Po roku wojny można uznać, że Ukrainie udało się zatrzymać rosyjską agresję mimo utraty władzy nad częścią swojego terytorium, a Władimir Putin nie zrealizował celu, jakim była wasalizacja tego państwa. Nie jest jednak tak, jak pokazują nam codziennie media, że Ukraińcy odnoszą nieustanne zwycięstwa, Rosja jest na skraju wyczerpania i zaraz się rozpadnie, a jej prezydent – schorowany i tracący poparcie w kraju – niebawem straci władzę.
Pozaeuropejska kroplówka
Mimo odnoszonych codziennie ogromnych strat Rosję nadal stać na kontynuowanie długotrwałej wojny, a sankcje nałożone przez Zachód i kraje o orientacji prozachodniej (Japonia, Australia, Korea Płd.) uderzają w rosyjską gospodarkę jedynie w ograniczonym zakresie – nie uniemożliwiają jej kontynuowanie ofensywnych działań. Wojna przypomina nam, że świat to nie tylko Zachód, ale także państwa pozaeuropejskie: Chiny, Indie, bliskowschodnie kraje naftowe, kraje Afryki, Ameryki Łacińskiej oraz Turcja. To dzięki tym rynkom – które nie wprowadziły sankcji na Rosję, a korzystając z okazji wręcz zwiększyły z nią relacje handlowe – zachodnie działania nie zablokowały możliwości Rosji. Świat pozaeuropejski pozwolił Putinowi częściowo przekierować relacje handlowe, co w dłuższej perspektywie będzie jednak skutkować zmniejszaniem znaczenia Rosji w świecie i jej „azjatyzacją”, ale nadal – wbrew naszym nadziejom – będzie ona istniała. Ważnym czynnikiem sprzyjającym Putinowi były także wysokie ceny surowców energetycznych, które pozwoliły Rosji zbilansować wpływy finansowe ze sprzedaży surowców.
Od czasu rozpoczęcia wojny obroty handlowe Rosji z Indiami wzrosły o kilkaset procent, a z Chinami o kilkadziesiąt. Dotyczy to głównie surowców energetycznych. Rosja pozostaje także głównym dostawą sprzętu wojskowego do Indii, a chińskie firmy wchodzą na rosyjski rynek zastępując firmy zachodnie.
Większość państw niezachodnich, choć z różnych perspektyw, nie postrzega inwazji na Ukrainę w kategoriach moralnych ani jako bezpośredniego zagrożenie własnego bezpieczeństwa. Oficjalnie zdecydowana część z nich potępiła rosyjską agresję (nie zrobiły tego Chiny i Indie), jednak szybkie zakończenie konfliktu (bez względu na rezultat) oznacza dla wielu z nich, szczególnie krajów tzw. Południa, wzrost bezpieczeństwa na rynkach międzynarodowych w kontekście dostaw surowców i żywności.
Chiński pragmatyzm
W rok po rosyjskiej agresji na Ukrainę Chiny zaktywizowały się dyplomatycznie. Przedstawiły – jak to nazwały – „plan pokojowy rozwiązania kryzysu”. To plan z punktu widzenia Zachodu zupełnie nierealny i nieuwzględniający różnicy między agresorem a ofiarą. Chińczycy mówią w nim o zawieszeniu broni i powrocie do negocjacji, poszanowaniu suwerenności obu stron, ale także o zniesieniu sankcji na Rosję, odrzuceniu „zimnowojennej mentalności”, nieużywaniu broni jądrowej, a także o zapewnieniu globalnych łańcuchów dostaw i eksportu żywności.
Można docenić to, że jest to pierwszy przedstawiony plan pokojowy. Jest on jednak wyrazem do bólu pragmatycznego i amoralnego spojrzenia na rosyjską agresję – spojrzenia z punktu widzenia chińskich interesów.
Chiny agresji nigdy oficjalnie nie potępiły, dyplomatycznie i retorycznie wspierają Rosję i oskarżają USA o sprowokowanie i podsycanie konfliktu. Nie uznały jednak rosyjskich aneksji terytorialnych po 2014 r., w tym Krymu i terenów na wschodzie Ukrainy. Nie są także stroną konfliktu i unikają wsparcia militarnego Rosji (chcą być postrzegane, wbrew narracji i działaniom amerykańskim, jako neutralne), co zostawia im ważną furtkę do wpływania na przyszłość konfliktu, który postrzegają w kontekście własnej rywalizacji z USA i do zapewnienia sobie spokojnego transportu towarów do Europy Zachodniej.
