fbpx
piątek, 29 marca, 2024
Strona głównaFelietonKtóry dziaders chciałby żyć wiecznie?

Który dziaders chciałby żyć wiecznie?

Gdybym był progresywnym redaktorem, być może uważałbym, że to wszystko jest mową nienawiści, a jej sprawcę należy uparcie ścigać i zniszczyć mu karierę zawodową. Na szczęście jestem tylko reakcyjnym „dziadersem” i sądzę, że swoboda ekspresji jest ważniejsza od tego, czy jakiś „płatek śniegu” może się poczuć urażony czyimiś odmiennymi poglądami albo kontrowersyjnymi słowami – pisze w najnowszym felietonie Michał Góra.

Do napisania tego felietonu zainspirowało mnie kilka wieści z postępowego świata, ale przede wszystkim wpis Tomasza Lisa na Twitterze. Oto, co odkrył Pan redaktor: „Jak się dowiadujesz, ze jesteś dziadersem? Iga Świątek podaje swoją playlistę, a ty nie tylko nie znasz tych kawałków, ale nawet nie bardzo wiesz co to jest playlista. Ale trudno żeby wychodząc na kort słuchała Bacha i Mahlera”. Jak z kolei wyjaśnił autor facebookowej strony Muzykaiprawo.pl: „Na playliście Igi znajduje się: Led Zeppelin – Rock & Roll, AC/DC – Thunderstruck, Pearl Jam – Even Flow, Gorillaz – Feel Good Inc. Pearl Jam – Porch”.

Innymi słowy, Iga Świątek słucha po prostu klasycznego rocka. Rozbawił mnie w związku z tym wpis redaktora Lisa, ponieważ – poza grupą Gorillaz – wszystkie te zespoły mają w istocie „dziaderski” charakter. Nie tylko sami wykonawcy albo już nie żyją, albo mają nawet po siedemdziesiąt lat, ale nierzadko są słuchani przez równolatków lub osoby tylko nieco młodsze. Nawet wykonawcy zespołu Pearl Jam to pięćdziesięciolatkowie. Swoją drogą, walczący ze wszelkimi niesprawiedliwościami postępowi redaktorzy nie powinni chyba używać takiego stygmatyzującego języka. Słowo „dziaders” jest obraźliwe, nieinkluzywne i dyskryminujące, ponieważ stanowi przejaw rażącego ageizmu (dyskryminacji ze względu na wiek). W związku z tym, gdybym ja sam był progresywnym redaktorem, być może uważałbym, że to wszystko jest mową nienawiści, a jej sprawcę należy uparcie ścigać i zniszczyć mu karierę zawodową. Na szczęście jestem tylko reakcyjnym „dziadersem” i sądzę, że swoboda ekspresji jest ważniejsza od tego, czy jakiś „płatek śniegu” może się poczuć urażony czyimiś odmiennymi poglądami albo kontrowersyjnymi słowami. Całe to zamieszanie postanowiłem więc najzwyczajniej w świecie obśmiać, tak jak to robiono od setek lat.

Opisana wyżej „dziadowska” sprawa zmusiła mnie do jeszcze innej refleksji. Wyczytałem bowiem w przedruku opublikowanym przez Businessinsider.pl, że „Naukowcy odkryli kod genetyczny nieśmiertelnej meduzy. Pomoże nam zrozumieć, na czym polega starość”. Przypomniał mi się wówczas często obecny w filmach o wampirach – wcale nie taki naiwny i głupi, jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka – motyw przekleństwa, jakim może być dla człowieka długowieczność. Jest to sprawa o tyle ciekawa, że jeszcze kilka wieków temu artyści śpiewali o naszych ostatnich chwilach na tym „ziemskim łez padole” wręcz z tęsknotą, upragnieniem. Jan Sebastian Bach stworzył kantatę o wymownym tytule „Przyjdź, słodka mej śmierci godzino” (Komm, du süße Todesstunde), a autor jej słów – niemiecki prawnik Salomon Franck – wprost przecież deklaruje: „pragnę już dnia ostatniego!” (tłum. Paweł Piszczatowski). Zresztą bardziej współczesny, ale obecnie to już chyba „dziaderski” zespół rockowy Queen, śpiewał: „Who wants to live forever”. Rzeczywiście, nie od rzeczy jest zapytać, kto – tak naprawdę – chciałby żyć wiecznie? Żądzę taką dostrzec można często u skrajnych egocentryków, w rodzaju despotycznych monarchów, psychopatycznych dyktatorów i innych narcyzów zapatrzonych we własną osobę. Co prawda to tylko moje własne obserwacje i obszar wiedzy potocznej, a więc uczciwie zastrzegam, że nie prowadziłem na ten temat żadnych badań empirycznych.

Niemniej jednak nasza długowieczność stanowiłaby dla nas najwyraźniej istotny problem społeczny, etyczny i praktyczny. Skoro bowiem takie rzeczy jak gusta muzyczne mogą rodzić napięcia międzypokoleniowe, to co stanie się, jeśli dzięki postępowi technicznemu i medycznemu najmłodszych i najstarszych obywateli będzie dzielić na przykład 150 lat różnicy? Co zrobimy, jeśli zaatakuje nas wirus, który jest właściwie niegroźny dla ludzi w wieku od 0 do 120 lat, ale zabójczy dla tych powyżej 130. roku życia? W którym roku życia będziemy przechodzić na wcześniejszą emeryturę – w 95 czy 105? Ktoś może pomyśleć, że wypisuję tu głupoty i nie będziemy żyć tak długo, a jeśli nawet będziemy, to przecież poradzimy sobie z tymi przeszkodami za pomocą tego samego postępu, który pozwoli nam żyć tak długo. Jednakże jeszcze na początku XX w. średnia długość życia wynosiła około 40 lat, a teraz nawet 70–80 lat. Oznacza to wzrost zbliżony do dwukrotnego. Poza tym, czy w Polsce kiedykolwiek sprawiedliwie i w sposób efektywny rozwiązalibyśmy takie problemy jak dzietność z jednej strony, a zabezpieczenie społeczne w wieku emerytalnym z drugiej?

