojówki – Antify, wspierała różnego rodzaju skrajnie lewicowe przekazy, a ostatnio wymyśliła termin „ekobójstwa”, do którego rzekomo mają się na Ukrainie posuwać Rosjanie. To jej działania utorowały drogę skrajnym fanatykom z organizacji takich jak Extinction Rebellion, Letzte Generation czy Just Stop Oil, których działania balansują na granicy terroryzmu.
Grecia ma też swoje franczyzy. W Polsce próbowano swego czasu wykreować jej niemal dokładną kopię (były nawet warkoczyki), niejaką Kingę Zasowską, lat 12. Niestety, coś nie pykło i o nastolatce, którą lansowała „Gazeta Wyborcza”, dzisiaj nikt nie pamięta. Trochę lepiej poszło Dominice Lasocie, która promuje się na tym, że dla walki o klimat poświęciła zagraniczne studia. Są sponsorowane wyjazdy na zagraniczne wydarzenia, jest pewna medialna popularność. Przed panną Lasocianką perspektywa zostania zawodową aktywistką stoi otworem.
Problem z Grecią oraz wszystkimi jej klonami polegał nie tylko na powielanym przez wszystkie te osoby pustosłowiu przesyconym emocjami, co wywarło koszmarny wręcz wpływ na opinię publiczną, a szczególnie na młode pokolenie. Nawet większym kłopotem było, że brakowało wśród polityków głównego nurtu na Zachodzie – poza wspomnianym Trumpem, zjawiskiem sui generis – ludzi, którzy powiedzieliby wprost, że król jest nagi. Że nastoletnia, za przeproszeniem, smarkula, notorycznie wagarująca, nie jest żadnym partnerem do jakiejkolwiek poważnej rozmowy o sprawach, gdzie w grę wchodzą setki miliardów euro oraz zamożność i dobrobyt całych kontynentów. Jej miejsce było nie na konferencjach i szczytach przywódców państw, ale w szkolnej ławce.
Myślę, że kiedyś, gdy świat znajdzie się w innej, normalniejszej epoce, a nad obecnym czasem zastanawiać się będą historycy z przyszłości (ja już tego zapewne nie dożyję), fenomen tej szczególnej pajdokracji będzie obiektem dogłębnych analiz.
Łukasz Warzecha
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie