Polski rząd kontynuuje szczytną ideę uszczelniania systemu podatkowego. Po sukcesie, jakim niewątpliwie okazał się pakiet rozwiązań względem VAT, resort finansów nieco się „rozochocił”. Postanowiono zatem przyjrzeć się kolejnemu elementowi płatniczej układanki, czyli fakturowaniu – tak narodziła się idea Krajowego Systemu e-Faktur. Ma to być program służący do wystawiania faktur ustrukturyzowanych działający w oparciu o jeden, absolutnie scentralizowany schemat. Podobne rozwiązania – sprawniej lub nie (raczej nie) – funkcjonują już choćby we Włoszech i Francji. To właśnie na włoskim SDI i francuskim Chorusie opierać mieli się twórcy programu, który – z racji swojego zasięgu i spoczywającej na jego twórcach odpowiedzialności – musi być systemem nieskazitelnym na niespotykaną dotąd w Polsce skalę. A nie jest.
Jak to ma działać?
Przekładając z polskiego na nasze. Każdy przedsiębiorca w Polsce będzie musiał wystawiać faktury przy pomocy KSeF. Każda faktura – z niewielkimi i wciąż niedoprecyzowanymi wyjątkami – będzie musiała przez ten system przejść. X wystawia fakturę, trafia ona do systemu, a stamtąd do Y, czyli jej odbiorcy. W teorii proste. Problemy pojawiają się jednak już na poziomie drugiego zdania tego paragrafu. „Każdy przedsiębiorca”. Wyobraźmy sobie – wcale nie nierealną – sytuację, której bohaterem jest pan Mieczysław. Pan Mieczysław ma 60 lat, nie pała miłością do technologicznych nowinek i prowadzi mały jednoosobowy zakład stolarski w Koniakowie. Zarabia niewiele, a komputera nie potrzebuje, bo jak mówi: kiedyś też nie miał i sobie całe życie radził. Jak państwo planuje zmusić pana Mieczysława do zakupu komputera, opłacenia rachunku za internet (bez niego KSeF przecież nie zadziała) i nauki korzystania z komputera? Takich przypadków w kraju może być cała masa. Urzędnik powie: niech pan Mieczysław pójdzie do biura księgowego – tam załatwią wszystko za niego. Pan Mieczysław zarabia, ale notuje jednak około 2200 zł przychodu, a po opłaceniu wszelkich zobowiązań, których największym poborcą jest państwo, zostają mu marne grosze. W jaki sposób urzędnik chce nakłonić naszego bohatera do opłacenia biura księgowego? Tego nie wie nikt. Dość wspomnieć, że do dziś wielu przedsiębiorców nie korzysta z żadnej formy elektronicznego wystawiania faktur.
Załóżmy, że…
Załóżmy jednak, że wszyscy przedsiębiorcy w Polsce zaczynają korzystać z nowego obligatoryjnego systemu. Załóżmy, że wersja finalna znacznie przewyższa dzisiejszy „prototyp”, z którego korzystać mogą już krajowe firmy. A potem załóżmy, że KSeF idzie drogą innych rządowych systemów informatycznych w kraju i ulega… awarii. Czy nie możemy wyobrazić sobie sytuacji, w której KSeF staje się obiektem ataków np. hakerów z Rosji? Ano możemy. W czasie potencjalnego ataku, ale także nieplanowanej awarii czy nawet migracji danych lub uaktualniania programu, przedsiębiorcy żadnej faktury w KSeF nie wystawią. Wytyczona została – naturalnie – ścieżka alternatywna, której efektem finalnym jest jednak wczytanie faktury w systemie. Co mają zrobić przedsiębiorstwa, które dokumentów sprzedażowych wystawiają np. tysiące? Sytuacja może zrobić się trudna. Wyłączenie systemu to jednak tylko jedno z wielu zagrożeń, na które wskazują przedsiębiorcy.
Martwi ich interpretacja przepisów dotyczących faktur zbiorowych, wskazują na niejasności względem wpływu stałego miejsca prowadzenia działalności gospodarczej na obowiązki podatnika w związku z fakturowaniem ustrukturyzowanym, przypisanie daty ustrukturyzowanej fakturze, samofakturowanie, sytuacja, w której NIP nie jest numerem VAT, logika zapisów dotyczących możliwości wyboru KSeF dla podatników zarejestrowanych w Polsce bez siedziby lub FE w Polsce, niejasności względem faktur zbiorczych, transakcji objętych systemem OSS, wewnątrzwspólnotowej sprzedaży towarów na odległość, dublowania faktur podczas awarii KSeF… można by tak długo. Pamiętajmy, że za błędne fakturowanie, po krótkim okresie ochronnym, przedsiębiorcy mogą zostać obłożeni karami finansowymi.
Może to stworzyć niemały galimatias, biorąc pod uwagę fakt, że około 98 procent przedsiębiorstw w Polsce to firmy sektora MŚP, a największą grupę z nich stanowią mikroprzedsiębiorstwa, które walczą dziś raczej o utrzymanie się na rynku, aniżeli o dostosowanie się do informatycznych wymogów Ministerstwa Finansów.
Nie ma czasu
Przedsiębiorcy obawiają się nowego systemu i mają ku temu powody. Jak informują sami zainteresowani, liczba problemów, o jakich mowa była podczas spotkań firm z resortem finansów, jest przytłaczająca. Przypomnijmy, że jeszcze w ubiegłym roku rząd zarzekał się, że system zacznie funkcjonować wraz z początkiem 2023 roku. Później datę tę przesunięto na początek roku 2024. Teraz jest to już połowa roku 2024. Przesunięcie goni przesunięcie, a problemów nie ubywa. Odsuwanie wejścia w życie KSeF to jak na razie jedyny pozytyw tego projektu.
Musimy pamiętać, że mówimy tu o jednym z najbardziej obciążonych systemów informatycznych w kraju, który nie ma prawa ulec żadnej nieplanowanej awarii. W przeciwnym razie będziemy mieli do czynienia z płatniczym kataklizmem, ze skutkami którego tak przedsiębiorcy, jak i administrator systemu będą borykać się miesiącami (żeby tylko).
Nawet jeśli – załóżmy – KSeF faktycznie ruszy już za niemal półtora roku, przedsiębiorcy będą musieli odbyć stosowne szkolenia lub w jakikolwiek inny sposób nauczyć się korzystania z programu. Czy w tak krótkim terminie – licząc od dziś – jest to możliwe? Teoretycznie. Kłopot polega jednak na tym, że finalnej wersji systemu, jak nie było rok temu, tak nie ma i dziś. A czas nie jest z gumy.
Po co właściwie komu te nieco chaotyczne – choć oddające przez to nastroje firm – wywody? Aby uświadomić autorom pomysłu, że na razie ich niepohamowana chęć ujednolicenia systemu fakturowego w Polsce – mimo niedawnego wprowadzenia plików JPK – może wyrządzić firmom, a przez to całemu systemowi podatkowemu, więcej szkody niż pożytku.