Podążamy drogą koncepcji zaproponowanej kilka lat temu przez Piotra Szumlewicza, czyli likwidowania ubóstwa „ustawą”. W czasach gdy ten lewicowy publicysta proponował to rozwiązanie, wydawało się ono czystym kretynizmem. Dziś to w zasadzie niestety normalność – pisze w najnowszym felietonie Jacek Janas.

Nie lubię się powtarzać. Nie lubię także być monotematyczny. Ale w obliczu cudu gospodarczego, a w zasadzie w obliczu cudownych informacji, jakie płyną z ust polityków, a nawet niektórych ekonomistów, nie tylko trzeba o pewnych kwestiach pisać notorycznie – zresztą politycy o tym samym mówią cały czas i jak wynika z sondaży, ciągle słuchają ich wielkie rzesze społeczeństwa – na dodatek pewne sprawy aż proszą się o skomentowanie.

Nie wiem naprawdę, z czego wynika ta wiara w cud gospodarczy, który miałby być następstwem trwałej, rzekłoby się z natury rzeczy antygospodarczej polityki rządu. Może to mądrość etapu? Swoista dekretacja, już w niektórych przypadkach ustawowa, faktu kierowania gospodarką, no może niekoniecznie prostą i komfortową, ale na pewno stałą drogą do rozwoju i bogacenia się ludu pracującego miast i wsi. Jest to poniekąd droga sprawdzonej koncepcji, zaproponowanej kilka lat temu przez Piotra Szumlewicza, czyli likwidowania ubóstwa „ustawą”. W czasach gdy ten lewicowy publicysta proponował to rozwiązanie, wydawało się ono nie tylko czystym kretynizmem, ale i nieakceptowalną tęsknotą do utopijnych koncepcji Marksa i Lenina, tak zresztą trafnie, jeśli chodzi o ich realne zastosowanie, opisanych choćby w książkach Georga Orwella. Dziś, patrząc po ilości ustaw regulujących już niemal każdą sferę gospodarki tak ściśle, że jakikolwiek ruch podmiotu gospodarczego wydaje się niemal niepodobieństwem, to jest w zasadzie normalność.

Z drugiej strony narracja wzrostu gospodarczego i wychodzenia z kryzysu może też wynikać ze swoistego naśladownictwa. Przecież jeżeli naszym najlepszym sojusznikom się polepsza, to nam też musi! Ot, niedawno media donosiły nam wieści zza Oceanu, że Inflacja w USA najniższa od października i tanieje to, co drożało najbardziej. Problem w tym, że stało się tak między innymi po logicznych skądinąd ekonomicznie poczynaniach FED, który przecież podwyższył stopy procentowe.

W każdym razie jak powszechnie zostało ogłoszone, na ostatnim posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej utrzymano wysokość stóp procentowych na dotychczasowym poziomie. Oczywiście politycy mieli podstawy do zadowolenia. Wszak wcześniej GUS ogłosił, że inflacja delikatnie spada, co wywołało niemal euforię u polityków, czyli u tej grupy, która pogarszającą się sytuacją inflacyjną jest mniej zmęczona niż przeciętny Kowalski. Sam osobiście doświadczyłem, patrząc w oczy niektórym osobom, tego wzroku pełnego taniego optymizmu, aczkolwiek błędnego, w którym wyczytałem, że już minęliśmy punkt krytyczny i od teraz może być tylko lepiej. Wizja nie tylko obniżki cen, ale i kolejnych, pozytywnych ratingów instytucji finansowych, orzekających o tym, że niby kryzys, a polska gospodarka ma się nieźle i notuje wzrost gospodarczy, to marzenie godne ogłoszenia i dające tyle możliwości.

Ale by nie skończyło się na euforycznych wizjach, należy zauważyć, że dobry humor udzielił się wielu, bo jak wskazałem na początku, popłynęła seria informacji zwiastujących nadchodzący cud. Dla przykładu Ministerstwo Finansów pod dowództwem (ciekawy jestem, ile osób wie, kto jest Głównym Księgowym Rzeczpospolitej) Magdaleny Reczkowskiej na Walentynki sprezentowało nam informację, że obecne dane z gospodarki wciąż wskazują na realizację scenariusza „miękkiego lądowania” i braku recesji (za: buisnessinsider.com.pl). Do wieści miłych i osładzających oczekiwanie na cud należy również dodać, że mimo wielkiego kosztu wakacji kredytowych banki zwiększyły zysk netto, a także to, że Orlen, czyli nasza pancerna „superspóła”, odkrył nowe złoże gazu pod Biłgorajem. Nawet Komisja Europejska, co już w ogóle dziwi, przedstawiła opinię, że gospodarka Polski będzie rosła wolniej, niż zakładano w przewidywaniach z jesieni 2022 r. Mimo to ogólne prognozy dla naszego kraju są pozytywne (za: FPG24.pl).

Sam przeżywam pewien dysonans poznawczy, bowiem przedstawione informacje, czy opisywana mądrość etapu, w zasadzie przeczy nie tylko zdrowemu rozsądkowi, ale co gorsza – doświadczeniu historycznemu. Oczywiście w czasach, gdy wszelkie fakty poddawane są relatywizacji nie tylko w procesie ich przetwarzania, ale i wyciągania wniosków, może się okazać, że tezy wypracowane np. w ramach klasycznej szkoły ekonomii mogą być przestarzałe i w konsekwencji nieprawdziwe. W końcu wielu ekonomistów przewidywało już niejednokrotnie, jeśli nie trzęsienie ziemi na rynkach, to co najmniej pełzające widmo destrukcji gospodarczej. Sam do osób głęboko sceptycznych, wątpiących w cudowne działanie Opatrzności w gospodarce, się zaliczam. W końcu jestem głęboko przekonany, że ta sama Opatrzność ustaliła pewne stałe i niezmienne zasady porządku wszechświata, zaczynając od tego, że to Ziemia z innymi planetami kręci się wokół Słońca, a kończąc na pewnych i niezmiennych prawach rządzących ekonomią.

Ale media mają coś i dla niedowiarków, sceptyków i ogólnie wątpiących w dobry humor polityków. Przecież to właśnie w Walentynki ukazała się informacja (m.in. na buisnessinsider.com.pl), że nie dość, iż spadek polskiego PKB o aż 2,4 proc. kwartał do kwartału poza zapewne Ukrainą nie ma sobie równych w Europie, to jeszcze Polska zanotowała drugi największy spadek PKB na świecie! Jak zauważają eksperci, dzieło zniszczenia realizuje też dużo wyższa niż na Zachodzie inflacja, z którą walczy wszak bohatersko Rada Polityki Pieniężnej, utrzymując stałe stopy procentowe.

Jacek Janas

Poprzedni artykułWbrew traktatom UE chce wymusić rodzicielstwo osób tej samej płci
Następny artykułInternet już nigdy nie będzie taki sam. Sztuczna inteligencja zawładnie siecią