fbpx
sobota, 11 stycznia, 2025
Strona głównaFelietonKowbojski kapelusz pełen społecznych podziałów. Refleksje nad wizerunkiem miasta i wsi

Kowbojski kapelusz pełen społecznych podziałów. Refleksje nad wizerunkiem miasta i wsi

Muzyka country również może być zaangażowana w ogólnoamerykańską debatę na temat społecznych niepokojów. Pewne wnioski mogą za to przydać się też Polakom, niekoniecznie zresztą tym z Chicago.

Niemałe zamieszanie wywołał niedawno muzyk tworzący w nurcie country –  Jason Aldean. Jego, można to śmiało przyznać, hitowa piosenka „Try that ina small town”, kiedy to piszę, ma na YouTube już ponad 23 mln wyświetleń. Wyjątkowo dobry wynik, jak na dwa tygodnie od premiery. I choć oczywiście warto, wypada i opłaca się słuchać różnych gatunków muzycznych, to ten felieton nie jest o amerykańskiej muzyce ludowej. Jest za to o tym, co z niej wynika. Także dla Polaków.

Nic nie sprzedaje się tak dobrze jak kontrowersje. A możliwość zaglądania do cudzych kodów kulturowych, zwiedzanie cudzych baniek informacyjnych, następnie zaś: publiczne wyrazy oburzenia, to murowany sukces, o ile dobrze nagłośniony. Gwarantowana kontrowersja. I tak jest również i tym razem. Aldean nagrał piosenkę o tym, jak z punktu widzenia mieszkańca prowincji, małego miasteczka, wyglądają niedawne niepokoje amerykańskie, demonstracje, niejednokrotnie przeradzające się w zamieszki, demolowanie miast i starcia z policją. Słynne już zdjęcie prezentera CNN stojącego na tle płonącego miasta z podpisem na belce głoszącym, że protesty były „ogniste, ale przeważnie pokojowe” na stałe weszło do repertuaru ilustracji pokazujących, czym może się różnić prawda czasu od prawdy ekranu. I na takich obrazkach bazuje klip. Aldean uzupełnia go słowami, które wielu w Ameryce odebrało jako prowokację. Śpiewa, że takie rzeczy po prostu nie wydarzą się w małej miejscowości. Mieszkają tam „dobrze wychowani” mieszkańcy, którzy do tego nie dopuszczą. W małym miasteczku nie będzie napadów na starszych ludzi, profanacji flagi, plucia w twarz policjantowi.

Z takim właśnie przekazem Aladean udał się na tournée po takich małych miasteczkach miastach jak Atlanta, Charleston i Hartford. Mają one, odpowiednio, pół miliona mieszkańców (obszar metropolitalny to już pięć milionów), sto tysięcy (ponad pół miliona jako zespół miejski) oraz 125 tys., które jeśli stolicę stanu Connecticut obudować jej przyległościami, zamienia się w dobrze ponad milionowe Greater Hartford. Jak więc widać, „małe miasteczko” może i jest dobrym miejscem do życia, ale już nie do zarabiania na masowych imprezach.

W dobie mediów społecznościowych, kiedy to wszystko jest oglądane przez miliony par oczu, komentatorzy doszukali się bardzo szybko kontrowersji. Aldean i towarzyszący mu muzycy występują w klipie na tle sądu w hrabstwie Maury, ale ten budynek ma swoją złą sławę. Prawie sto lat temu zlinczowano pod nim i powieszono na drzewie prawie na pewno niewinnego Afroamerykanina, co w świetle przeplatania tych zdjęć nagraniami z protestów po śmierci Georga Floyda jest dla wielu oburzające. Z drugiej strony, admiratorzy Aldeana bronią się, argumentując, że dokładnie pod tym samym budynkiem przed kamerą stawała Hannah Montana i że to po prostu popularny plan zdjęciowy w tamtych okolicach. Od producentów podejmujących temat społecznych niepokojów można jednak oczekiwać jakiegoś researchu, ale patrząc na sprawę jeszcze inaczej, całe południe USA jest niestety naznaczone takimi smutnymi miejscami pamięci i jakikolwiek choć nieco dłużej stojący budynek pewnie będzie miał piwnicę pełną historycznego bagażu.

