Maciej Łuczak i Krzysztof Markowski, właściciele firmy Smart Kid SA, wdrożyli innowacyjny produkt – Smart Kid Belt, który zastępuje foteliki samochodowe dla dzieci, a w testach zderzeniowych wypada nawet lepiej od tych fotelików. Dostali wszelkie homologacje, byli obecni w 39 krajach świata. Jednak w wyniku posunięć Komisji Europejskiej, która działała na rzecz firm produkujących foteliki, zostali usunięci z większości rynków. Jak to możliwe? Otóż ponieważ urządzenie przechodziło wszystkie testy, to zakazano… wykonywania testów. Polacy mogą to zawdzięczać Dyrekcji Generalnej GROW, której zadaniem jest koncentracja na (o ironio!) wzmocnieniu wiodącej pozycji przemysłu europejskiego, a w szczególności ma wdrażać polityki z korzyścią dla małych i średnich przedsiębiorstw. Działała dokładnie odwrotnie. Zniszczyła małą innowacyjną firmę, by zachować rynki dla pozaunijnych producentów fotelików (światowy rynek zdominowany jest przez firmy z USA, Kanady, Chin i Wielkiej Brytanii), którzy mając zabetonowany w ten sposób rynek, nie potrzebują być innowacyjni.
Jak to funkcjonuje? Eurokraci, którzy powinni być bezstronni i czyści jak łza, mają bezpośrednie powiązania z koncernami i laboratoriami. Tak było w przypadku Holendra Petera B. blokującego polski produkt, który zanim znalazł się w Komisji Europejskiej, był pracownikiem holenderskiej służby technicznej (!). Inny Holender sprytnie reprezentuje dwie organizacje konsumenckie, agitujące za fotelikami, a jednocześnie dzięki obecności jako ekspert w organizacji pod nazwą ANEC, może obradować podczas sesji grupy roboczej, która zajmuje się homologacjami tychże fotelików!
Urzędnicy Komisji Europejskiej odpowiedzialni za ten skandal (m.in. Holender i jego przełożona – Polka) zostali ostatecznie usunięci ze swoich stanowisk. Oczywiście nie zostali zwolnieni, bo urzędników unijnych nie zwalnia się nawet gdyby co drugi dzień przychodzili pijani do pracy. Osoby, które zajmowały się sprawą, zostały przesunięte do innego działu. Nie wiadomo, jaką rolę odegrała w całej sprawie Polka. Na moje zapytanie mailowe nie raczyła odpowiedzieć. Można się domyślać, że albo zdawała sobie sprawę z tego, co robi, na co wskazywałoby przeniesienie jej do innego działu, albo Holender wszystko robił poza jej plecami, ale to źle by świadczyło o niej jako osobie zajmującej stanowisko kierownicze. – Mogła zostać zmanipulowana, bo nie była osobą, która znała się na technikaliach. Jest prawniczką z wykształcenia, więc nie powinna dać sobie wmówić, że nasza homologacja jest nieważna. Bo to była ocena prawna i taką umiejętność posiadała. Ja twierdzę, że tak samo jest w zmowie, a może ten wielomiliardowy biznes stać na to, żeby przyjść i przekonać wszystkie kluczowe osoby? – zastanawia się Krzysztof Markowski.
Wysyłając nowe dokumenty w korespondencji z firmą Smart Kid SA, Komisja Europejska zamazuje adresatów (strony sporu). Zdaniem Markowskiego „kolejny raz pokazuje, że nie są czyści”. Natomiast od dziennikarza Łukasza Zboralskiego, który napisał o tym artykuł, Komisja Europejska zażądała usunięcia danych personalnych z tekstu. Z kolei w odpowiedzi na moje zapytanie Komisja odpowiedziała ogólnikami mającymi niewiele wspólnego z rzeczywistością (np. „Komisja przywiązuje dużą wagę do MŚP i innowacji oraz w pełni popiera opracowywanie innowacyjnych produktów przez takie przedsiębiorstwa”), w ogóle nie zaprzątając sobie głowy moimi konkretnymi pytaniami. Na powtórny mail otrzymałem równie wymijającą odpowiedź: „Nie komentujemy wewnętrznego procesu decyzyjnego Komisji Europejskiej oraz interakcji między współpracownikami. Jeśli chodzi o zmianę stanowiska przez panią Sz*** i pana B***, to informujemy, że Komisja Europejska promuje politykę mobilności wśród swoich pracowników. W jej ramach zachęca się koleżanki i kolegów do zmiany stanowiska oraz teki politycznej po kilku latach pracy, aby zapewnić im możliwość rozwoju zawodowego. Takie rozwiązania są standardem w służbie cywilnej w wielu krajach. Tak było również w przypadku obu wymienionych osób i jest to niezwiązane z dyskusją dotyczącą urządzenia Smart Kid Belt”. A przecież eurokraci, którzy decydują o miliardach euro i o wdrażanych na obszarze całej Unii regulacjach, powinni być w szczególności transparentni. Widzimy, że pod tym względem w Unii jest gorzej niż na wytykanej palcami przez wszystkich Białorusi.
