Nasz kraj boryka się z poważnym problemem rozdrobnienia gospodarstw rolnych. Uwidacznia się on nie tylko w trudnościach wynikających z niskiej sprawności negocjacyjnej rolników w kontaktach z dużymi punktami skupu, sklepami wielkopowierzchniowymi czy przetwórniami. Wpływa on także na możliwości inwestycyjne, produkcyjne czy eksportowe najmniejszych gospodarstw. W jakiś sposób sytuację naprawiła ustawa o przeciwdziałaniu wykorzystywania nieuczciwej przewagi kontraktowej, ale wciąż rolnicy pozostają w trudnym położeniu.
Problem rozdrobnienia
Tymczasem eksport produktów rolno-spożywczych wymaga wytworzenia znacznych partii ustandaryzowanego, jednolitego materiału. Tylko taki da się sprzedać i tylko taki sprzedawać się opłaca. To jednak od lat pozostaje w zasadzie niemożliwe przez faktyczny brak funkcjonowania rolników w ramach struktur zorganizowanych, takich jak choćby popularna w Europie Zachodniej i Północnej spółdzielczość rolna. Jak bowiem setki tysięcy maleńkich gospodarstw działających oddzielnie zapełnić mają np. zbożem potężne jednostki transportowe?
Polacy wciąż gospodarują na znacznie mniejszym areale niż rolnicy z Europy Zachodniej. Średnia wielkość gospodarstwa jest także niższa względem państw naszego regionu. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego i Eurostatu wskaźnik wyposażenia w ziemię osoby zatrudnionej w polskim rolnictwie wynosi zaledwie 8,7 ha/os. Średnia UE w tym zakresie wynosi tu 19,2 ha/os.. Nawet środkowa część kontynentu pozostawia Polskę w tyle – na Węgrzech wskaźnik wyposażenia w ziemię wynosi 11,9 ha/os., w Czechach 33,5 ha/os., a na Słowacji aż 40,5 ha.
Nie ma co liczyć tu na rewolucję w strukturze gospodarstw. Jedyną szansą jest zatem łączenie siły mniejszych gospodarstw w ramach spółdzielni rolnych, grup producenckich czy innych struktur zorganizowanych. Tymczasem w Polsce aż 85 na 100 rolników pozostaje ze swoimi problemami bez realnego wsparcia kolegów z branży. Dodatkowym kłopotem jest fakt, że niemal cała polska spółdzielczość rolna skupiona jest wokół branży mleczarskiej i sektora sadowniczego, a i te sektory nie są na niwie spółdzielczej pozbawione problemów.
Jak to wygląda w Europie?
W Niemczech, Holandii, Danii, Belgii czy Francji wskaźnik zorganizowania gospodarstw rolnych wynosi ponad 90 procent. Francuscy rolnicy tylko z tytułu funkcjonowania spółdzielni rolniczych zarabiają rocznie około 85 mld euro. Holendrzy zarabiają na formule spółdzielczej około 25 mld euro, a Duńczycy około 30 mld euro, czyli bez mała tyle, ile wynosił łączny eksport produktów rolno-spożywczych z Polski w 2021 roku.
Dzięki działalności grup spółdzielczych w rękach duńskich rolników znajduje się nawet 90 procent krajowych gospodarstw utrzymujących trzodę chlewną, francuskie struktury spółdzielcze skupiają w swoim ręku niemal cały tamtejszy rynek mleczarski. Podobnie sytuacja ma się w Holandii w odniesieniu do sektora produkcji owoców miękkich.
Ożywić spółdzielczego trupa
Spółdzielczość traktowana jest – zwłaszcza przez starszych rolników – jako swoista pułapka. Zawinił tu jednoznacznie system komunistyczny, w którym idea wspólnego gospodarowania, daleka była od spółdzielczego ideału. Gospodarze nowych pokoleń zaczynają już traktować spółdzielczość jak realną szansę na zarobek. W naszym kraju wciąż brakuje jednak kampanii informacyjnych, które jednoznacznie wskazywałyby na możliwości pomnożenia zasobów gospodarstwa przy wykorzystaniu formuły spółdzielczej. Coś jednak drgnęło.
Ostatnie zmiany w ustawie o podatku dochodowym od osób prawnych, która wprowadziła wobec spółdzielni funkcjonujących jako mikroprzedsiębiorstwa „zwolnienia podatkowe w ramach handlu produktami, dla wytwarzania których powstała spółdzielnia” to dobre rozwiązanie i właściwy kierunek. W myśl nowych przepisów spółdzielnie usunięte zostały także z grona płatników podatku od nieruchomości od „budynków i budowli lub ich części i zajętych pod nimi gruntów stanowiących własność bądź będących w wieczystym użytkowaniu spółdzielni rolników lub ich związku prowadzących działalności jako mikroprzedsiębiorstwo”.
Nadal jednak nasz system prawny zapewnia spółdzielcom nikłe – w porównaniu z Zachodem – korzyści ze wspólnego gospodarowania. W Polsce brakuje choćby tak podstawowego elementu jak zaangażowanie aparatu państwowego w promocję działań krajowych spółdzielni na arenie międzynarodowej. Po macoszemu nad Wisłą rząd traktuje też szalenie intratne spółdzielcze giełdy rolne.
Spółdzielcze giełdy rolne to połączenie kilku ogniw łańcucha handlowego. Skupiają one w swoich rękach produkcję jak i przetwórstwo i handel. Pozwala to na skuteczne wyeliminowanie problemów wynikających z zależności rolników od kolejnych etapów produkcji i handlu. Dziś – w czasie kryzysu – to spółdzielcze giełdy rolne ratują swoich członków oraz szerokie grupy konsumentów w państwach Zachodu. Stanowią one swoistą sieć wsparcia i obsługi producentów, eksporterów i konsumentów.
Spółdzielcze giełdy rolne koncentrują zatem w swoich rękach wytwarzanie żywności oraz handel nią. Kluczową kwestią jest tu możliwość elastycznego dostosowania się do potrzeb rynku. Powstanie w Polsce spółdzielczych giełd rolnych mogłoby stać się realnym impulsem pobudzającym zarówno produkcję na rynek krajowy, jak i handel zagraniczny.