fbpx
sobota, 20 kwietnia, 2024
Strona głównaFelietonKto służy ukraińskim oligarchom?

Kto służy ukraińskim oligarchom?

Za wszystko płacą polscy podatnicy. A ci wszyscy dygnitarze, którzy nadymają się niczym ropuchy, są tylko pośrednikami, którzy w dodatku każą sobie słono za to wymuszone pośrednictwo płacić. Trudno w tej sytuacji nie zgodzić się z nieżyjącym prezydentem USA Ronaldem Reaganem, który twierdził, że rząd nigdy nie rozwiązuje żadnego problemu, tylko stwarza coraz to nowe – pisze w najnowszym felietonie Stanisław Michalkiewicz.

„Policje jawne, tajne i dwupłciowe” od ponad roku stają na głowie, żeby uchronić nasz mniej wartościowy naród tubylczy przed „ruską dezinformacją”. Panowie Karnowscy wyrazili nawet przypuszczenie, że zablokowanie przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego portalu nczas.com nastąpiło nie z powodu samowolki ABW, tylko dlatego, że pojawiały się tam „ruskie linki”. Co to są te „ruskie linki” – tajemnica to wielka – ale cokolwiek by to było, to ABW musi przed nimi nas strzec, żeby przypadkiem nikt nie zawlókł tą drogą jakichś niedozwolonych myśli, z których mogłyby potem wylęgnąć się myślozbrodnie obrzydłe Niebu i Panu Naszemu Miłosiernemu z Waszyngtonu. Gdyby to były linki ukraińskie, od których aż się roi w niezależnych mediach utrzymywanych zarówno przez spółki Skarbu Państwa, jak i diasporę żydowską – aaa, to co innego! One, jako jedynie słuszne, są nawet dla dobra naszego mniej wartościowego narodu tubylczego zalecane, bo wtedy będzie on myślał prawidłowo, ku zadowoleniu Pana Naszego i narodu ukraińskiego, któremu nasz mniej wartościowy naród tubylczy powinien służyć – o czym pouczył nas już dawno rzecznik prasowy MSZ, pan Łukasz Jasina.

Toteż rząd „dobrej zmiany” służy w naszym imieniu i naszym kosztem, nie pozwalając nikomu prześcignąć się w tej posługaczowskiej gorliwości. Niestety nie wszyscy jeszcze dojrzeli do tego, by się z tego powodu radować, co panu ministrowi Kowalczykowi, podobnie jak reszcie rządu „dobrej zmiany”, przysporzyło nieco zgryzot. Chodzi oczywiście o zboże z Ukrainy, które nie wiedzieć jakim sposobem, zamiast do bałtyckich portów, dokąd zgodnie z deklaracjami rządu miało trafić,  żeby stamtąd popłynąć w siną dal, zaległo w polskich magazynach, zmuszając w ten sposób rolników tubylczych do służenia rolnikom ukraińskim, wśród których dominują właściciele ogromnych, przekraczających pół miliona hektarów latyfundiów. Początkowo wokół tej sprawy panowała zmowa milczenia, którą przerwały wreszcie protesty rolników. Tym razem uprawiający na co dzień szalenie tromtadracką retorykę rząd okazał się bezsilny. Nie wyjaśnił nawet, na jakiej zasadzie zboże z Ukrainy utknęło w polskich magazynach ani kto je od ukraińskich oligarchów rolniczych kupił, no i oczywiście – jakie wziątki w związku z tym trafiły gdzie trzeba – ale to zrozumiałe, bo przecież nie mówi się głośno o sznurze w domu wisielca. Milczy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, jakby ktoś kazał jej trzymać gębę w kuble, milczy Centralne Biuro Antykorupcyjne, a także milczą służby celne, w przypadku detalicznych przemytników kartonu papierosów takie dzielne i sprawne. Słowem – jedna zagadka goni drugą, niczym królika – ale opinia publiczna jest od tych informacji starannie odizolowana niczym od „ruskich linków”. Ale to chyba nie Putin zasypał polskie magazyny ukraińskim zbożem, co? Gdyby to był Putin, to klangor podniósłby się aż pod niebiosa, a tymczasem wokół tej sprawy panuje cisza, niczym wokół tajnego więzienia CIA w Starych Kiejkutach, gdzie pierwszorzędni amerykańscy torturanci oprawiali jegomościów „podejrzanych” przez tamtejszych twardzieli z bezpieki o „terroryzm”. Jak pamiętamy, nasze stare kiejkuty za stanie na świecy dostały od Amerykanów 15 milionów dolarów w gotówce, dzięki czemu nawet płomienni obrońcy praworządności pochowali pod siebie ogony.