Aldean nie wpadł na nic nowego. Jego lub jego manedżera wyczucie pozwoliło wywołać szum, stać się punktem w dyskusji, do którego można się odwołać, sprzedać bilety. Lata temu Hank Williams Jr. wyśpiewał dość podobną treść. „A country boy can survive” również opiera się na dychotomii miasto – prowincja. Mieszkanie w lesie, na odludziu, pośród podobnych sobie, jest lepsze od życia w dużym mieście, bo – jak śpiewa artysta – to właśnie tam zabito jego przyjaciela. Życie w mieście jest warte tylko 43 dolary. Tyle właśnie opisywany rabuś zyskał, mordując drugiego człowieka nożem sprężynowym. Ale i Hank Williams Jr. nie jest żadnym pionierem. Jean-Jacques Rousseau pisał o miastach jako „otchłani dla rodu ludzkiego”. Wyliczankę można by było ciągnąć dalej, pewnie nawet zahaczając o swojskie „wsi spokojna, wsi wesoła”.

O co więc tak naprawdę chodzi w opiewaniu życia na prowincji i wręcz jej odrealnianiu i idealizowaniu, bo przecież także tam zdarza się mieć za sąsiadów ludzi podłych, złych i przy tym porywczych? O grę wyobraźni, obietnic składanych przez różne miejsca. Ale też o rzeczy namacalne, pewne oferty. Miasto może dać swojemu obywatelowi dużo, dużo więcej niż miasteczko, ale tak naprawdę bardzo trudno to porównać, bo mówimy o różnych wartościach i ciężko jest zadecydować, czy lepsze miejsca pracy, łatwiejszy dostęp do dóbr kultury czy szans na zmianę ścieżki kariery to mniej, tyle samo, czy więcej niż świadomość tego, że znamy z widzenia, a i nierzadko po imieniu, sporą część populacji żyjącej w naszej okolicy. Każdy musi sam wybrać, co dla niego ile waży i hybrydalne sposoby zarabiania na życie, rozwój mediów społecznościowych, gdzie da się mieć swoje oderwane od geografii „plemię”, rozrost największych polskich ośrodków i bogacące się okalające je obwarzanki, tak naprawdę będą łamać te stereotypy, bo będą między nie wchodzić jako coś nawet nie pomiędzy, ale zupełnie różnego.

Ale takie podglebie to jednak za mało, aby w dwa tygodnie wykręcić 23 mln wyświetleń i ogólnonarodową debatę, która, ten tekst jest na to dowodem, rozlewa się dalej. Chodzi o inne przeżywanie wspólnoty, bo „miasteczko” i „wieś” z jednej strony oraz „miasto” z drugiej to nie tylko realnie istniejące miejsca, ale też archipelagi skojarzeń i wspomnianych już obietnic. Miasta obiecując pewne profity i wartości, dostrzegają to ludzie żyjący na prowincji, przestają się z tego wywiązywać. Co bowiem po możliwości awansu zawodowego, finansowego, jeśli owoce wysiłków spłoną podczas, wspomnianych już, „przeważnie pokojowych” protestów. A tak naprawdę nie protestów, ale erupcji agresji tłumu. I oczywiście tak nie dzieje się zawsze, nie dzieje się nawet często. Rozruchy w miastach są tak stare jak miasta. Ale ich percepcja jest plastyczna. W dobie przekazu 24/7 i kamery w każdym smartfonie łatwo wywrzeć i łatwo też odnieść wrażenie, że oto żyjemy w jakimś kryzysie.

Piosenkarze tworzący w nurcie country oczywiście nie są żadnym zagrożeniem dla porządku publicznego. Są nimi jednak uzbrojone bandy, które każdy pokojowy marsz potrafią zamienić w burdę. I tutaj jak najbardziej w USA zabrakło wywiązywania się z umowy społecznej przez Lewiatana. Nie tylko zresztą tam. Niedawne przecież wydarzenia we Francji, złośliwie można by było dodać, że chyba obliczone na promocję filmu „Athena”, też były do uniknięcia. Nie można bowiem usprawiedliwiać nieadekwatnej reakcji na agresję tym, że ludzie kiedyś też już palili miasta, w których mieszkali.

Bo podział na ludzi ze wsi i miasteczek oraz tych z miast jest rzecz jasna możliwy, ale też nie jest jedyny. I tu, i tam mieszkają ludzie, którzy chcą żyć w spokoju i w spokoju pracować. Łączy ich więc już całkiem sporo, choć wiele też dzieli. Państwa i miasta powinny zaś zwracać baczniejszą uwagę na to, aby to właśnie ta większość populacji, nieidealna, ale z grubsza uczciwa i z grubsza praworządna, nie zamieniała się we wściekły tłum – lub ludzi, którzy muszą się przed nim bronić. Zabrakło więc jednego: świadomości, że nie można usprawiedliwiać przestępstw, nawet jeśli te popełnia jednostka tracąca rozum w masie.

