Tegoroczne polskie zbiory zbóż – jak wynika z najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego – wyniosły około 36 mln ton, co stanowi wynik o 4 procent wyższy od osiągniętego podczas żniw w roku 2021. Czy w najbliższych latach powinniśmy spodziewać się ustawicznego rozwoju sektora? Otóż nie jest to takie proste.

cottonbro/Pexels

Prognozy (wciąż czekamy na oficjalne dane) wskazują, że w obecnym roku Wspólnota wyprodukowała 269 mln ton zbóż (spadek o 6,8 proc. r/r). Zwyżkową tendencję obserwować możemy natomiast na unijnym rynku roślin oleistych, których UE wyprodukowała około 31,9 mln ton (wzrost o 7,2 proc. r/r) oraz białkowych – 3,9 mln ton (wzrost o 5,1 proc. r/r).

Polska – na tle innych państw Unii Europejskiej – wygląda nie najgorzej. W tym roku produkcja podstawowych zbóż z mieszankami była nieznacznie wyższa od ubiegłorocznej (wzrost 0,4 proc. r/r), ale prawdziwy boom odnotowano przy zbiorach rzepiku i rzepaku, które ocenia się na 3,7 mln ton – to o 15 proc. więcej niż przed rokiem. Wydawać by się więc mogło, że sytuacja na krajowym rynku zbóż jest stabilna i przy odpowiednim kształtowaniu gospodarki rolnej czekają nas tłuste lata – nic bardziej mylnego.

Międzynarodowy kataklizm

Sektor produkcji zbożowej, jak każdy inny dział europejskiej gospodarki, pozostaje ściśle skorelowany z trudną sytuacją międzynarodową. Gdy pod uwagę weźmiemy potężny wzrost inflacji w całej w zasadzie Unii Europejskiej, niekorzystny dla rolników kurs euro do dolara, horrendalnie wysoki wzrost wydatków na energię, rujnującą rolników politykę Zielonego Ładu, zagrożenie stabilności sektora hodowli zwierząt czy wyższe ceny na rynku środków niezbędnych do produkcji rolnej w sektorze upraw to zauważymy, że sytuacja – najdelikatniej mówiąc – stabilna nie jest.

Rolnicy wciąż odczuwają daleko idącą niepewność, ponieważ sztywne granice, które jeszcze niedawno wyznaczały poziom bezpieczeństwa ekonomicznego gospodarstw rolnych, dawno temu zostały przekroczone. Jeszcze wiosną bieżącego roku, gdy pojawiały się pierwsze poważne sygnały dotyczące lawinowo rosnących cen na rynku nawozów, saletra amonowa kosztowała 3000 zł za tonę. Wówczas to rząd uruchomił specjalny program pomocy dla rolników – jedyny taki w Unii Europejskiej – by nieco zrównoważyć ogromne koszty ponoszone przez gospodarzy. Dziś za tonę saletry amonowej zapłacić trzeba około… 6000 zł. A dopóki ceny gazu (będącego najważniejszym kosztem podczas produkcji nawozów) nie spadną, nie ma co się spodziewać poprawy trudnej sytuacji.

Niepewność względem rentowności gospodarstw może rzutować na wskaźniki produkcyjne w kolejnych latach. Nie należy spodziewać się ustabilizowania sytuacji do czasu zakończenia konfliktu zbrojnego na terytorium Ukrainy i zapełnienia rynkowej luki powstałej w wyniku licznych sankcji nałożonych na Rosję.

Zielony topór

Sektor produkcji zbóż – poza problemami w znacznej mierze niezależnymi od działań Brukseli – musi liczyć się także z trudnościami, które dobrowolnie na rolników narzuciła Komisja Europejska. Mowa tu o strategii Europejskiego Zielonego Ładu. Jego efekty uderzą w sektor zbożowy pośrednio i bezpośrednio.

Z jednej strony bowiem silne uderzenie sektorowe wymierzone zostało w potężny rynek zbytu produktów zbożowych. Mowa tu o sektorze hodowli zwierząt, którego ograniczenia spodziewać należy się w kontekście wymogów stawianych przez unijne strategie, na których realizację nie stać rolników w UE – im dalej na wschód, tym sytuacja robi się trudniejsza.
Ograniczenie możliwości hodowli zwierząt – a to jedno z niewyartykułowanych wprost założeń Zielonego Ładu – oznacza niższy popyt na zboże paszowe, co nie przełoży się na wzrost popytu na zboże konsumpcyjne, czyli przeznaczone do spożycia przez człowieka. Problem jest ogromny, ponieważ większość produkowanego w UE zboża to właśnie zboże dostarczane na rynek dla zaspokojenia potrzeb sektora paszowego.

Pozostaje jednak także cały szereg zagrożeń bezpośrednich, które rolnicy odczuwają już dziś. Mowa tu o ograniczeniu możliwości stosowania nawozów i środków ochrony roślin o nawet 50 procent czy o obowiązkowym odłogowaniu oraz obligatoryjnym przeznaczeniu 25 proc. areału na niskotowarową produkcję ekologiczną. Komisja Europejska uparcie twierdzi, że największe w historii kajdany nałożone rolnikom nie przełożą się na spadek produkcji zbożowej. Nie ma chyba sensu komentować tej nielogicznej konstatacji. Musimy natomiast zadać sobie fundamentalne pytanie – co dalej? Bezpieczeństwo żywnościowe od dekad nie było tak ważne jak dziś. Wie to Putin, który postanowił zaatakować ukraiński sektor rolny wykorzystując schematy znane z czasu Wielkiego Głodu. Europejscy dygnitarze postanowili natomiast opuścić w tej walce gardę w zamian za korzyści dla Niemiec i Francji. Być może przypadkowym (a może nie?) jest fakt czasowej zbieżności między ogłoszeniem założeń Zielonego Ładu a umową między Unią Europejską i krajami MERCOSUR. Unia poświęca na ołtarzu biznesu europejskie rolnictwo w zamian za możliwość w zasadzie niekontrolowanej wysyłki niemieckich i francuskich produktów chemicznych i motoryzacyjnych do najważniejszych graczy w Ameryce Południowej.

Perspektywy dla młodych?

Wybiegając myślą naprzód, należy zadać sobie pytanie, co stanie się z unijnymi gospodarstwami rolnymi, gdy przejmować je będą kolejne pokolenia? Czy chęci kontynuowania sztafety pokoleniowej i przejęcia ojcowizny okażą się tak silne, by skłonić młodych do prowadzenia prawdopodobnie nierentownych gospodarstw? Niekoniecznie.

Coraz więcej młodych rolników jest także zmuszonych do prowadzenia pobocznej działalności gospodarczej. Jeśli ten model będzie się rozprzestrzeniał, już niedługo okazać się może, że bezpieczeństwo żywnościowe Europy to tylko mgliste wspomnienie. Wtedy będziemy już bowiem na łasce mądrzejszych państw, które postanowiły nie niszczyć swojego sektora produkcji żywności. Podziękować za ten stan rzeczy będziemy wówczas mogli unijnym komisarzom i reszcie polityków, którzy przyglądali się temu kataklizmowi z założonymi rękoma.

 

Poprzedni artykułW przyszłym roku kary z Kodeksu karnego skarbowego wzrosną dwa razy!
Następny artykułChiny pod ścianą – spotkanie kryzysowe w sprawie chipów