Sprawa producenta Smart Kid Belt pokazuje też absurdy związane z unijnymi dotacjami. Jak na dłoni widać rozdwojenie jaźni Unii Europejskiej, która z jednej strony zablokowała polskiej firmie możliwość sprzedaży, a z drugiej – dotowała jej produkt w zakresie przeprowadzenia procedury ochrony patentowej na świecie. Jednak z większości dofinansowania nie było sensu korzystać. – Program jest tak idiotycznie napisany, jakby ktoś nigdy nie przeprowadzał procedury patentowej. Wymagane są rzeczy niewykonalne. Taniej jest to zrobić samemu niż tak, jak mówi program tej dotacji. I byłoby dużo więcej kłopotu. Dostaliśmy dotację, ale oddaliśmy ją i zrobiliśmy procedurę sami. Jak przyznano nam kolejną dotację, to już nawet nie podpisaliśmy umowy, bo zmęczyły nas przepisy, które są tak nieżyciowe, niebiznesowe, że aby z nich korzystać, trzeba robić nieracjonalne rzeczy albo kosztuje to dużo więcej. Co z tego, że mamy dofinansowanie, jak wiadomo, że część musimy też pokryć z własnych środków. Lepiej z własnych środków zrobić coś bardziej efektywnego – opowiada Markowski.
Skoro przeciwko tak małej firmie, jak Smart Kid SA uruchomiono całą machinę unijną, by ją zniszczyć, to jak wielki i silny musi być lobbing w przypadku poważnych spraw, jak cała ta unijna polityka energetyczno-klimatyczna czy szczepionkowa? – Jak była pandemia, chciałem wierzyć nauce. Przysięgam, że żałuję, iż przyjąłem jakąkolwiek szczepionkę. Po tym, jak zobaczyłem, jak ogromny wpływ mają wielkie firmy na to, jak działają regulaminy, homologacje, czyli dopuszczenie do rynku. Biznes fotelików w porównaniu do farmaceutyków to jest brud za małym paznokciem. Podejrzewam, że rynek farmaceutyków w Polsce jest większy niż rynek fotelików na świecie – mówi Markowski.
Po prostu ludzie mają cicho siedzieć i pracować 1) na koncerny międzynarodowe wciskające niepotrzebne produkty, jak leki, które nie leczą, szczepionki, które nie chronią przed chorobą, wiatraki i fotowoltaikę, które wytwarzają energię elektryczną nie wtedy, kiedy jest potrzebna, tylko wtedy, kiedy im pasuje czy auta elektryczne, które nadają się głównie do jazdy po mieście; 2) na państwowe monopole i oligopole sprzedające po zawyżonych cenach paliwa, surowce energetyczne i energię elektryczną oraz 3) na coraz wyższe polskie i unijne podatki. To wszystko wina polskich rządzących, którzy bez zastanowienia się wdrażają na szkodę całego narodu i społeczeństwa coraz bardziej odrealnione dyrektywy brukselskich komisarzy. Tak samo jak za Polski Ludowej polscy komuniści bezrefleksyjnie budowali nam sowiecki raj według wskazówek moskiewskich towarzyszy.
W końcu kiedyś ludzie się obudzą. Będzie jak w latach 80., kiedy Polacy marzyli, by komuna wreszcie upadła. Niedługo ludzie będą marzyli, by upadła eurokomuna, która pod wydumanym, ale bardzo wygodnym pretekstem ratowania planety, doprowadzi nas do gwałtownego zubożenia. A problemy ze Smart Kid Belt to świetny temat na powieść sensacyjną, a może i na kasowy film. Ciekawe, czy Bruksela byłaby zainteresowana, aby taki projekt dotować?
Tomasz Cukiernik
Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne opinie i poglądy