Chcąc zabłysnąć intelektem, a być może po prostu z nudów, lider skrajnie lewicowej partii Podemos postanowił na swoim internetowym profilu zacytować art. 128 Konstytucji Hiszpanii, zgodnie z którym „Całe bogactwo kraju w swoich rozmaitych formach i niezależnie od podmiotu własności jest podporządkowane interesowi powszechnemu”. Słowo na niedzielę przekazane przez Iglesiasa wywołało prawdziwą lawinę negatywnych komentarzy. Natychmiast pojawiły się ostrzeżenia ze strony świata biznesu nawołujące, by patrzeć władzy na ręce. Socjalistyczno-komunistyczny rząd dowodzony przez „wybitnego ekonomistę i myśliciela” Pedro Sancheza może chcieć wykorzystać stan alarmowy do przejęcia kontroli nad sektorem bankowym i dostawcami podstawowych mediów takich jak woda, prąd etc. Strach przed zwiększeniem interwencjonizmu dotknął także indeks giełdowy Ibex.
Opozycja zdążyła już ostro skrytykować Pablo Iglesiasa za to, że zamiast szukać rozwiązań wyjścia z kryzysu sanitarnego, poświęca się szukaniu sposobów na zwiększenie niepewności w społeczeństwie w czasach, gdy sytuacja i tak jest już wyjątkowo niepewna. Pablo Casado – lider największej partii opozycyjnej (Partii Ludowej) wyraził swoje zaniepokojenie nad „dryfowaniem” rządu Sancheza w kierunku tez głoszonych przez skrajnego komunistę Pablo Iglesiasa i wezwał premiera do odłożenia na bok „radykalnych” programów swojego koalicjanta. –Nie mamy zajmować się inżynierią społeczną, nie możemy szturmować nieba. Jesteśmy tutaj, aby położyć kres wirusowi i uratować gospodarkę, którą może czekać spustoszenie – ostrzegł przewodniczący Partii Ludowej.
– To, co się dzieje, jest bardzo poważne. Rząd nie tylko chce interweniować w rynek, ale także wpływać na firmy, które ten rynek tworzą. W rzeczywistości rząd już zaczął to robić, wprowadzając chociażby zakaz zwolnień. Rynek musi być „obserwowany i regulowany”, aby był „wydajny i nie powodował nierówności”, to co się teraz dzieje to druga Wenezuela” – tak hiszpańską rzeczywistość ekonomiczno-społeczną skomentował jeden z przedsiębiorców, który… woli pozostać anonimowy.
Środki proponowane przez rząd przynoszą efekt przeciwny do zamierzonego, ponieważ powodują bardzo silne zakłócenia w funkcjonowaniu gospodarki: „Co się stanie, gdy firma będzie zmuszona kogoś zwolnić, a nie będzie mogła? Będzie musiała utrzymać zatrudnienia, albo ogłosić bankructwo i zamiast pięciu osób, cała firma pójdzie na ulicę”. Ekonomista i prezes stowarzyszenia logistycznego Francisco Aranda jest zdania, że ​​wprowadzono „politykę antybiznesową”. –Jedyny środek, który umożliwiał firmom przetrwanie, to możliwość swobodnego decydowania o zasobach ludzkich tworzących przedsiębiorstwo. Państwo zabroniło, aby przedsiębiorca mógł zadecydować, ile etatów jest w stanie utrzymać przy zmieniającej się sytuacji. Takie podejście jest na tyle szkodliwe, że możemy tu mówić o zdecydowanej polityce anty-biznesowej, ewentualnie podejmowane decyzje można tłumaczyć całkowitym oderwaniem od rzeczywistości – twierdzi.
Problem polega na tym, że pełne wznowienie linii produkcyjnej w sytuacji, gdy cały kraj był sparaliżowany, jest powolne i bardzo kosztowne. Właśnie dlatego ekonomiści podkreślają, że należy robić wszystko, aby uniknąć zawieszenie produkcji, które doprowadzi do załamania gospodarki.
Marcos de Quinto, członek partii Ciudadanos i były wiceprezes Coca-Coli, również krytycznie podchodzi do rozwiązań rządu: – To zwykły populizm, przekonuje się pracowników, że rząd zapewni im bezpieczeństwo pracy, bo Iglesias powie, że nie można nikogo zwolnić. Takie złudzenie można utrzymywać kilka miesięcy, ale w dłuższej perspektywie co nas czeka? Firmy poupadają, a inwestorzy zagraniczni pouciekają w obliczu takiej anybiznesowej polityki.
Jak podkreśla José Carlos Díaz, profesor ekonomii na Uniwersytecie Alcala, „Iglesias wykazał się całkowitym brakiem odpowiedzialności. Nie trzeba studiować ekonomii, żeby wiedzieć, że niepewność i gospodarka nie idą ze sobą w parze. Ten zapis konstytucji czemuś służy, a mianowicie ma na celu ratować, czy jak ktoś by powiedział, przejmować przez rząd strategiczne firmy, aby zapobiec ich upadkowi. Takie rzeczy w przeszłości już miały miejsce. Ale wysyłanie takiego przesłania przez wicepremiera w chwili największej niepewności, to dolewanie oliwy do ognia, który i tak wypala nasza gospodarkę”.