Jerzy Trela zgodził się być lektorem do filmu dokumentalnego o Cyprianie Kamilu Norwidzie pt. „Polska Norwida”. Od początku byłem przekonany, iż Norwida najlepiej może „wypowiedzieć” właśnie Trela. Wydawało mi się cudem namówienie mistrza na nagranie fragmentów wierszy innego mistrza – Cypriana Norwida, jednak cud się zdarzył. Okazało się, że scenarzysta filmu dobrze zna Jerzego Trelę z czasów młodzieńczych, na przeszkodzie stanęła wtedy ciężka choroba aktora. W końcu się jednak udało. Późną jesienią 2021 r. w małym studio na krakowskim Kazimierzu doszło do nagrania lektorskiego kilku fragmentów wierszy Cypriana Norwida. Dla mnie osobiście było to nagranie, o którym będę pamiętał do końca życia…
Jadąc na spotkanie z wielkim aktorem miałem sporą tremę pomniejszoną nieco zastanawianiem się nad Norwidem, a raczej nad tym, co usłyszałem od wypowiadających się o poecie ekspertów. Wszyscy, jak jeden mąż, do kamery i poza nią powiedzieli, iż obcowanie z poezją Norwida zmieniło ich na lepsze. Co ciekawe, nie zadawałem takiego pytania, jednak takie właśnie odpowiedzi usłyszałem. Było to dla mnie zaskakujące stwierdzenie nobliwych ekspertek i ekspertów, ale (przy okazji) bardzo miłych i życzliwych ludzi. Słowem, na spotkanie z Jerzym Trelą jechałem właśnie z tą myślą o uszlachetnionym człowieczeństwie, na który duży wpływ może mieć poezja, w tym poezja Norwida… niczym „popiół i diament”.
Podjechałem pod blok w centrum Krakowa, w którym mieszkał Jerzy Trela. Poznanie wydało mi się dość szorstkie, ale czegóż oczekiwać po wielkim aktorze, któremu zawraca się głowę nagraniem lektorskim do dokumentu. Szybko jednak ta szorstkość okazała się mieć konkretną przyczynę – stan zdrowia (ciężka choroba), o którym wiedziałem; po drodze do studia nagraniowego na prośbę Jerzego Treli podjechaliśmy jeszcze na chwilę do szpitala.
Zamknięty w sobie (i milczący) w samochodzie Trela zmienił się nie do poznania podczas nagrania w studio. Zaczęliśmy od „Fortepianu Szopena”, który z przejęciem deklamował… z pamięci. (I dzisiaj jestem przekonany, że nikt inny lepiej tego wiersza nie wyrecytuje). Błysk w oku i werwa… deklamował z dużym przejęciem, niczym naoczny świadek wyrzucenia przez carskich żołdaków na bruk fortepianu. Niczym Norwid, który spotkał się w Paryżu z Szopenem. Niczym ktoś, kto deklamując wersy o „Polsce przemienionych kołodziejów” rozumie polskość czasów zaborów i emigracji.
A potem kolejne fragmenty wierszy, nie mniej przejmujące…
Po nagraniu Jerzy Trela już nie był tym człowiekiem, który wsiadał do samochodu. Wspomnienia i anegdoty, które prosił, abym przetłumaczył właścicielowi studia nagraniowego na krakowskim Kazimierzu – Joshowi (który jeszcze niezbyt biegle posługuje się językiem polskim)…
Na dole czekała już taksówka. Aktor spieszył się na spóźnione spotkanie w okolicach Teatru Starego. Czekający taksówkarz miał minę, która mówiła, że właśnie dzisiaj jest jego najgorszy dzień w roku, jeśli nie w życiu. Totalnie bez humoru i zrezygnowany. Na prośbę Treli zmienił trasę jazdy samochodem na krótszą lecz nie do końca zgodną z prawem. Niestety zgodnie z prawem Murphy’ego policjanci akurat wystawili patrol właśnie w tym miejscu, łapiąc niepokornych kierowców w tym i naszego ( który mandat uznał za przysłowiowy gwóźdź do trumny swojego losu). Jerzy Trela pragnął jednak ten los odwrócić. Chciał pokryć koszt mandatu.
W samochodzie spieraliśmy się z aktorem, kto pokryje mandat kierowcy, bo też chciałem go zapłacić. Jerzy Trela był nieugięty i na odchodne wręczył kierowcy banknot wyrównujący kwotę mandatu. „Pan złamał przepisy, żebym ja mógł zdążyć na spotkanie” – tłumaczył. Wysiedliśmy pod Krzysztoforami na Rynku Głównym. Natychmiast wyciągnąłem z teczki umowę na honorarium za „usługę lektorską” dopisując do niej kwotę za mandat.
Byłem świeżo po odwiedzeniu grobu Norwida na paryskim cmentarzu, toteż rozmawialiśmy chwilę m.in. i o poecie, i o… życiu po życiu (obiecałem aktorowi doręczyć film na dvd pt. „Siła modlitwy” traktujący o takim właśnie przypadku). Jerzy Trela prosił, aby przysłać mu link do filmu o Norwidzie, żeby mógł zobaczyć jak wyszła jego recytacja z obrazem filmowym. Tak też zrobiłem kilka tygodni później, gdy film był gotowy. Usłyszałem, że „film jest w porządku”, co uznałem za… dużą pochwałę (choć może się mylę).
O spotkaniu z Jerzym Trelą i o jego interpretacji Norwida rozmyślałem wielokrotnie. Usłyszałem nawet stwierdzenie, że tam, gdzie grał Jerzy Trela, tam był Teatr Narodowy. Zgadzam się z tymi słowami w stu procentach. Setki ról w spektaklach, teatrach telewizji i filmach, ale wystarczy zobaczyć sztukę aktorską Jerzego Treli (i jego interpretację) w „Dziadach” Mickiewicza, by powiedzieć: wielki Aktor. Potem spotkałem się jeszcze z reżyserem Jerzym Prochalem, który dopowiedział kilka ciepłych i wesołych anegdot o Jerzym Treli.
Zbiegiem okoliczności, jak zwykło się mówić, spotkałem się w Krakowie z aktorem Henrykiem Wrożyńskim. Wrożyński, który oprócz aktorstwa, sam także pisze poezję, w Krakowie promował właśnie swój tomik wierszy „Treny wyklęte”. Okazało się, że aktor – mieszkający na co dzień w USA – był uczniem Jerzego Treli – opowiadał o swoim dawnym nauczycielu jak o mistrzu.
Całą tę przygodę – którą poczytuję sobie za zaszczyt – z nagraniem interpretacji wierszy Norwida przez Jerzego Trelę przypomniałem sobie oglądając niedawno ostatnią fabułę z jego udziałem (i Globisza) pt. „Prawdziwe życie aniołów” (dystrybucja Kino Świat), gdzie aktor daje z kolei popis w roli groteskowej. „Polska Norwida” to ostatni dokument z udziałem Jerzego Treli (do obejrzenia którego zapraszam). Swoją drogą, jak to miło jest pisać słowa o człowieku, o którym inni ludzie mówią tak dobrze – nie tylko jako o Jerzym Treli-artyście, ale jako o Jerzym Treli-człowieku.