Niestety mleko się rozlało, a przy okazji okazało się, że nie tylko nasz nieszczęśliwy kraj został w ten sposób przez Ukrainę uszczęśliwiony – ale również wszystkie inne, którym wypadło graniczyć w tym państwem specjalnej troski jak nie na lądzie, to na morzu – z wyjątkiem Turcji, która akurat nie pozwala robić się w konia. Najwyraźniej ktoś musiał wszystkim tym suwerennym rządom wszystkich tych suwerennych państw wydać taki rozkaz, nie troszcząc się w dodatku o jego następstwa. Kim był ten anonimowy dobroczyńca ludzkości – tajemnica to wielka, chociaż może nie aż tak bardzo, bo na pewien trop wskazują suplikacje, z jakimi suwerenne rządy suwerennych państw zwróciły się do Unii Europejskiej – żeby mianowicie, przynajmniej częściowo, zrekompensowała poniesione przez rolników straty. To nie jest zresztą pierwszy taki przypadek, bo żyją jeszcze ludzie pamiętający, jak pan Marek Sawicki, jako wielki dygnitarz kierujący w naszym bantustanie resortem rolnictwa, dopraszał się łaski Brukseli, żeby pozwoliła polskim plantatorom na uprawianie tytoniu. Co tedy brukselski gang w tej sprawie postanowi – tego jeszcze nie wiemy, ale rząd „dobrej zmiany” z miedzianym czołem zapewnia, że Unia sypnie złotem, dzięki któremu i wilk będzie syty, i owca cała, a pan  minister Kowalczyk zapewnia, że ukraińskie zboże zostanie wyeksportowane do Afryki i na Bliski Wschód i to nawet jeszcze przed nadchodzącymi żniwami, dzięki czemu rolnicy polscy będą mogli wreszcie zżęte zboże sprzedać. Czy jednak aby na pewno? Skoro z jakichś zagadkowych przyczyn nie zostało wyeksportowane do tej pory, to skąd nagle mieliby teraz znaleźć się Murzyni i Lewantyńczycy, którzy za nie zapłacą – bo chyba pan minister Kowalczyk nie będzie tam wznawiał rzymskich legis frumentariae, czyli rozdawnictwa zboża?

A w ogóle to należałoby zacząć od tego, kto będzie je sprzedawał, bo chyba ma ono właściciela? Jeśli w sprawie eksportu solenne zapewnienia składa pan minister, to być może za to zboże zapłaciło ukraińskim oligarchom państwo polskie, to znaczy – polscy podatnicy, którzy  od 2 grudnia 2016 roku finansują obłędną, a właściwie przestępczą umowę, na podstawie której rząd „dobrej zmiany” zobowiązał się do nieodpłatnego udostępniania Ukrainie zasobów całego państwa. Wśród tych podatników są oczywiście również rolnicy, którzy będą musieli nie tylko partycypować w pokrywaniu strat spowodowanych bęcwalskim wpuszczeniem do Polski ukraińskiego zboża, ale również  w subwencjonowaniu przez rząd jego ewentualnego eksportu do Afryki i na Bliski Wschód – bo przecież Murzyni i Lewantyńczycy też wiedzą, że polski rząd MUSI to zboże sprzedać, więc zaoferują najwyżej cenę symboliczną. Wreszcie – rolnicy, jako podatnicy, będą również partycypowali w ewentualnych rekompensatach, jakie rząd „dobrej zmiany” ma nadzieję uzyskać z Unii – oczywiście o ile Niemcy nie wykorzystają tej przymusowej sytuacji do kolejnego szantażu finansowego wobec Polski. Za wszystko bowiem płacą podatnicy. Ci wszyscy dygnitarze, którzy nadymają się niczym ropuchy, są tylko pośrednikami, którzy w dodatku każą sobie słono za to wymuszone pośrednictwo płacić. Trudno w tej sytuacji nie zgodzić się z nieżyjącym prezydentem USA Ronaldem Reaganem, który twierdził – a coś tam przecież o rządzeniu musiał wiedzieć – że rząd nigdy nie rozwiązuje żadnego problemu, tylko stwarza coraz to nowe.

