Ja podaje Krajowy Rejestr Długów (KRD) na koniec czerwca rejestrze widniało 3,7 tys. zadłużonych rolników-przedsiębiorców, co stanowi spadek rok do roku o aż 13,5 procent. Skąd ten spadek? Bierze się on nie z diametralnie lepszej sytuacji gospodarstw, a z powodu sprzedaży magazynowanych dotąd zbiorów, które – wobec trudnej sytuacji gospodarzy – musiały już trafić na rynek. Rolnicy sprzedawali zatem towary po cenach, które często nie pokrywały nawet kosztów produkcji. Pozwoliło to na spłatę części zaległych zobowiązań, ale na pewno nie poprawiło ogólnej sytuacji.
Nic nie wskazuje również na to, aby najbliższe miesiące, czy nawet szerzej – lata miały przyczynić się do diametralnej poprawy sytuacji gospodarzy. Polityczne harce sprawiają, że trudno dziś jest nawiązać dobre relacje ze stroną ukraińską – choć taka wola w środowisku produkcyjnym jest. Wciąż na szalenie wysokim poziomie pozostają koszty pracy i ceny energii. Nadal żniwo zbierają inflacyjne zawirowania, które odbiły się na potencjale rynków konsumenckich, a już niebawem rolnicy będą musieli, być może, zmierzyć się ze skutkami umów liberalizujących przepisy handlowe między UE a kluczowymi globalnymi graczami na rynku produkcji żywności, w tym krajami MERCOSUR.
Ile dłużni są rolnicy?
Krajowy Rejestr Długów odnotował, że na koniec czerwca 2023 r. łączne odnotowywane w tym rejestrze zadłużenie rolników-przedsiębiorców wyniosło 270 mln złotych jednak, jak wskazują analitycy rynku, kluczowe dla uzyskania realnych danych będą wyliczenia z przełomu III i IV kwartału, na które wciąż czekamy. Nadal nawarstwiać będą się kolejne problemy, a swoje odzwierciedlenie we wskaźnikach znajdzie także ograniczony potencjał inwestycyjny gospodarstw. Spadek poziomu inwestycji już jest widoczny, a przecież od gospodarstw, które rychło spłacać muszą swoje zobowiązania trudno wymagać, by przeznaczały kolejne środki na rozwój biznesu. Czekać nas może raczej niemała wyprzedaż w postaci na przykład pozbywania się ziemi rolniczej.
Według danych KRD spadła wprawdzie liczba zadłużonych gospodarstw, ale zdecydowanie wzrosło średnie odnotowywane zadłużenie. Jeszcze w czerwcu 2022 r. było to 64,8 tys. zł, a już rok później wynosiło 73 tys. zł. To wzrost wynoszący 12,6 procent.
Trudno dziś orzec, jak sytuacja ta prezentować się będzie na koniec roku, bo wzrost średniego zadłużenia wiązać należy z kredytami zaciągniętymi jeszcze przed żniwami, które spłacane będą właśnie ze środków uzyskanych ze zbiorów. Wiadomo jednak, że ze spłatą może nie być łatwo. Wszystko przez wysokie koszty produkcji i średnio niskie ceny skupu produktów od rolników. To zdecydowanie zaburza płynność gospodarstw, które mogą mieć problemy z planowaniem wydatków, a zatem także w przyszłości z funkcjonowaniem przedsiębiorstw rolnych. Eksperci rynku prognozują, że koniec roku może przynieść wzrost średniego zadłużenia gospodarstw o nawet 20 procent rok do roku. Tym bardziej, że wydłuża się także średni czas spłaty zobowiązania. KRD podaje, że na koniec czerwca 2022 r. rolnicy zalegali ze spłatą średnio 918 dni, a już pierwsze sześć miesięcy tego roku pokazało, że sytuacja nie ulegała poprawie. Dziś rolnicy na spłatę potrzebują bowiem średnio 937 dni, a zatem o 19 dni więcej niż przed rokiem.
Dwie Polski
Sytuacja jest też szalenie zróżnicowana, gdy pod uwagę weźmiemy regiony kraju. Tak na przykład, bazując nadal na danych KRD, rolnicy z województwa warmińsko-mazurskiego na spłatę zobowiązań potrzebują średnio 648 dni, rolnicy z Podlasia – 720 dni, a już gospodarze z woj. opolskiego – 1292 dni, z woj. pomorskiego – 1364 dni, a „liderzy” z Małopolski aż 1757 dni.
Pogłębia to różnice między regionami i cementuje obecne podziały, które wynikają przede wszystkim ze struktury produkcji, jej skali oraz poziomu zmechanizowania gospodarstw.
Pewnym zagrożeniem może być urzędnicza perspektywa, która pokazywać będzie spadek liczby zadłużonych rolników licząc rok do roku. Będzie to jednak skutkiem zamykania się kolejnych gospodarstw, których właściciele najpewniej podejmą decyzję o przebranżowieniu lub po prostu stracą jakąkolwiek płynność finansową.
Nie pomogą tu także plany Komisji Europejskiej, które – choć z części tych propozycji KE wycofuje się już rakiem – doprowadzić mogą do swoistej skansenizacji polskiej wsi, ograniczając możliwości rozbudowy gospodarstw w oparciu o obowiązujące od lat przepisy i zastępując je skrajnie „ekologicznymi” rozwiązaniami.