Wtedy i tylko wtedy muzycy country będą mogli śpiewać o udanych zbiorach i wieczorach przy kominku. I tak naprawdę jest to też nauka dla Polski, która przyda się w przyszłości. My również, jako społeczeństwo, jesteśmy podzieleni. Także na ludzi mieszkających w dużych (jak na nasze warunki) miastach, ale też tych, którzy mieszkają w miasteczkach i wsiach. To jest jakiś podział, który łatwo wyzyskać, ale lepiej wyzyskać inny, na tych, którzy zarabiają i tych, którzy choć mogliby też pracować: wolą żyć z zasiłków (pomijam autentycznie poszkodowanych). Państwo powinno prowadzić politykę równości, która w mojej libertariańskiej ocenie nie może polegać na rozdawaniu pewnym grupom społecznym podarków z plusem. Już teraz pracujący Polacy mogą mieć jak najbardziej słuszne poczucie, że oto płacą jakieś kolejne janosikowe, które trafia do ludzi, oględnie mówiąc, sceptycznie nastawionych do pracy zarobkowej, co zresztą nie jest tylko publicystyczną arogancją kogoś, kto felietony pisze z Krakowa. W Polsce aktywność zawodowa w I kwartale 2023 roku wynosił 58,4 proc. To zatrważająco mało w przypadku kraju, który nie bardzo ma co jeszcze dzielić, jeśli chodzi o transfery socjalne. W społeczeństwie jest za to zawsze, jak się podzielić i komentarze na temat „Try that in a small town” doskonale to pokazują. Podzielmy się inaczej. Pracujących jest cały czas większość.

Marcin Chmielowski

Każdy felietonista FPG24.PL prezentuje własne poglądy i opinie

Marcin Chmielowski
Marcin Chmielowski
Politolog, doktor filozofii, autor książek, scenarzysta filmów dokumentalnych.

INNE Z TEJ KATEGORII

Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal

Z pewnością zgodzimy się wszyscy, że najbardziej nieakceptowalną i wywołującą oburzenie formą działania każdej władzy, niezależnie od ustroju, jest działanie w tajemnicy przed własnym obywatelem. Nawet jeżeli nosi cechy legalności. A jednak decydentom i tak udaje się ukryć przed społeczeństwem zdecydowaną większość trudnych i nieakceptowanych działań, dzięki wypracowanemu przez wieki mechanizmowi.
5 MIN CZYTANIA

Legia jest dobra na wszystko!

No to mamy chyba „początek początku”. Dotychczas tylko się mówiło o wysłaniu wojsk NATO na Ukrainę, ale teraz Francja uderzyła – jak mówi poeta – „w czynów stal”, to znaczy wysłała do Doniecka 100 żołnierzy Legii Cudzoziemskiej. Muszę się pochwalić, że najwyraźniej prezydent Macron jakimści sposobem słucha moich życzliwych rad, bo nie dalej, jak kilka miesięcy temu, w nagraniu dla portalu „Niezależny Lublin”, dokładnie to mu doradzałem – żeby mianowicie, skoro nie może już wytrzymać, wysłał na Ukrainę kontyngent Legii Cudzoziemskiej.
5 MIN CZYTANIA

Rozzłościć się na śmierć

Nie spędziłem majówki przed komputerem i w Internecie. Ale po powrocie do codzienności tym bardziej widzę, że Internet stał się miejscem, gdzie po prostu nie można odpocząć.
6 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Rozzłościć się na śmierć

Nie spędziłem majówki przed komputerem i w Internecie. Ale po powrocie do codzienności tym bardziej widzę, że Internet stał się miejscem, gdzie po prostu nie można odpocząć.
6 MIN CZYTANIA

Pluszowy krzyż polskich liberałów i libertarian

Rozmowa z innym pozwala docenić to, co mamy. Szczególnie wtedy, kiedy ten inny jest tak naprawdę bardzo do nas podobny. Na przykład jest libertarianinem z Białorusi.
5 MIN CZYTANIA

Można rywalizować z populistami w polityce, ale najlepiej po prostu ograniczyć rolę państwa

Możemy już przeczytać tegoroczny Indeks Autorytarnego Populizmu. Jest to dobrze napisany, pełen informacji raport. Umiejętnie identyfikuje problem, jaki mamy. Ale tu potrzeba więcej. Przede wszystkim takiego działania, które naprawdę rozwiązuje problemy, jakie dostrzegają wyborcy populistycznych partii.
4 MIN CZYTANIA