Oj dobrze by się stało, gdyby „stara Europa” znów poczuła siłę swojej dawnej potęgi i potrafiła się przeciwstawić wrogim siłom zewnętrznym. Dziś jest Putin, jutro może to być inny satrapa, jakieś wpływowe państwo czy nawet większa korporacja próbująca narzucać warunki gry europejskim przedsiębiorcom lub nawet całym krajom. Inicjatywa Komisji Europejskiej ACI będzie kolejnym testem na europejską solidarność i umiejętność skutecznego działania ponad podziałami.
Słabi wobec szantażu
Miejmy nadzieję, że nie jest to humbug tylko. I że Komisja Europejska rzeczywiście będzie chciała wprowadzić mechanizmy, które zadziałają w interesie – a jak trzeba, także w aktywnej obronie – również firm z krajów mniej zamożnych i wpływowych. Nie jest wielce odkrywczym stwierdzić, że nie tylko Rosja, ale i inne kraje niemal „od zawsze” wykorzystywały oręż wojny handlowej wobec mniejszych państw, a nawet całych regionów. Chcąc tą drogą wymóc ustępstwa, by poprawić pozycję swoich firm, by wreszcie zdobyć polityczną przewagę, która często jest więcej warta niż kolejne kilometry spalonej czy zdobytej ziemi. Dość przypomnieć sobie rosyjską presję w sprawie eksportu polskich jabłek i uporczywe nękanie kontrolami przewoźników polskiego mięsa.
Cały zeszły rok był rokiem systematycznie rozwijanego przez Rosję szantażu gazowego wobec europejskich importerów tego surowca, z którym to szantażem Putin przestał się już zupełnie kryć, tylko go eskalując po inwazji na Ukrainę.
Z kolei wielkie Chiny pokazały małej Estonii, co oznacza niepokorność i nieposłuszeństwo i kto bez kogo jest w stanie łatwiej przeżyć. Gdy widzimy, że Azoty, jeden z liderów polskiego sektora chemicznego oraz Anwil z Grupy Orlen, ograniczają lub wstrzymują produkcję, to za chwilę dowiadujemy się kolejny raz, że nic nie dzieje się bez przyczyny – takie działanie wymusił ogromny skok cen gazu na rynku europejskim – z 87 euro 13 czerwca br. aż do około 276 euro za megawatogodzinę – obecnie. Rosyjski szantaż działa. Strach wielki na rynku i skok cen wywołało już ograniczenie przez Rosję dostaw gazu rurociągiem Nord Stream 1. Teraz Rosjanie straszą znowu: z końcem sierpnia w ogóle zawiesimy dostawy. Podobno tylko na trzy dni na, czas „konserwacji”…
– Czy i kiedy wznowią dostawy? Rynek jest nerwowy. Moskwa używa gazu jako swego rodzaju broni – czytamy w trafnym, chociaż nie tak bardzo odkrywczym komentarzu redaktora Krzysztofa Adama Kowalczyka w „Rzeczpospolitej”.
Unia będzie się bronić
Gazowym atakom Władymira Putina, w ogóle wszelkim przyszłym atakom na unijną wspólnotę gospodarczą, zamierzają stawić czoła eurokraci. Komisja Europejska przygotowuje Anti-Coercion Instrument (ACI), który – w założeniu – ma chronić przed skutkami nacisków ekonomicznych wobec krajów unijnych i firm z tych krajów. Nowy instrument, który miałby zacząć funkcjonować już od początku przyszłego roku, ma umożliwić KE interweniowanie w celu zażegnywania sporów. Podstawą doktryną (podobnie jak w przypadku NATO) ma być doktryna odstraszania od wrogich wobec europejskich rynków działań. Jeśli to się uda wprowadzić, urzędnicy brukselscy otrzymają prerogatywy do przede wszystkim nakładania ceł na agresora, do ograniczania importu z wrogiego kraju, do blokowania dostępu do rynku wewnętrznego Unii itd.
Czy to się uda?
Żeby ten plan KE się powiódł, musi być spełnionych kilka warunków – na dodatek najlepiej łącznie. Po pierwsze kraje unijne muszą mieć świadomość, że jako całość, zrzeszone w UE, stanowią światową potęgę gospodarczą i handlową. Silną i gotową w razie potrzeby na podejmowanie retorsji. Czy taka świadomość istnieje?
Po drugie eurokraci – by działanie było skuteczne – muszą wznieść się ponad podziały narodowe i w razie potrzeby cała struktura powinna podjąć walkę – niezależnie od tego, czy zostały zaatakowane rynki francuskie, niemieckie, rumuńskie czy polskie itd. Czy jest to możliwe?
Polskie firmy także mogą zyskać na nowym instrumencie ACI. Pod warunkiem jednak (który powinien zostać może wymieniony nawet jako pierwszy), że będzie zgodność pomiędzy państwami członkowskimi i determinacja do solidarnego zadziałania.
W opinii ZPP wyrażonej w „Business Insider”, na nowym instrumencie obronno-zaczepnym Unii mogłyby skorzystać unijne małe oraz średnie przedsiębiorstwa. Teoretycznie zyskałyby wyraźny głos i możliwość postulowania, żeby Unia wdrożyła takie, a nie inne działania odstraszające wobec agresora czy agresorów (gdyby objawiło się ich więcej).
Unijne „siły reagowania” nie muszą być wcale liczne. Ani nadzwyczaj silne – mierząc tę siłę zasobami kapitałowymi czy gospodarczym potencjałem. Wszak Aleksander Macedoński swoją najważniejszą chyba bitwę (pod Issos w 333 roku p.n.e.) wygrał ze znacznie silniejszym i możniejszym wrogiem, perskim władcą Dariuszem III, którego zbieranina żołnierzy z różnych narodów, niekoniecznie utożsamiających się z ideą perskiego imperium, uległa Macedończykom. Nie zawsze więc wygrywa się siłą i potęgą. Czasem wystarczy odpowiednia determinacja i przede wszystkim – solidarność. Zwłaszcza ta ostatnia w Unii szwankuje. I to raczej nad nią powinno się w pierwszym rzędzie popracować.