Wśród tych 18 są tak dziwaczne twory jak Zakłady Lamp Profesjonalnych w Warszawie (w upadłości) czy Kujawskie Zakłady Naprawy Samochodów (upadłość umorzona). Dlaczego akurat te firmy są państwowe w pełnym tego słowa znaczeniu – nie mam pojęcia, ale zapewne kryje się za tym jakaś arcyciekawa historia.
Jednak określenia „firma państwowa” jest mylące, bo w sensie faktycznym, a nie formalnym, państwowych firm jest znaczenie więcej. To wszystkie te spółki, w których skarb państwa ma decydujący udział (co nie znaczy, że większościowy) lub wręcz sto procent udziałów. W sumie spółek z udziałem skarbu państwa (z ograniczoną odpowiedzialnością lub akcyjnych) jest ponad 420, w tym w ponad 150 skarb państwa ma wszystkie udziały, zaś w sumie w ponad 200 ma więcej niż 50 proc. udziałów.
Czy to dużo czy mało? Nie ma tu oczywiście prostej odpowiedzi, bo firma firmie nierówna. Są na tej liście jakieś podrzędne twory w upadłości, ale są też Orlen, KGHM, a także media państwowe. To naprawdę dziwaczna mieszanka. Można zadać sobie pytanie, dlaczego właściwie na przykład Polskie Radio oraz Telewizja Polska mają właśnie taką formę własności, która przecież nijak nie jest uzasadniona ich zadaniami, sposobem działania czy finansowania. Być może powinny to być po prostu firmy formalnie państwowe? Wśród spółek są jakieś dziwne, upadające firemki, w przypadku których państwowa własność lub współwłasność jest niezrozumiała. Są też faktyczni i potężni monopoliści albo niemal monopoliści, jak wspomniany Orlen (państwo ma w nim jedynie trochę ponad 27 proc. udziałów, ale są tu udziały decydujące). Są też firmy działające w sektorach, gdzie teoretycznie powinna funkcjonować wyłącznie rynkowa konkurencja, jak Polski Holding Hotelowy (100 proc. udziałów państwa). Nie ma tu ani spójności, ale żadnej jednolitej strategii, ani przede wszystkim uzasadnienia, aby wiele z tych firm nadal na liście dominującego udziału państwa się znajdowało.
Zostawmy na boku kwestię bardzo nielicznych biznesów, które można zaliczyć do sektorów strategicznych, takich jak kolej czy paliwa. Tutaj dyskusja między zwolennikami całkowitej prywatyzacji a pozostawienia jednak takich przedsiębiorstw pod kontrolą państwa jakoś tam jest uzasadniona – o jej wyniku nie przesądzając. Ale w innych przypadkach, takich jak ów nieszczęsny państwowy holding hotelowy?
Powodów, dla których państwowa własność nie jest dobrym rozwiązaniem w tym oraz podobnych przypadkach, można by wymieniać wiele. Podam tylko kilka.
Po pierwsze – państwowa własność jest zaprzeczeniem uczciwej konkurencji. Sędzia staje się jednocześnie graczem. Państwo, które odpowiada za stworzenie reguł rynkowej gry, jest jednocześnie właścicielem firmy, która tym regułom podlega. Jasne jest, że będzie dążyć do tego, aby je naginać w taki sposób, żeby były wygodne właśnie dla tej firmy.
Po drugie – politycy kontrolujący państwowe podmioty będą mieć skłonność – szczególnie w systemach politycznych, gdzie personalne gry dominują nad rozwiązaniami systemowymi – do traktowania posad w takich firmach jako bonusa dla grupy swoich popleczników.
Po trzecie – ponieważ państwo będzie mieć tendencję do stawiania celów politycznych przed rynkowymi, co w niemal wszystkich dziedzinach (może poza wspomnianymi strategicznymi – ale tu można by dyskutować, co jest faktycznie strategiczne) jest całkowicie bezzasadne, a będzie skutkowało niższą efektywnością firmy. Zresztą będą na to wpływać również wcześniej wymienione uwarunkowania. Jak to kiedyś powiedział ówczesny rzecznik PiS Radosław Fogiel – „nie zatrudniamy ekspertów, bo jak zatrudnialiśmy ekspertów, to nie chcieli oni realizować naszego programu”. Raczej trudno się dziwić.
Państwowe hotele to tylko jeden z przykładów. Ale czy ktoś może mi wyjaśnić, dlaczego państwo zajmuje się produkcją ziemniaków (Pomorsko-Mazurska Hodowla Ziemniaka Sp. z o.o.), grą w bingo i nie tylko (BINGO CENTRUM Sp. z o.o.), deweloperką (UML Development Sp. z o.o.) albo produkcją tekstylną (Zakłady Przemysłu Wełnianego 9 MAJA S.A.)? Wszystkie wymienione firmy są aktywne (bo jest też w państwowym portfolio wiele nieaktywnych, będących w likwidacji bądź w upadłości)?
Tak, wiem, że Polski Fundusz Rozwoju (w ramach grupy PFR działa zresztą też spółka skarbu państwa) wykupywał udziały w firmach mających problemy, żeby je „uzdrawiać”. Tak naprawdę zatem lista państwowych firm jest jeszcze dłuższa, bo udziały PFR we wspomaganych przez fundusz firmach nie są bezpośrednimi udziałami skarbu państwa, ale de facto tak należy je widzieć. Ale sama idea PFR może budzić zastrzeżenia. Dlaczego my wszyscy – podatnicy – mamy się swoimi pieniędzmi dokładać do podtrzymywania życia firm, arbitralnie wybranych przez polityków (bo taka przecież jest pozycja prezesa PFR), które w normalnych, rynkowych warunkach by upadły? Pomijam już, że trudno znaleźć czytelnie pokazane rezultaty pracy PFR, to znaczy jasną informację o tym, ile firm i po jakim czasie stanęło na własne nogi.
Nie odkryję Ameryki, pisząc, że w Polsce nie są potrzebne żadne PFR-y ani tym bardziej państwowa własność firm z zadziwiających branż. Polsce potrzebny jest normalny, wolny rynek z równymi regułami gry, nikogo nie dyskryminujący (a więc też nie preferujący).
Przepraszam czytelników, jeśli wszystko, co powyżej, uznają za truizmy. Takie jednak mamy czasy, że właśnie oczywistości trzeba przypominać, bo one są najczęściej kwestionowane.
Łukasz Warzecha
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne opinie i poglądy