Zasłona dymna
Chiński plan miał jednak jeden główny cel: pokazanie Chin jako państwa wspierającego zakończenie wojny i walczącego o pokój. Z perspektywy Zachodu ta narracja jest w oczywisty sposób zasłoną dymną ukazującą chińskie interesy i nie do przyjęcia w kontekście powszechnego wsparcia Ukrainy w walce z rosyjskim najeźdźcą. Jednak w krajach tzw. Południa, czyli Afryki, Bliskiego Wschodu czy Ameryki Łacińskiej jest ona jak najbardziej mile widziana. Wydaje się, że jest bliska także papieżowi Franciszkowi i „europejskim outsiderom”, czyli Węgrom i Białorusi, które go poparły.
Co ciekawe, chiński plan odrzuciła początkowo także Rosja sugerując, że „obecna sytuacja nie sprzyja realizacji propozycji” (w czasie wizyty Xi w Moskwie Putin już go poparł, ale realizację uzależnił od gotowości jego wdrożenia przez Zachód). Z kolei prezydent Wołodymyr Zełenski wyraził nim zainteresowanie i gotowość do rozmów. Zaprosił nawet Xi na Ukrainę.
Chińska propozycja, mimo że nie do zaakceptowania na Zachodzie, w dłuższej perspektywie może jednak – w sytuacji przedłużającej się wojny – oddziaływać na elity takich państw jak Francja czy Niemcy, a także na resztę świata pozaeuropejskiego. Chiny mogą w przyszłości stanowić kluczowy element w działaniach na rzecz zakończenia konfliktu; mając realny wpływ i środki nacisku na Rosję mogą to wykorzystać w sytuacji jakiegoś porozumienia amerykańsko-chińskiego. Niedawne porozumienie i nawiązanie – dzięki chińskiej mediacji – relacji dyplomatycznych przez dwóch śmiertelnych wrogów: szyicki Iran i sunnicką Arabię Saudyjską (jest to swego rodzaju całkowite odwrócenie sojuszy w tym regionie) pokazało, że Pekin ma realne możliwości oddziaływania na geopolityczne procesy.
Zaangażowanie USA
Obecna sytuacja na ukraińskim froncie wydaje się patowa i przypomina wojnę pozycyjną. Głośno mówi się o ofensywach wiosennych obu stron – wzmocnionej zachodnim sprzętem Ukrainy i już po raz kolejny zmobilizowanej i niezważającej na straty ludzkie Rosji. Trudno przewidzieć jej efekty, najbardziej realne wydaje się przedłużanie się konfliktu, jeżeli nie dojdzie do zmiany jakichś kluczowych czynników.
Prezydent Joe Biden podczas swojej wizyty w Polsce mówił, że „Ukraina musi wygrać, a Rosja zostać pokonana”. Pojawia się więc fundamentalne pytanie dotyczące każdego konfliktu – co oznaczałoby zwycięstwo lub porażka którejś ze stron? Wojna pokazała, że nie tylko od woli walki Ukraińców, ale w kluczowej mierze od dalszego wsparcia Ukrainy przez USA i sojuszników oraz od postawy świata pozaeuropejskiego zależy jej przyszłość. Ukraińcy, mimo ogromnej woli walki w obronie swojego kraju, są niemal całkowicie zdani na wsparcie z Zachodu – w tym w głównej mierze z USA, gdzie opozycja wobec dalszej pomocy militarnej dla Kijowa narasta (szczególnie wśród republikanów), a więc przedłużający się konflikt może wzmacniać te tendencje. Podobne procesy mogą zachodzić w Europie Zachodniej. Dla Stanów Zjednoczonych najważniejszym wyzywaniem strategicznym jest bowiem nie Rosja, ale Chiny – w tym amerykańska klasa polityczna jest zgodna. Klucz do przyszłości wojny leży więc, w ogromnej mierze, w poziomie zaangażowania się USA we wsparcie Ukrainy.
Azjatyzacja Rosji
Nie zmienia to jednak perspektywy naszego kraju, w którego interesie jest możliwie poważne osłabienie Rosji i odsunięcie jej gospodarczo i politycznie od Europy, tak aby na możliwie długo ograniczyć jej możliwości ofensywne w kierunku naszego regionu. To się już dzieje
– „azjatyzacja” Rosji, przy ograniczaniu jej możliwości oddziaływania w Europie, postępuje i leży w naszym interesie. Jest w nim także trwałe wciągnięcie Ukrainy (pytanie tylko, w jakich granicach i w jakim statusie po wojnie) w orbitę Zachodu, a w szczególności regionu Europy Środkowo-Wschodniej.
Czy przy osiągnięciu dwóch powyższych celów można będzie mówić o zwycięstwie Ukrainy i sukcesie Polski?