Stanisław Michalkiewicz 

Stanisław Michalkiewicz
Stanisław Michalkiewicz
Jeden z najlepszych współczesnych polskich publicystów, przez wielu czytelników uznawany za „najostrzejsze pióro III RP”. Prawnik, nauczyciel akademicki, a swego czasu również polityk. Współzałożyciel i w latach 1997–1999 prezes Unii Polityki Realnej. Jego blog wygrał wyróżnienie Blog Bloggerów w konkursie Blog Roku 2008 organizowanym przez onet.pl. Autor kilkudziesięciu pozycji książkowych, niezwykle popularnego kanału na YT oraz kilku wywiadów-rzek. Współpracował z kilkudziesięcioma tytułami prasowymi, kilkoma rozgłośniami radiowymi i stacjami TV.

INNE Z TEJ KATEGORII

Czasami i sceptycy mają rację

Wszystkie zjawiska, jakie obserwujemy w ramach gospodarki, są ze sobą połączone. Jak w jednym miejscu coś pchniemy, to w kilku innych wyleci. Problem z tym, że w przeciwieństwie do znanej metafory „naczyń połączonych”, w gospodarce skutki nie występują w tym samym czasie co przyczyna. I dlatego często nie ufamy niepopularnym prognozom.
5 MIN CZYTANIA

Markowanie polityki

Nie jest łatwo osiągnąć sukces, nie tylko w polityce, ale nawet w życiu. Bardzo często trzeba postępować niekonwencjonalnie, co w dawnych czasach nazywało się postępowaniem wbrew sumieniu. Dzisiaj już tak nie jest, bo dzisiaj, dzięki badaniom antropologicznym, już wiemy, że jak człowiek politykuje, to jego sumienie też politykuje, więc można mówić tylko o postępowaniu niekonwencjonalnym, a nie jakichś kompromisach z sumieniami.
5 MIN CZYTANIA

Kot w wózku. Nie mam z tym problemu, chyba że chodzi o politykę

Wyścig o ważny urząd nie powinien być wyścigiem obklejonych hasłami reklamowymi promocyjnych wózków. To przystoi w sklepie – też dlatego, że konsument i wyborca to dwie różne role.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

Markowanie polityki

Nie jest łatwo osiągnąć sukces, nie tylko w polityce, ale nawet w życiu. Bardzo często trzeba postępować niekonwencjonalnie, co w dawnych czasach nazywało się postępowaniem wbrew sumieniu. Dzisiaj już tak nie jest, bo dzisiaj, dzięki badaniom antropologicznym, już wiemy, że jak człowiek politykuje, to jego sumienie też politykuje, więc można mówić tylko o postępowaniu niekonwencjonalnym, a nie jakichś kompromisach z sumieniami.
5 MIN CZYTANIA

Piosenka jest dobra na wszystko

„Kto przeżyje, wolnym będzie, kto umiera – wolny już” – głosi kultowa piosenka Wojska Polskiego, czyli naszej niezwyciężonej armii, pod tyułem „Warszawianka”. To z pozoru bardzo optymistyczne przesłanie, bo niby wszyscy będą wolni, bez względu na to, czy przeżyją, czy nie, ale z drugiej strony pokazuje, że nie ma żadnej różnicy między tym, który przeżyje, a nieboszczykiem – co wcale nie musi być aż takie radosne.
5 MIN CZYTANIA

Bajka dla dorosłych

Już w najbliższą niedzielę cała Polska będzie – nie, nie będzie czytała dzieciom, bo te bajki o demokracji przeznaczone są dla dorosłych. Konkretnie chodzi o obsadzenie ponad 40 tys. stanowisk radnych, którzy w radach będą radzić, jakby tu przychylić obywatelom nieba.
5 MIN CZYTANIA