Na rynku księgarskim dostępne są co najmniej dwie interesujące książki, które opisują historię dojścia do władzy prezydenta Władimira Putina, pokazują, jakie mechanizmy władzy tam funkcjonują, kto tak naprawdę rządzi w Moskwie i o co kagiebistom chodzi. Pierwszą pt. Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina napisała polska dziennikarka i reportażystka Krystyna Kurczab-Redlich, wieloletnia korespondentka w Rosji. Druga książka to bestseller pt. Ludzie Putina. Jak KGB odzyskało Rosję i zwróciło się przeciwko Zachodowi, której autorką jest brytyjska dziennikarka Catherine Belton. Wydawało mi się, że ta ostatnia pozycja ma szerszy zakres tematyczny, a nie ograniczony wyłącznie do Putina i właśnie ją zdecydowałem się kupić i przeczytać.
Co siedzi w głowie prezydenta Władimira Putina? W swojej 720-stronicowej książce Catherine Belton wyjaśnia jego sposób myślenia. Jeśli nawet kiedyś był, to po upadku ZSRR na pewno przestał być komunistą. Putin ma wręcz za złe komunizmowi, że przez jego niewydolność gospodarczą Rosja straciła status mocarstwa. To, że planuje odbudowę Związku Sowieckiego, nie oznacza, że chce powrotu komunizmu. Wręcz przeciwnie. Putinowi chodzi o odtworzenie granic imperium, a nie przywrócenie ustroju.
W książce poznajemy spekulacje, co Putin mógł robić w latach 80. jako kagiebista w NRD. Autorka pisze otwarcie, że w tamtym czasie KGB finansowało różne ruchy terrorystyczne, które miały destabilizować Zachód. Potem, kiedy na początku lat 90. upadł ZSRR, za czasów prezydenta Borysa Jelcyna doszło do złodziejskiej prywatyzacji majątku państwowego, w wyniku której powstała kasta oligarchów. Była ona związana z rodziną Jelcyna, ale wyemancypowała się spod zarządu KGB. Razwiedka, która przez jakiś czas pozostawała poza głównym biegiem spaw, zauważyła, że to nie ona się bogaci, ale kto inny. Wtedy do władzy doszedł Putin. Oficjalnym celem jego rządów było zaprzestanie poniżania Rosji na arenie międzynarodowej i przywrócenie jej pozycji mocarstwowej. Aby móc zrealizować ten cel, służby specjalne musiały mieć dostęp do olbrzymich pieniędzy. Dlatego stopniowo Federalna Służba Bezpieczeństwa – przy pomocy skorumpowanego wymiaru sprawiedliwości – przejmowała majątki jelcynowskich oligarchów lub ich sobie podporządkowywała.
Równocześnie kagiebiści tworzyli nielegalne fundusze, wytransferowując miliardy dolarów do zagranicznych banków (łącznie są to gigantyczne sumy rzędu 800 mld dolarów). To tzw. obszczaki, czyli nielegalne fundusze grup przestępczych, służb czy mafii, z których potem można było finansować nielegalne cele. Ostatecznie siłowicy od Putina przejęli rosyjską gospodarkę i zarządzają nią ręcznie. Chodzi przede wszystkim o sektory strategiczne, takie jak handel surowcami (ropą naftową, gazem ziemnym), banki, transport morski i lotniczy czy produkcja nawozów sztucznych.
Za ukradzione pieniądze siłowicy realizują zakładaną politykę, ale przede wszystkim myślą o sobie: sami stali się bardzo bogatymi oligarchami. Co więcej, władza miesza się ze służbami specjalnymi i mafią. Tak było już w czasie, kiedy Putin pracował w merostwie w Petersburgu. Belton sugeruje, że wybuchy bloków mieszkalnych w Bujnaksku, Moskwie i Wołgodońsku, zamachy terrorystyczne na teatr na Dubrowce oraz na szkołę w Biesłanie, gdzie zginęły setki osób, to robota FSB po to, aby zastraszone społeczeństwo pozwoliło służbom realizować własne cele. Jednocześnie siłowicy zorganizowali to w taki sposób, by wciągnięty w tę grę i umoczony Putin nie mógł się z tego wycofać. To by sugerowało, że to raczej FSB kieruje Putinem niż Putin służbami, a on jedynie stoi na straży ich interesów. Zresztą skoro KGB przed 1991 r. zajmował się takimi sprawami, to dlaczego FSB nie miałaby organizować zamachów terrorystycznych?
