Coraz więcej naukowców odważa się to głośno mówić i pisać, że nie jest prawdą, jakoby gazy cieplarniane ogrzewały atmosferę poprzez wychwytywanie ciepła. To tak się nie odbywa. Najnowsza, recenzowana publikacja naukowa nosi tytuł „Nowe spostrzeżenia na temat fizycznej natury atmosferycznego efektu cieplarnianego wydedukowane z empirycznego modelu temperatury planetarnej”. Ukazała się całkiem niedawno w prestiżowym czasopiśmie naukowym „Environment Pollution and Climate Change”. Autorami pracy są Ned Nikołow – doktor nauk fizycznych i Karl Zeller – emerytowany doktor meteorologii. Naukowcy przekonują, że stężenie CO2 i innych „rzekomych gazów cieplarnianych” jest jak najbardziej naturalne. Znajdują się one w atmosferze praktycznie nie wywierając wpływu na temperaturę Ziemi.
Teoria globalnego ocieplenia została po raz pierwszy omówiona i rozwinięta w XIX wieku. Jakiś szalony naukowiec skonstruował szklane pudełko mające przedstawiać ziemską atmosferę. Według Nikołowa i Zellera eksperyment nie był nawet zbliżony do tego, co zachodzi w prawdziwej atmosferze, która nie ma ścian ani pokrywy.
Winne Słońce i ciśnienie, nie człowiek
Prawdziwymi mechanizmami kontrolującymi temperaturę planety jest energia słoneczna oraz ciśnienie powietrza w atmosferze. Te same zjawiska – jak się okazało – dotyczą niektórych ciał niebieskich w naszym Układzie Słonecznym. Naukowcy przyjrzeli się dokładnie ziemskiemu księżycowi, Tytanowi (satelita Saturna) oraz Trytonowi (satelita Neptuna). Co udało się im ustalić?
„Nasza analiza ujawniła słaby związek między globalną średnią roczną temperaturą a ilością gazów cieplarnianych w atmosferach planet w szerokim zakresie środowisk Układu Słonecznego. (…) Ludzie w zasadzie nie mogą wpływać na globalny klimat poprzez emisje przemysłowe CO2, metanu i innych podobnych gazów lub poprzez zmiany w użytkowaniu gruntów, a wszystkie zaobserwowane zmiany klimatyczne mają przyczyny naturalne, które są całkowicie poza kontrolą człowieka” – czytamy w komentarzu do pracy Nikołowa i Zellera.
Kontestujący ustalenia i konsensus IPCC
Pomimo utrzymywanej w mediach autocenzury poprawnościowej (przekaz mediów zachodnich ma być jedynie taki: za zmiany klimatyczne odpowiedzialny jest człowiek, taki jest bowiem konsensus naukowców i należy robić wszystko, by te zmiany powstrzymać) do opinii publicznej coraz częściej przebijają się nowe badania naukowe. Często stojące w opozycji wobec hipotezy dominującego wpływu człowieka (tzw. antropogenicznego) na globalne ocieplenie. Warto w tym miejscu wspomnieć także np. trzy recenzowane badania astrofizyka Williego Soona, które podnoszą dalsze wątpliwości w kwestii narracji działaczy – klimatystów spod znaku IPCC (Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu).
Kontestacja ideologii klimatystów – podparta konkretną argumentacją – powinna cechować każdego myślącego i ceniącego wolność człowieka. W przeciwnym razie ta „religia” klimatystów już wkrótce stanie się podwaliną głębokiego i dramatycznego przemodelowania społecznego w krajach zachodnich. Przemodelowania takiego, którego głównym beneficjentem będą znowu nieliczni: korporacje i inne wyspecjalizowane firmy skupiające się na wpychaniu nam na siłę różnych „zielonych” produktów.