Nie chciałbym być źle zrozumiany. Nie sugeruję odrzucenia zasad bezpieczeństwa i higieny, osiągnięć nowoczesnej medycyny i nauki ani postulatu dbania o zdrowie własne i cudze, zresztą w myśl przykazania miłości. Mam raczej na myśli to, co papież Franciszek trafnie ujął w swojej encyklice Laudato Si’: „Nikt nie chce wrócić do epoki jaskiniowej, ale konieczne jest spowolnienie marszu, aby obserwować rzeczywistość w inny sposób, gromadzić osiągnięcia pozytywne i zrównoważone, a jednocześnie przywrócić wartości i wielkie cele unicestwione z powodu megalomańskiego niepohamowania”. W tej sytuacji ludzkość musi sobie odpowiedzieć na pytanie, gdzie są granice naszego trwania i na ile musimy zaakceptować dwie oczywistości – nieodłącznie wiążące się z samym faktem życia ryzyko oraz jego deterministyczny wynik w postaci śmiertelności. Jest to o tyle istotne, że pretensja o zapewnienie długowieczności będzie z pewnością kierowana do współczesnego państwa dobrobytu, które lubi podobne roszczenia zaspokajać albo przez mniej lub bardziej sprawiedliwą dystrybucję dóbr albo przez zastosowanie przymusu. Z przekąsem stwierdźmy na koniec, że tej zimy państwo dobrobytu może mieć problem z zapewnieniem nam odpowiedniej temperatury w mieszkaniach. Będzie to więc takie państwo dobrobytu bez dobrobytu.

Michał Góra

Felieton powyższy poruszający temat „długowieczności” został napisany przed podaniem do publicznej wiadomości informacji o śmierci Elżbiety II.

Michał Góra
Michał Góra
Zawodowo prawnik i urzędnik, ale hobbystycznie gitarzysta i felietonista. Zwolennik deregulacji, ale nie bezprawia. Relatywista i anarchista metodologiczny, ale propagator umiarkowanie konserwatywnej polityki społecznej.

INNE Z TEJ KATEGORII

Ot, i nastał koniec na samym początku

Zwykliśmy mówić za Kisielem, że socjalizm to ustrój, który bohatersko pokonuje problemy nieznane w żadnym innym ustroju. Dziś mamy do czynienia z absolutnie kuriozalną sytuacją, kiedy państwo socjalistyczne tworzy problemy, które po morderczej walce zostały uznane za pokonane.
6 MIN CZYTANIA

Polityka religijna

O czym powinien był felieton w Wielkim Tygodniu? Czy o niegodziwej mamonie, czy raczej o sferach od niej odległych? Z pozoru trzeba by preferować raczej te drugie tematy – ale kiedy zastanowimy się nieco głębiej, to niepodobna nie dojść do wniosku, że tematem świątecznego felietonu powinna być… polityka.
5 MIN CZYTANIA

Nie pal marihuany przy Mamusi. No, chyba że w Niemczech

Problem legalizacji marihuany nie znajduje się w pierwszej dziesiątce kluczowych spraw, jakie powinniśmy rozwiązać. Łączy się za to z szerszym zjawiskiem, jakim jest państwowy paternalizm. A to już jest coś ważnego. Coś, co warto opisać.
5 MIN CZYTANIA

INNE TEGO AUTORA

O pewności prawa i praworządności słów kilka

Ostatnio publicystyka krajowa koncentruje się na problemach jakości i pewności prawa. Wiąże się to z wszechobecnym w naszym kraju bałaganem, który wygląda tak, jakby Polacy posiadali własne państwo nie od ponad tysiąca lat, ze znanymi przerwami, ale od kilku miesięcy. I podobnie jak właściciel dopiero co kupionego samochodu, ale wykonanego w nowej technologii, kompletnie nie mają pojęcia, jak go obsługiwać.
4 MIN CZYTANIA

Czyżby obrońcy praworządności uważali, że pierwsza Rzeczniczka nie była prawdziwym RPO?

Przez kilka ostatnich lat gremia oficjalne, w tym ponadnarodowe, i media prowadzą ożywioną dyskusję na temat stanu praworządności w Polsce. Jest to trochę zabawne z dwóch powodów. O obu poniżej.
4 MIN CZYTANIA

Najpierw zbiera się aktyw, czyli szczyt wszystkiego

Znajomy uraczył mnie ostatnio następującym dowcipem. W okresie PRL-u przed zbiorem płodów rolnych często pytano: „Na polu zostały buraki oraz ziemniaki, co zbiera się najpierw?”. Odpowiedź była jasna, ponieważ „Najpierw zbiera się aktyw!”. Przytoczony żart dotyczył wszelako minionego systemu. W nowych realiach najpierw zbiera się bowiem „szczyt”.
3 MIN CZYTANIA