Zdaniem Catherine Belton sam Putin pogardza Zachodem dlatego, że uważa, iż nie zależy mu na żadnych wartościach, a liczą się dla niego wyłącznie pieniądze. I wie, że tymi pieniędzmi – nieważne czy oficjalnymi czy nielegalnymi – jest w stanie załatwić wszystko. Świadczą o tym zresztą działania niektórych zachodnich polityków, zyskujących na współpracy z Rosją, takich jak były lewicowy kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder, który dostał wysokie stanowiska w rosyjskich spółkach energetycznych. Ostatnio wyszło też na jaw, że to Rosjanie finansują różne organizacje pseudoekologiczne, których celem jest szerzenie histerii klimatycznej i sprzeciw wobec projektów energetycznych (np. wobec budowy bloków węglowych czy jądrowych) na Zachodzie uderzających w rosyjskie interesy.
Niestety książka Ludzie Putina ma też swoje wady. Chwilami wieje z niej dziecinnie naiwna wiara w to, że Zachód jest kryształowo czysty, że za pomocą służb specjalnych czy organizacji pozarządowych nie ingeruje w politykę innych państw, choćby Ukrainy (czy pod tym względem książka Krystyny Kurczab-Redlich jest lepsza?). Według autorki zła jest tylko Rosja i zimny ruski czekista Putin. A przecież ukraińskie rewolucje z 2004 i z 2014 r. to nie były spontaniczne zrywy społeczeństwa, jak próbuje się nam wmawiać. Prawdopodobnie wszystko było zaplanowane, zorganizowane i sfinansowane z zagranicy, głównie z USA. Podobnie to Amerykanie są współwinni aktualnej wojnie na Ukrainie. No ale książka Belton nie sięga roku 2022.
W życiu prywatnym, a w publicznym w szczególności, liczy się realna siła. To ona decyduje o tym, że jedno państwo ma lub próbuje mieć status hegemona, kilka innych to mocarstwowa światowe, większa jest liczba mocarstw regionalnych, a wszystkie pozostałe kraje muszą się wyłącznie słuchać tych silnych. To nie wyłącznie Rosja jest tym złym. Arabia Saudyjska i Izrael nie tylko nie są potępiane na arenie międzynarodowej za swoje zbrodnie przeciwko ludzkości, ale Zachód prowadzi z nimi handel, a nawet wspiera finansowo. Zresztą czy humanitaryzm polega na bombardowaniach, tak jak próbuje nam wmówić NATO? W czym bombardowania Serbii, Libii, Iraku, Afganistanu, Syrii były lepsze od bombardowań ukraińskich miast przez Rosjan? Taka jest natura każdego państwa, że po trupach dąży do dominacji nad innymi. A oficjalne cele walki o pokój i prawa człowieka to tylko bajki dla grzecznych dzieci.
Filmy „Szklana pułapka” czy seria o Jamesie Bondzie pokazują historie czarnych charakterów, którzy planują zniszczyć świat. Przy państwie to są drobni nieudacznicy. Politycy są znacznie gorszymi złoczyńcami, także gorszymi niż mafia. Państwo nie tylko nie pomaga, ale samym swoim istnieniem utrudnia rozwój gospodarczy, a im więcej robi, im jest więcej urzędników, którzy coraz więcej wydają pieniędzy podatników na swoje urojone projekty, tym gorzej. To nie chodzi tylko o Rosję. Chiny też nie cofną się przed niczym. A wydaje się, że USA są znacznie gorsze pod tym względem od obydwu tych państw. Lista bombardowanych krajów przez lotnictwo amerykańskie jest bardzo długa. Na dodatek nie wystarcza im zwykłe bombardowanie. Nie wspominając o zrzuceniu bomb atomowych na terytorium przegrywającej wojnę Japonii, później dochodziło do takich zbrodni przeciwko ludzkości, jak użycie czynnika pomarańczowego w Wietnamie czy zrzucenie bomb ze zubożonym uranem w Serbii. Czy któryś z amerykańskich przywódców odpowiadał za to przed trybunałem w Hadze? Wolne żarty. No ale USA mają znacznie lepszy pijar i lepszą propagandę (gdzie rzetelne informacje na temat wojny na Ukrainie?) niż Rosja i Chiny – przynajmniej w krajach Zachodu.
Tomasz Cukiernik