Weekend Kapitalizmu to cykliczna konferencja bardzo ważna dla polskiego środowiska libertariańskiego, liberalnego i wolnorynkowego. Po pierwsze, to nasze największe takie wydarzenie. Po drugie, ekonomia i rozważania o tym, która szkoła lepsza: chicagowska czy austriacka, a może na odwrót, nie są najważniejsze podczas Weekendu. Bo, po trzecie, wspólną rozmowę na temat kapitalizmu traktuje on w sposób szeroki i szeroko definiuje samo zjawisko: jako system umożliwiający dobrowolną współpracę i narzędzie, które pozwala zastępować przemoc handlem. To piękny cel do osiągnięcia. Wolę żyć w świecie, gdzie się kupuje i sprzedaje, a nie opodatkowuje, wydziela na kartki czy nawet, w skrajnych, ale jakże częstych sytuacjach, szabruje, rabuje i kradnie. Oznacza to, że Weekend Kapitalizmu nie jest wydarzeniem specjalistycznym dla ludzi, którzy mają naukowe stopnie i tytuły. To bardziej wydarzenie popularyzatorskie i lifestylowe.
Idealny cel jest jednak zawsze, niespodzianka, idealny. I przez to nigdy nieosiągalny. Samo dążenie do niego pozwala już jednak wiele zdziałać. Pozwala na ukierunkowanie się i wyjście z dryfu. Po drodze jednak, mówimy przecież o długiej podróży, warto w ogóle przemyśleć i przedyskutować, dokąd tak naprawdę idziemy. Temu celowi służą konferencje. Piszę to wszystko trochę jak dla wizytatorów z Księżyca, którzy dopiero co poznają, na czym polega praca z ludźmi i dla nich, ale niestety, w dobie zapośredniczenia kontaktu między ludźmi – takie wyjaśnienia są istotne.
Motywacje do udziału w wydarzeniu na żywo są różne, tak jak i różne są role tych, którzy się na nim znajdą. Moją będzie debata ze Sławomirem Mentzenem na temat tego, po co liberałom Konfederacja. Uważam, że po nic i opowiem, dlaczego tak sądzę. Na konferencji będą jednak nie tylko uczestnicy i mówcy czy też paneliści. Nie tylko sponsorzy. I nie tylko organizatorzy. Będą też wolontariusze.
I tak naprawdę to o nich jest ten felieton.
Wolontariusz to ktoś, kto ze względu na własne motywacje postanawia pomóc w czymś w zamian za zysk, który może być bardzo subiektywny, ale jednocześnie nie oczekuje za to wynagrodzenia. Wynagrodzenie i zysk to bowiem dwa różne pojęcia i jest to ważne, bo suma dobrowolnych wymian w kapitalizmie jest większa niż wymiany, w których pośredniczy pieniądz. Wygląda to więc tak, jakby wolontariusz pracował za darmo, w rzeczywistości jednak nikt nigdy za darmo nic nie robi, a może to tylko ja mam szczęście poznawać na tyle przedsiębiorczych ludzi, którzy każdą szansę potrafią obrócić na coś dobrego dla innych i dla siebie. W przypadku bycia wolontariuszem na konferencji: można zyskać możliwość sprawdzenia się i nauczenia nowych rzeczy, na przykład tego, jak organizuje się wydarzenia dla 600-800 osób, bo pewnie tyle w tym roku zawita na Weekend Kapitalizmu. Inny niematerialny profit to zysk psychiczny, świadomość, że dołożyło się coś od siebie. To może być sporo i to nie tylko na początku własnej kariery. Ale także później. Wolontariat jest po prostu przyjemny. I piszę to jako wolontariusz, bo do tego sprowadza się moja działalność w Stowarzyszeniu Libertariańskim, gdzie jestem honorowym członkiem. Zgadzam się z celami tej organizacji. Dlaczego miałbym czasami jej nie pomóc?
To, czego zdecydowanie nie wypada robić ze swoim życiem, to pracować dla kogoś za darmo. Zawsze, ale to zawsze trzeba dążyć do swojego zysku i to ułożonego w ten sposób, aby dzięki naszemu wysiłkowi zyskiwali też i inni. To wtedy kapitalizm działa najlepiej, kiedy wszyscy jesteśmy do przodu.
Donald.pl, pisząc o Weekendzie Kapitalizmu i fenomenalnie nagłaśniając to wydarzenie, jak najbardziej wpisuje się w ważną dla kapitalizmu cechę pracy tylko w zamian za profity i to takie, który są współdzielone. Redakcji udało się wygenerować nowe odsłony. Organizatorzy Weekendu, nie tylko zresztą oni, bo także ja jako jego przyszły panelista, uzyskali za to reklamę. Jasne, ton, w jakim pisał Donald.pl, był prześmiewczy, ale czy w dobie inforozrywki to jeszcze jakiś zarzut? Sam portal jest zresztą satyryczno-uszczypliwy, o co nie warto się obrażać – bo niektórzy chcą i potrafią zarabiać właśnie na takim stylu pisania.
Zadziała więc katalaksja, którą F.A. von Hayek opisywał jako taką wymianę, która pozwala wroga zamienić w przyjaciela. To najlepszy dowód na to, że kapitalizm działa – a Weekend Kapitalizmu ma sens. Jest wydarzeniem łączącym ludzi. Nawet tych, którzy chcieli go wyśmiać.
Każdy ma więc coś, na czym mu zależało. Nikt nie stracił, wszyscy zyskali: łącznie z komentującymi pod artykułem Donald.pl, którzy niejednokrotnie chętnie wyżywali się na idei wolontariatu dla Weekendu Kapitalizmu, nie przeczę, że pewnie też i w dobrej wierze. Czytelnicy słusznie zauważyli, że praca za darmo nie prowadzi do dobrych efektów – no chyba że dla tego, kto czerpie z niej korzyść. Niestety, wielu z nich w swojej argumentacji zatrzymało się na werbalizowaniu memów o Panu Areczku. Nie zauważyli, że wolontariat to nie jest praca – jest to dobrowolna pomoc w zamian za niejednokrotnie zupełnie niematerialne korzyści, nawet tak ulotne, jak dobre samopoczucie. Ale też te bardziej wymierne jak dobry networking, zdobycie nowej wiedzy, poprawę własnych umiejętności pracy z ludźmi. Jeśli ktoś chce uzyskać właśnie takie korzyści – niech je ma.
A organizatorzy konferencji na hasło Donald.pl powinni dać jakąś zniżkę.
Marcin Chmielowski
* autor jest wiceprezesem Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości